niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział XIV cz. II

[Maja]


Wyszliśmy z domu i przeszliśmy na drugą stronę ulicy, a tym samym po chwili znaleźliśmy się w parku. Przeszliśmy powolnym krokiem przez kilka alejek dookoła stawu, w środku którego znajdowało się kilka fontann, tworzących niepowtarzalny klimat tego miejsca. Nie było zbyt wielu spacerowiczów, więc usiedliśmy na trawie z widokiem na staw i chwilę wpatrywaliśmy się w milczeniu w taniec wody. Kuba wyciągnął z paczki papierosa i zapalił go zapalniczką. Zaciągnął się, po czym wypuścił kłęby dymu z ust. W życiu wypaliłam może sześć sztuk i naszła mnie ochota na siódmą, choć tym razem mój towarzysz nawet nie proponował.
- Dasz mi jedną? – zapytałam, starając się, aby mój głos był w miarę uprzejmy.
- Od kiedy ty palisz? – zdziwił się. – Pani sportowiec pali? – zapytał. Wzruszyłam ramionami.
- Raz na parę lat można – odpowiedziałam. – Nawet sportowcy mają czasem gorsze dni. To jak? – dodałam. Podał mi papierosa i zapalił.
Nigdy nie paliłam w większych ilościach, bo uważałam to za niszczenie sobie zdrowia, ale wiedziałam dokładnie jak działa nikotyna. W ciągu około siedmiu sekund dostaje się do tętnic mózgu, co powoduje zwiększenie produkcji dopaminy, tak zwanego hormonu szczęścia. Nie warto rujnować swojego organizmu dla tej jednej rzeczy. Ale teraz po prostu tego potrzebowałam. Zaciągnęłam się kilkukrotnie, choć tym razem w ogóle mi nie smakował. Początkowo lekko zakręciło mi się w głowie i czułam, jakbym wdychała dym z komina połączony ze spalinami tuningowanego Golfa. Na imprezach po kilku głębszych kieliszkach mogłam palić i wyczuwałam ten charakterystyczny smak, ale zupełnie na trzeźwo w ogóle mi się to nie podobało. Musiałam jednak przyznać, że lekko się rozluźniłam. Głupie myśli i problemy jednak nie odeszły, przestały jedynie na chwilę mieć znaczenie.
- Dlaczego życie jest zawsze pod górkę? – zadałam pytanie patrząc w przestrzeń i nie oczekiwałam nawet odpowiedzi.
- Los sobie z nas kpi, po prostu – powiedział Kuba, a ja odwróciłam się w jego stronę. – Nie sądzisz, że zabawnie byłoby być tam na górze i śmiać się z tego, co trafia się ludziom?
- Darmowa komedia? – zapytałam, po czym wzruszyłam ramionami. – Może i zabawnie, ale nie zapominaj, że tym razem to my jesteśmy tymi na dole. – Mój ton głosu nie wyrażał optymizmu.
- Powiesz mi wreszcie, co się stało? – zapytał. – Bo nie mów, że nic się nie stało.
- No tak, nie odwalam głupot, trzeźwo patrzę na życie, na pewno coś się musiało stać – powiedziałam z ironią, a zaraz po tym podkuliłam kolana pod brodę i po prostu się rozpłakałam. Nie chciałam, aby patrzył na moje chwile słabości, ale to było silniejsze ode mnie.
- Więc? – ponaglił mnie. Starłam łzy z policzków i wyprostowałam się, siadając po turecku naprzeciwko Kuby.
- Pamiętasz Adama, prawda? – zapytałam. – Jechał z nami pociągiem do Malborka.
- Ten twój kochaś, tak? Co z nim? – Spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
- Z nim nic, ze mną źle – powiedziałam dość cicho, a w moim głosie nie było żadnej energii. Starałam się uspokoić i marnie mi wychodziło. – Wiesz, dlaczego kazaliśmy ci z Pawłem spadać wczoraj?
- Bo, cytuję, mieliście mnie dość i chcieliście powspominać stare czasy we dwoje? – zapytał. Prychnęłam mimowolnie.
- No, faktycznie sobie powspominaliśmy – powiedziałam z ironią. – Butelka wina, wspólna kąpiel w wannie i parę innych rzeczy. – Wzruszyłam ramionami.
- Czyli się z nim przespałaś, rozumiem – stwierdził obojętnym tonem.
- Nie, tak daleko nie zaszliśmy. Było blisko, ale nie – ucięłam. – No i teraz muszę wyspowiadać się Adamowi – dodałam.
- A co on ma do tego? – zapytał ironicznie Kuba i w tym momencie zaczęłam żałować, że to akurat mu przyszło mi się zwierzać. – Ślubu przecież z nim chyba nie brałaś.
- To nie zmienia faktu, że mi na nim zależy – odparłam.
- W takim razie, dlaczego to zrobiłaś? – zadał pytanie. Miał rację. To tak czy siak moja wina i muszę sobie z tym poradzić.
- Byłam pijana, szaleństwo jednej nocy. – Znów objęłam ramionami kolana. – Nie wybaczy mi tego.
- To mu nie mów – powiedział kręcąc głową. – Po co się tym przejmować? – To było bardzo w jego stylu.
- Ja, w przeciwieństwie do niektórych, w związku cenię szczerość i to na niej chciałabym to wszystko budować. Wiem, że brzmię jak hipokrytka, ale to już nie moja wina. – Poprawiłam dłonią włosy i podrapałam się po głowie.
- Jeśli liczyłaś na radę, to ja ci nie pomogę – powiedział i wzruszył ramionami. – Moje zdanie na ten temat znasz.
- Dzięki, chociaż za to, że mogłam się wygadać – powiedziałam. – Wiesz, że kiedyś wierzyłam w to, że moglibyśmy zostać przyjaciółmi? – Z łatwością zmieniłam temat.
- Kiedy? – zainteresował się.
- Na początku, kiedy jeszcze jakoś się dogadywaliśmy. – Uśmiechnęłam się.
- Wtedy, w Malborku skopałem sprawę. Ale pomyśl, że dla mnie to też był szok, kiedy okazało się, że twój ojciec, człowiek, u którego spędziłem pół życia, nie żyje, a na mnie spadło przekazanie wam wszystkiego. Nie wiedziałem, od czego zacząć – powiedział. Nie miałam pojęcia, że z jego strony tak to wygląda.
- Rozumiem – szepnęłam i spojrzałam w jego głębokie brązowe oczy. Znów w mojej głowie pojawiła się myśl, że w ogóle go nie znam, a już zdążyłam zaszufladkować.
Zastanawiałam się, czy kiedy to wszystko się skończy, nadal będziemy się ze sobą kontaktować. Będziemy wolni, nasze zobowiązania wobec siebie się poniekąd skończą. Zaraz, w co ja wierzę? Może i straciłam Adama, ale zyskałam całą dużą rodzinę, do której czy tego chciałam, czy nie, Kuba w jakiś sposób należał. Teraz wszystko miało się zmienić i nie wiedziałam, czy na gorsze, czy na lepsze.
- Myślisz, że da się coś jeszcze uratować? – zapytałam. – Czy damy radę, chociaż przez godzinę, nie wyzywać się od idiotów?
- To już od ciebie zależy, bo to ty zwykle zaczynasz się na mnie drzeć – odparł.
- Idiota – skwitowałam, a zaraz po tym się roześmiałam, zdając sobie sprawę z komizmu sytuacji. Taki nawyk.
- No widzisz, masz odpowiedź. – Roześmiał się również.
- Sugerujesz, że nie potrafię być dla ciebie miła? – zapytałam i wytknęłam język.
- Owszem – odpowiedział szczerząc zęby.
- Jesteś tego pewien? – zadałam pytanie i przekrzywiłam głowę, patrząc na niego z zaciekawieniem.
- Jestem tego pewien, możemy się nawet założyć – powiedział pewnym tonem.
- Proszę bardzo. Jeśli będę dla ciebie miła do powiedzmy powrotu do Gdańska, wtedy kupujesz mi pół litra Finlandii, a jeśli nie, to ja tobie?
- Stoi – powiedział krótko.
- Albo nie. Ty też będziesz dla mnie miły, żeby nie było ci tak łatwo wygrać – zmieniłam zdanie.
- Przecież zawsze jestem miły – oburzył się. Wzruszyłam ramionami.
- Wątpię – stwierdziłam dość lekkim tonem. – Czyli co? Do powrotu do Gdańska jesteśmy dla siebie mili, kto pierwszy wymięknie, ten stawia drugiemu pół litra Finlandii. – Wyciągnęłam prawą dłoń ku niemu, a on ją ścisnął.
- Przyjmuję zakład. Kupuj już tę flaszkę. – Wyszczerzył zęby.
Wiedziałam, że będzie mi ciężko wytrwać w tym zakładzie, ale będę próbować. Kuba zobaczy, jaka potrafię być miła i uprzejma.
- Kubusiu, wydaje mi się, że to ty będziesz ją musiał kupić – powiedziałam z uśmiechem, starając się, aby mój głos był słodki niczym cukierek. To będą zabawne i ciekawe dni. Może i ciężkie, ale i niezapomniane.
Wstaliśmy i powolnym krokiem pomaszerowaliśmy wzdłuż kolorowych alejek parku, kopiąc przypadkowo znaleziony kamyk. Przeszliśmy koło placu zabaw, gdzie bawiły się dzieci. Chciałabym znowu być taka beztroska i nie martwić się tym, co przyniesie jutrzejszy dzień. Postanowiliśmy wracać, bo strasznie się zasiedzieliśmy. Co prawda, żadna z sióstr jeszcze do nas nie wydzwaniała, ale wypadało jednak spędzić z nimi trochę czasu przed kolejną podróżą.
- Ciekawe, czy Luśka już dowiedziała się o tym, co zrobiliśmy z jej bagażem – zastanowiłam się głośno i spojrzałam na Kubę. Wzruszył ramionami, a ja westchnęłam.
- Będzie nam za to dziękować, uwierz – powiedział. Wyciągnął kolejnego papierosa i wypalił go po drodze.
- Długo palisz? – zapytałam, próbując zmienić temat.
- Kilka lat będzie – odparł i policzył coś na palcach prawej ręki. – Mniej więcej od połowy technikum.
- Sporo – powiedziałam. – Ale i tak, jeśli się uprzeć, to da się rzucić.
- A jeśli nie chcę rzucać? – zapytał, po czym na mnie spojrzał. – Lubię palić, chociaż coś przyjemnego w tym życiu.
- Można biegać. Też jest przyjemne i można się wyluzować. – Uśmiechnęłam się. – No i sport to zdrowie, a palenie powoduje…
- Miśka, nie produkuj się, to moje zdrowie – przerwał mi. – Znam konsekwencje, nie musisz mi o nich mówić.
W ten sposób doszliśmy do domu Anity, z którego właśnie wychodziła Inez. Uśmiechnęła się do nas i szepnęła, abyśmy się opiekowali jej dziewczyną. Może i była to moja młodsza siostra, ale ja nie zamierzałam robić za niańkę. Była dorosła, powinna radzić sobie sama. Oczywiście przytaknęliśmy jej, że się tego podejmiemy, bo jeszcze gotowa by była pojechać z nami. Niezbyt polubiłam tę dziewczynę i w duchu cieszyłam się, że już wychodziła.
Anita była już praktycznie spakowana, więc usiedliśmy na miękkim dywanie w jej pokoju i zaczęliśmy oglądać jakiś przypadkowy film, który akurat leciał w telewizji. Siedziałam bardzo blisko Kuby, a po mojej drugiej stronie rozsiadła się Anita. Po chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz z przerażeniem, rzuciłam Kubie spojrzenie, pokręciłam głową i wyszłam z pokoju na korytarz. Drżącą dłonią nacisnęłam zieloną słuchawkę. Niechaj się dzieje, każdemu wyzwaniu trzeba prędzej czy później sprostać. Usiadłam na schodach i, gdy tylko usłyszałam głos Adasia, zaczęłam wierzyć, że może jeszcze nie wszystko jest stracone.
- Cześć kochana, kiedy wracasz? – zapytał swoim charakterystycznym głosem, przeciągając ostatnie słowo.
- Tęsknisz? – odpowiedziałam pytaniem, przeciągając drugą literę. Uśmiechnęłam się sama do siebie, dochodząc do wniosku, że po jakimś czasie spędzonym z Pawłem zaczynałam już nabierać jego nawyków.
- Bardzo, przecież wiesz. Jednakże, gdy cię długo nie oglądam, czegoś mi braknie, kogoś widzieć żądam – zanucił mi Mickiewicza w interpretacji zespołu Enej.
- Właściwie to nie wiem, zależy jak to wszystko z siostrami wyniknie. Na razie jesteśmy trzy, pozostały jeszcze dwie, w nocy jedziemy do Krakowa. Ale myślę, że w piątek powinnam już być. Zadzwonię jak będę już w drodze do domu, bo chciałabym się z tobą spotkać od razu po podróży. – Nie wiem, czy liczył na to, że tak się za nim stęskniłam, czy na coś innego, ale zamierzałam go rozczarować i powiedzieć o wszystkim, co teraz musiałam tłumić w sobie.
- Rozumiem – powiedział. – A co tam słychać w ogóle? Wszystko dobrze? – zapytał.
- Można tak powiedzieć. – Moja odpowiedź była prawie najkrótszą z możliwych. Na maturze ustnej z języka polskiego dostałabym za taką odpowiedź zero punktów. Ale studiowałam na Politechnice, więc w zasadzie, słuchając niektórych z wykładowców, nie musiałam znać poprawnej polszczyzny i jej stosować. Nie chciałam mówić mu teraz o wszystkim, wolałam zaczekać na odpowiedniejszy moment. – A co tam u ciebie?
- W domu jestem, nudzę się strasznie i uczę się Chemii, chociaż marnie mi idzie – parsknął. – W ogóle, co za głupota wierzyć, że uda się to zdać.
- Też powinnam się uczyć, ale nie mam na to czasu, nie wzięłam nawet żadnych notatek – stwierdziłam. – Trudno, najwyżej nie zdam i mnie wywalą.
- Tak, jasne, akurat ciebie wywalą, która najlepiej z nas wszystkich to ogarniasz. Wrzuć na luz, Miśka – powiedział.
- Ciągle mi to tłumaczysz, a ja i tak nadal nie wiem, czy te studia mi coś dadzą. Będę inżynierem pracującym w Macu i na tym się skończy – powiedziałam. Nawet tak nie sądziłam, ale musiałam jakoś tę rozmowę sprowadzić na sprawy uczelni, a nie sprawy między nami, neutralny temat. Usłyszałam dzwonek do drzwi – najprawdopodobniej znak, że Luśka i Mikołaj wrócili. Zaraz będzie wesoło. – Słuchaj, muszę kończyć. Odezwę się jeszcze. – Pożegnaliśmy się i zakończyłam rozmowę czerwoną słuchawką.
Z pokoju wyskoczyła Anita, a za nią Kuba, który mrugnął do mnie porozumiewawczo. Wstałam i zeszłam z nimi na dół. Za drzwiami faktycznie stała moja bliźniaczka, a krok za nią Mikołaj, który nie miał wesołej miny. Właściwie, to na niego spadło zajmowanie się moją siostrą i, mimo że był od niej młodszy, zdawał się być odpowiedzialniejszy, a przede wszystkim bardziej zrównoważony. No właśnie.
Luśka w dłoni dzierżyła nowo zakupiony duży plecak, znacznie większy od mojego. Wyminęła nas i podeszła do swojej walizki, która nadal stała w korytarzu. Nie miała zbyt wesołej miny, a ja nie potrafiłam zgadnąć dlaczego. Postawa Mikołaja mogła jedynie wskazywać na to, że po drodze się pokłócili. Starałam się nie wnikać, o co im poszło. To nie była moja sprawa. A mina Leokadii miała jeszcze bardziej zrzednąć po tym, jak otworzy swoją walizkę, cholera.
- Luśka, może przepakuję twoją walizkę do plecaka, a ty pójdziesz odpocząć? – zaoferował się Kuba. Te słowa z jego ust brzmiały tak sztucznie, że nawet jeśli bym go nie znała, nie dałabym się nabrać, że niczego nie knuje.
- No właśnie, my się tym zajmiemy, a ty możesz iść z Anitą oglądać film. Bardzo fajny teraz na Polsacie leci – dodałam, starając się wesprzeć poczynania Kuby.
- Dajcie spokój – powiedziała Luśka. – Pięć minut i zrobione. Jak tak bardzo chcecie, to możecie mi zaparzyć herbaty.
Zaczyna się. Cholera, cholera, cholera, cholera. Wdech, wydech. Nie żyjemy. Spojrzałam na Kubę, który zbliżył się do mnie.
- Jakiś jeszcze pomysł? – szepnęłam mu do ucha i z przerażeniem patrzyłam, jak Luśka odpina zamek swojej walizki. Mikołaj stał przy jednej ścianie, Anita przy drugiej i patrzyli na naszą trójkę z zaciekawieniem.
- Może jednak pomóc? – zaoferował się jednak Kuba. I Luśka i Anita nie kryły zdziwienia. Chyba jednak będzie trzeba podjąć się wyzwania.
- Kubusiu, zaparz tej herbaty, a ja pomogę Luśce – powiedziałam do Kuby głosem najbardziej uprzejmym, jak potrafiłam.
Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo Luśka zakończyła rozpinanie zamka i otworzyła walizkę. Wzięłam głęboki wdech, aby przez kilka sekund nie oddychać, czekając na wyrok… śmierci?
Przecież mnie nie zabije, bo nie dostanie spadku. Miałaby niszczyć sobie życie przeze mnie? No, kreatywność w wymyślaniu argumentów pierwsza klasa. Oj, Miśka, staczasz się.
- Luśka, bo słuchaj, jest taka sprawa, o której zapomnieliśmy ci powiedzieć, a chyba teraz stała się dość istotna… – zaczął Kuba spokojnym tonem.
- Mam jednak nadzieję, że nic się nie stało i nie będziesz na nas za to zła – dodałam. Odwróciła wzrok w naszą stronę, nie zdążyła nawet jeszcze spojrzeć na zawartość walizki.
- Słucham? – zapytała i zmarszczyła czoło. Odwróciła wzrok, zaczynając kojarzyć fakty. Westchnęła ciężko i zasyczała. Ups.
- Razem z Kubusiem uznaliśmy, że wygodniej będzie ci chodzić w adidasach niż szpilkach i dokonaliśmy pewnej małej zmiany.
Usłyszeliśmy głuchy dźwięk, coś o coś uderzyło. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że Anita masuje sobie czoło, próbując opanować śmiech. Uderzyła głową w ścianę?
- Kocham was ludzie, rozbrajacie mnie – powiedziała, próbując się opanować. To trochę rozluźniło ciężką atmosferę, ale i tak złowroga mina Luśki się nie zmieniła.
- Dlaczego? – zapytała. – Chyba wyraźnie wam powiedziałam, że wiem, co jest wygodne, a co nie jest! – krzyknęła. –  Jeśli zapakowałam szpilki, to znaczy, że je lubię i czuję się w nich dobrze. A wy zawsze swoje. No, po prostu szkoda mi słów na was.
- Daj spokój, jeszcze będziesz im dziękować – powiedział Mikołaj. Właśnie zyskał u mnie ogromnego plusa, stając po naszej stronie, a nie po stronie przyjaciółki. Przewaga liczebna i siła naszych argumentów zwyciężyły.
- I ty Brutusie przeciwko mnie? – zapytała Luśka syczącym głosem. Była nieźle wkurzona.
- Luśka, o co ten krzyk? Zostawiłam ci kilka par, powinno starczyć – powiedziałam spokojnie. Kręciła głową.
- Anita, masz może melisę? – zapytała. – Potrzebne mi coś na uspokojenie, bo nie wytrzymam z nimi.
- Mam – odpowiedziała krótko. – Zaparzyć? – zapytała z uśmiechem i powolnym krokiem zaczęła iść w kierunku kuchni. – Moja matka pije ją nałogowo, gdy wraca z wywiadówki, ewentualnie jak wracam w nocy z jakiegoś koncertu. – Usiłowałam się nie roześmiać. Nawet Luśka się uśmiechnęła, a Miki głośno parsknął.. Nigdy nie miałam problemów z ciotką i może przechodziłam przez bunt, ale nie był jakiś szczególnie wielki.
- No co? – zapytała Anita. – To chcesz tej herbaty? – dodała.
- Nie, nie. Wiesz co? Możesz mi zaparzyć zielonej. W sumie, to nie jestem aż tak zdeterminowana, aby pić melisę.
Pomaszerowaliśmy za Anitą do kuchni, zostawiając Luśkę oraz jej walizkę i plecak samym sobie. Nie komentowała dalej sprawy z wymianą butów, ale sądziłam, że jeszcze jakoś się na nas zemści. Przynajmniej jej mina na to wskazywała.
Usiedliśmy przy stole i rozmawialiśmy, sącząc herbatę w międzyczasie. Szepnęłam coś na temat Luśki do Kuby, który siedział po mojej prawej stronie, a przy okazji na krótką chwilę go objęłam, abym mogła bardziej się do niego przybliżyć. Anita spojrzała na nas z zaciekawieniem i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak to może wyglądać. Jak w ogóle może wyglądać nasza relacja, odkąd się nie kłócimy.
- Wy jesteście razem, nie? – zapytała. Zmarszczyłam czoło. Matko boska, nigdy w życiu.
- Nie – powiedzieliśmy w tym samym momencie, kręcąc przy tym głowami.
- Co ci do głowy strzeliło? – zapytałam, patrząc na nią zdziwionym wzrokiem. Zawału kiedyś dostanę.
- No nic, ładnie razem wyglądacie i chyba się dobrze dogadujecie – wyjaśniła. Usiłowałam nie uderzyć głową w stół, a przynajmniej zachować powagę. W wyobraźni już widziałam siebie stukającą czołem o blat w rytmie „We will rock you” zespołu Queen.  Ja i on? Nie ma takiej opcji.
- Oni razem? W życiu. – Do rozmowy włączyła się Luśka. – Nie widziałaś jeszcze, jak się kłócą. – Wytknęła język.
- Nie wyglądają na jakoś specjalnie kłótliwych – odparła Anita. – Tak czy siak sądzę, że tworzylibyście idealną parę – dodała, swoje słowa kierując do mnie i do Kuby.
- No, jakbym nie miał co robić – powiedział pod nosem Kuba. W sumie, przedmiotem naszego zakładu było to, abyśmy byli dla siebie mili, ale nie wiem, jak było w opowiadaniu na temat tej drugiej osoby innym. Chyba to nie było uwzględnione. I dobrze.
- Wątpię, że to by nam kiedykolwiek mogło wypalić – powiedziałam. – A poza tym, jestem w związku i dobrze mi z tym. – Uśmiechnęłam się dość ironicznie. Za wesoło nie było, ale na razie trzeba stwarzać pozory. Kuba też na mnie spojrzał z zaciekawieniem. No tak, dopiero, co mu się żaliłam.
- Oj tam, wszystko się może zmienić – powiedziała Anita z uśmiechem na ustach. Mina mi zrzedła. Dlaczego, cholera jasna, wszyscy muszą mi o tym przypominać, jeśli nawet nie wiedzą, co się dzieje? Zaraz wyjmę karabin z plecaka i rozstrzelam wszystkich.
A zresztą? W ogóle, co to za teoria, że wszystko może się zmienić? Anita ma swoją Inez i podobno jest z nią szczęśliwa, to powinna zrozumieć, że o takich rzeczach się po prostu nie mówi, jak jest się w związku. Ja w jej wieku miałam Pawła i byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu, że kogoś mam, a na pewno nie chciałam tego zmieniać. Może i robiłam w życiu różne głupoty, ale mój bunt nie był jakiś dotkliwy. A jej postawa była strasznie infantylna. Sprawiała wrażenie rozbrykanego źrebaka, który zerwał się z uprzęży.
- Wiecie co? – zapytała Luśka, a wszystkie spojrzenia zwróciły się w jej stronę, zaś rozmowa, której nie słuchałam, ucichła. – Powinniśmy iść spać, bo pewnie w pociągu się za bardzo nie wyśpimy – zaproponowała.
Popatrzyliśmy po sobie z Kubą, a później zerknęliśmy na resztę. Nie chciało mi się spać, bo wiedziałam, że nie zasnę, a w mojej głowie pojawi się milion głupich myśli, których za nic nie będę potrafiła wyrzucić. W co ja się wpakowałam?
- Właściwie, to jest dobry pomysł – powiedziała Anita. – Możecie spać wszędzie, poza pokojem mojej matki. Pokażę wam pokoje.
- Kuba – szepnęłam. Zgięłam palce prawej dłoni tak, jakbym trzymała papierosa pomiędzy środkowym, a wskazującym i przysunęłam je do ust, a potem odsunęłam wydychając powietrze. Kuba i cała ta sytuacja mają na mnie zdecydowanie zły wpływ, skoro mam ochotę palić. Albo biegać.
Tyle, że ta druga czynność zbyt przypominała mi o Adamie i o Pawle. Właściwie, dlaczego miałabym odmawiać sobie czegoś, co uwielbiam robić, tylko dlatego, że mam wspomnienia związane z tą czynnością? Nie jestem masochistką, chcę po prostu zapomnieć na kilka minut o tym wszystkim, a nie rozpamiętywać kolejny raz wszystkie wydarzenia z ostatnich dni.
Kuba obdarzył mnie zdziwionym spojrzeniem i pewnie będę musiała mu odpowiedzieć na kilka trudnych pytań. Tyle razy moralizowałam go, że palenie jest złe, a teraz sama wyciągałam go, aby zapalić. Wstaliśmy, mówiąc reszcie, że wrócimy niebawem i powolnym krokiem wyszliśmy na zewnątrz. Było dość ciepło, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
- Nie wiem, jak to będzie – powiedziałam po chwili marszu. Kierowaliśmy się do parku, w którym byliśmy wcześniej. Przystanęliśmy, a mój towarzysz wyciągnął z kieszeni dobrze mi znaną paczkę i podał mi jednego papierosa, drugiego wziął dla siebie i oba zapalił.
- Poradzisz sobie, po co martwić się na zapas? – zapytał Kuba, pomiędzy jednym, a drugim zaciągnięciem. – Spróbuj o tym nie myśleć, wyluzuj.
- Jak mam wyluzować, skoro na każdym kroku coś mi o tym przypomina? – zapytałam z nieukrywanym wyrzutem. – Cały czas to wszystko się dzieje, wszystko się komplikuje, nie wytrzymuję już. Chciałabym wrócić do domu, położyć się na własnym łóżku i wreszcie móc w samotności dać upust emocjom. – Zaciągnęłam się tak mocno, że na moment zakręciło mi się w głowie. – A teraz już sama nie wiem, co i do kogo czuję.
- Spokojnie. – Pogładził mnie po ramieniu. – Wrócisz do domu, wszystko się ułoży. Musisz wierzyć, że będzie dobrze.
- I co mi to da? Wmówię sobie, że będzie dobrze, a on powie mi, żebym spadała. Super – burknęłam. Starał się pocieszać mnie jakby na siłę. Wiedziałam, że go to w ogóle nie obchodzi, ale nie miałam komu się wygadać.
- To ty mu powiesz, że też niech spada i wrócisz do Pawła. Przecież będziecie mogli się widywać w weekendy, a jak nauczę cię teleportacji to i codziennie – powiedział pewnym siebie tonem. Jak zwykle.
- To tak nie działa – odparłam. – Nie można po prostu zapomnieć kilku miesięcy z życia i zachowywać się tak, jakby nic się nie stało.
- Można – odpowiedział krótko. – Robię to cały czas i dobrze sobie radzę, jak widzisz.
Przez chwilę naszła mnie myśl, że może Kuba naprawdę jest kimś zupełnie innym, niż postać, którą gra w tym przedstawieniu życia. Nie pozwolił mi siebie poznać, a przez zgrywanie luzaka, nawet nie próbowałam wnikać w to, jak jest naprawdę. Nie miałam na to czasu ani siły. Moje myśli zajmowało coś zupełnie innego.
- Zrobiłbyś to, gdybyś był na moim miejscu? – zapytałam.
- Wiesz, dla mnie, jako dla wolnego strzelca, praktycznie nie istnieje pojęcie stały związek. To jakiś oksymoron, nie raz się o tym przekonałem – odpowiedział, po czym zaciągnął się papierosem. Popatrzyłam na niego z zaciekawieniem, a on tylko wzruszył ramionami. Może jednak, gdybym poznała go lepiej, byłabym w stanie go polubić?
- Koniec tematu – powiedział Kuba, gdy zgasiliśmy papierosy o popielniczkę zamontowaną na śmietniku i wrzuciliśmy je do owego. – Trzeba zrobić zakupy na podróż – Uśmiechnął się.
Nie wracaliśmy więcej do tej rozmowy, choć miałam nadzieję, że uda mi się w końcu coś z niego wyciągnąć. Zaintrygował mnie, po raz kolejny utwierdzając mnie w przekonaniu, że oceniłam go pochopnie. Szliśmy przed siebie, poszukując jakiegoś otwartego sklepu, który odpowiadałby Kubie. Mi na te kilka godzin podróży, podczas których zamierzałam trochę się przespać, nie było chyba nic potrzebne.
Kuba szedł obok mnie, trzymając ręce w kieszeniach i coś sobie pogwizdując. Nie znałam tej melodii, więc mogłam się domyślać, że to nie jest muzyka w moich klimatach. Odtwarzacz MP3 rozładował mi się już dawno, więc nawet nie mogłam posłuchać muzyki, która może jakoś by mnie uspokoiła. Mogłam właściwie poprosić Anitę, aby mi podładowała, ale jakoś zapomniałam. Ale to, że Kuba był teraz przy mnie sprawiało, że nie myślałam o moich problemach aż tak dużo. Miałam ochotę posłuchać dobrej muzyki, zamknąć oczy i po prostu biec przed siebie, o niczym nie myśląc.
 – Nie chcesz się ze mną przebiec kawałek? – zapytałam, gdy wyszliśmy ze sklepu z zakupami. – Obiecuję, nie będę jakoś pędzić, a trochę sportu tobie też się przyda. – Uśmiechnęłam się do niego i przekrzywiłam głowę.
- Wiesz, nie biegam aż tak słabo, jak ci się wydaje. – Również wyszczerzył zęby. I pobiegliśmy.
Było już ciemno, a poza latarniami, drogę oświetlała połówka księżyca. Nie liczyłam już nawet, ile razy biegałam z Adamem o zmroku. Spojrzałam po raz kolejny w górę i odniosłam wrażenie, jakby ta jedna połowa zgasła przeze mnie. Kiedyś potrafiłam godzinami wpatrywać się w oczy Adasia, błyszczące w świetle księżyca, dziś to jakby odeszło, zostawiło mnie zupełnie. Starałam się przestać myśleć na ten temat, coraz bardziej skupiając się na biegu. Oddychałam głęboko, z przyjemnością czując, jak chłodne powietrze dostaje się do moich płuc. Lubiłam to uczucie. Po jakimś czasie zwolniliśmy i resztę trasy pokonaliśmy idąc dość spacerowym krokiem. Milczeliśmy, ale nie przeszkadzało mi to w ogóle. Doszliśmy do domu Anity. Drzwi były otwarte, więc weszliśmy po cichu i zamknęliśmy je za sobą na klucz. Wszędzie panowała cisza, a nie chcieliśmy nikogo budzić. Ktoś cicho pochrapywał. Ułożyłam się na najbliższej kanapie w salonie i próbowałam zasnąć, a Kuba z braku laku położył się na miękkim dywanie niedaleko mnie i zasnął chyba od razu. Dlaczego ja nie mogę tak po prostu położyć się i spać, tylko muszę myśleć o rzeczach, które już nigdy się nie wydarzą?

1 komentarz:

  1. Witaj,
    Bardzo ciekawy wpis! Właśnie trafiłam na Twojego bloga i nie ukrywam, że bardzo mnie zaciekawił :) Na pewno będę tu wpadać częściej. Dodaje też do obs ;) Sama też piszę opowiadanie fantasy. Jeśli Ci się spodoba, zapraszam do czytania i komentowania ;) :
    http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com/
    Pozdrawiam i weny życzę :*
    Juliet

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy