czwartek, 5 marca 2015

Rozdział XVIII cz. I

[Maja]



Czwartek, 3 maja 2012

            Po kupieniu biletów poszliśmy na peron. Byliśmy już ośmioosobową grupą, więc nietrudno było kogoś zgubić. Wszędzie było mnóstwo ludzi i miałam szczerą nadzieję, że nie zamierzali oni wsiąść do mojego pociągu. Do odjazdu było jeszcze trochę czasu, więc liczyłam, że może podjedzie jeszcze jakiś inny i zabierze tych wszystkich ludzi. Chciałam zmieścić się do tego pociągu, a najlepiej wsiąść drzwiami, a nie oknem. Dlaczego wcześniej nie było większych problemów z miejscem, choćby stojącym, a teraz nagle pojawiło się tyle osób?
            Niestety nie podjechał żaden inny pociąg, a ludzi przybywało z minuty na minutę. Może przynajmniej będzie dużo wagonów? Miałam nadzieję, że nie zostaniemy na peronie, bo zabrakło miejsc. Staliśmy dość blisko toru, na który miał podjechać nasz pociąg, więc jeśli drzwi będą w odpowiednim miejscu to istnieje możliwość, że się zmieścimy.
            Na horyzoncie ujrzałam lokomotywę, a za nią dość dużo wagonów. Rozejrzałam się i przekalkulowałam coś w głowie. Powinniśmy się zmieścić. Może nie usiądziemy, ale jakoś uda się dojechać. Staliśmy idealnie w środku wagonu, więc w obie strony było nam daleko. Ludzie przepychali się, ktoś przeklinał. Ustawiliśmy się grzecznie w kolejce do wejścia i czekaliśmy. Stałam za Kubą, który pokazał mi coś ręką. Chyba ustalił jakąś taktykę typu „jak wejść do pociągu i stać w nim w kulturalnych warunkach”. Bo na miejsce siedzące przestałam już liczyć.
            Kolejka ruszyła, Kuba skierował się w prawo, a my podążyliśmy za nim. Wepchnęłam Julę przed siebie i zajęliśmy najbardziej luksusowe miejsca w pociągu, jakie mogły nam się trafić – korytarz. Jacyś ludzie się przesunęli i zwolniło się jedno miejsce w przedziale. Julia była najmłodsza, więc przypadł jej zaszczyt siedzenia. Po mojej prawej stronie stał Kuba i opierał się o ścianę, po lewej miałam Mikołaja, Anitę i Luśkę. Nasi zakochani – Piotr i Mi stali na końcu i szeptali coś do siebie. Trzeba było znaleźć optymalną pozycję na te kilka godzin, aby jakoś przeżyć i dojechać do domu.
            Kuba otworzył okno i lekko się przez nie wychylił. Dołączyłam do niego i przez chwilę wspólnie patrzyliśmy w dal.
            - Bardzo szybko to zleciało, nie sądzisz? – zapytałam. – I w sumie nie było tak źle, jak na początku myślałam.
            - Jakoś się udało – powiedział i uśmiechnął się do mnie. Przynajmniej jeden problem miał z głowy, za nim jedno zadanie powierzone przez Daniela.
            - Gdybyś to lepiej zaplanował, to myślę, że załatwilibyśmy to szybciej – stwierdziłam. – Ale właściwie nie mam ci tego za złe, było momentami zabawnie.
            - Widzisz młoda, będziesz mieć, co opowiadać wnukom. Już widzę tę historię. Posłuchajcie dzieciaczki, jak byłam piękna i młoda, bardzo nie lubiłam się z wujkiem Kubą. I pewnego dnia postanowiliśmy, że pojedziemy sobie poszukać moich sióstr – opowiadał mój towarzysz. Jego ton był taki, że chciało mi się śmiać. Przez moment przypominał mi stereotypową babcię, która oderwana od szydełkowania i ubrana w ciepłe kapcie, opowiada coś swoim wnukom.
            - No, mów dalej, mów, mów – włączyła się Anita. Luśka, Miki i Julia również nas słuchali.
            - Naszym pierwszym miastem był Poznań. Wiecie, wtedy pociągi z Gdańska jeździły ponad cztery godziny. To miało swój urok, takie podróże. – Coraz bardziej mnie rozbawiał. – Pojechaliśmy tramwajem do pierwszej siostry, a ona zamknęła nam drzwi przed nosem. Wujek Kuba postanowił zostać na klatce schodowej, a ciocia Miśka poszła na miasto. Zadzwoniła do wujka Pawła i zgodził się, abyśmy u niego nocowali. – Wszyscy parsknęliśmy śmiechem. – W końcu ciocia Luśka zgodziła się z nami pojechać… – Opowiadał naszą historię przez długi czas, dodając sobie w międzyczasie wiele osiągnięć i zasług. Nie wspomniał nic o moich dołach, za co byłam mu wdzięczna.         
            Gdy skończył, usiedliśmy wszyscy na podłodze i na chwilę pogrążyliśmy się w milczeniu. Nareszcie wracałam do domu i naprawdę bardzo tęskniłam za własnym łóżkiem. Miałam wrażenie, jakby ono było dla mnie ostatnim miejscem, w którym mogłabym schować się przed światem i wszystko przemyśleć. Bieganie nie dawało mi ukojenia, nie sprawiało nawet, że czułam się lepiej. Gdybym miała jakiś magiczny zmieniacz czasu, wymazałabym to spotkanie z Pawłem i cofnęła się do momentu, w którym postanowiłam do niego zadzwonić. Nie żałowałam tego, co zrobiłam, ale byłam świadoma konsekwencji, jakie przyjdzie mi ponieść. Jeśli Adam mnie zrozumie, ochrzczę go mianem najlepszego faceta na ziemi, a siebie nazwę największą farciarą.
            Bałam się tego spotkania, bałam się tej rozmowy. Nie wiedziałam nawet, czy będę w stanie spojrzeć mu w oczy. Pociąg sunął powoli, zatrzymując się co chwilę gdzieś w polu z powodu remontów i mijanek.
            Po jakimś czasie znów wstałam i oglądałam krajobrazy za oknem. Doszłam do wniosku, że przecież świat się nie kończy, nawet jeśli nie wyszłoby tak, jak chciałam. Przecież wszystko jakoś się ułoży i będę jeszcze kiedyś się z tego śmiać. Kuba wywierał na mnie zbyt duży wpływ i miałam wrażenie, że wkrótce stanę się taka jak on. Tylko sama nie wiedziałam czy tego chcę.
            - O czym tak rozmyślasz? – Anita wyrwała mnie z zamyślenia. Zauważyłam, że stanęła obok mnie. Wzruszyłam ramionami, bo niezbyt miałam ochotę mówić, co mam na myśli.
            - Cieszę się z tego, że wreszcie wracam do domu – odpowiedziałam. – Zdążyłam się stęsknić za moim własnym łóżkiem i za znajomymi.
            - Ja tęsknię za Inez, zwłaszcza że ostatnio się nie odzywa – powiedziała dość cicho Anita.
            - Może nie chce ci zawracać głowy podczas twojej podróży życia. Na pewno też za tobą tęskni. – Zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy Anita jest do mnie podobna, a miejscami nawet jest identyczna jak ja kilka lat temu. Nadal popełniam te same błędy, ale takie coś to chyba u nas cecha rodzinna.
            Dojechaliśmy do jakiejś większej stacji, na której wysiadła spora część ludzi z przedziału, w którym posadziliśmy Julę. Korzystając z okazji, ulokowaliśmy się tam. Mi i Piotr usiedli w sąsiednim przedziale, a my rozsiedliśmy się w szóstkę. Kuba dostał miejsce przy oknie, a ja usiadłam obok niego. Sama nie wiem dlaczego, ale ostatnio pogodziłam się z tym jaki jest i nawet go polubiłam. Jako kolegę, a może i nowego przyjaciela. Mimo naszych wiecznych sporów i przekomarzań, coś mi mówiło, że akurat ta znajomość utrzyma się dłużej. Po mojej drugiej stronie siedziało jakieś starsze małżeństwo. Jula siedziała naprzeciwko Kuby, a dalej Mikołaj, Luśka i Anita. Miałam wrażenie, jakby między Mikim a Julią pojawiło się coś w rodzaju więzi. Byli w końcu w tym samym wieku i mieli mnóstwo wspólnych tematów. Julia nadawała coś o liceum, pochwaliła się też, że śpiewa w chórku kościelnym. Była zupełnie inna niż my wszyscy, a jej sposób bycia i mówienia był dla mnie czymś nowym. Dosłownie chciało jej się słuchać, ponieważ miała ciekawe poglądy, rzadko spotykane w dzisiejszym świecie. Doceniałam ją za to, że trzymała się swoich zasad, a nie robiła czegoś, bo to modne, bo inni tak robią. Polubiłam ją.
            Jakiś czas później doszłam do wniosku, że właściwie mam okazję, aby się przespać. Spojrzałam na ramię Kuby i uśmiechnęłam się sama do siebie. Miałam świadomość, że pewnie cała reszta zastanawia się nad tym, co nas łączy, ale nie obchodziło mnie to zupełnie. Jeśli bardzo chcieli i zadowalałoby to ich domysły, to i mogli uważać, że jesteśmy parą. To zdecydowanie nie była ich sprawa, nikt nie powinien się mieszać do mojego życia. Choć dziewczyny były moją rodziną, jakoś nie potrafiłam się otworzyć przed żadną z nich. Nie sprawiały wrażenia jakichś niemiłych lub coś w ten deseń, na pewno z chęcią by mnie wysłuchały, ale po prostu nie widziałam potrzeby opowiadania im o moich problemach. Wolałam tłumić to w sobie i rozkładać na składowe we własnej głowie niż analizować sytuację z kimś. Kubie, który miał wyrobione zdanie na temat związków, mogłam opowiadać o moich problemach, bo zdawał się mnie rozumieć i nie karcił mnie za moją głupotę. Każdy popełnia błędy i oboje o tym wiedzieliśmy. Zamknęłam oczy i pozwoliłam moim myślom swobodnie przepływać przez umysł. Jakiś czas później zasnęłam dość lekkim snem, zaczęło mi się coś śnić. Oczami wyobraźni widziałam Adasia, który stał jakby za szklaną szybą, a ja nie mogłam w żaden sposób do niego nic powiedzieć, nie słyszałam go, a i on chyba mnie nie widział. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że mijamy właśnie dworzec w Tczewie. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że do domu mam tak blisko. Przeciągnęłam się i spojrzałam na resztę. Kuba spał oparty o ścianę, Mikołaj rozmawiał z Julią, a Anita pokazywała Luśce jakieś zdjęcia na telefonie. Sądząc po minie tej ostatniej, nie była zbytnio zadowolona z takiego obrotu spraw. Właściwie, też bym się wkurzyła, gdyby mój przyjaciel poświęcał więcej czasu nowo poznanej osobie niż mi.
            Wyszłam na korytarz i przeszłam się nim kilka razy. Zajrzałam do przedziału, w którym siedziała Mi z Piotrem. Przytulali się, więc nawet nie próbowałam im przerywać. Potrzebowałam poukładać myśli i wreszcie umówić się z Adamem na wspólne bieganie. Spojrzałam na zegarek i przekalkulowałam coś w głowie. W Gdańsku powinnam być po dziewiętnastej, a ciemno zaczyna robić się jakoś po dwudziestej. Wybrałam numer Adasia i odczekałam aż odbierze. Zamknęłam oczy i zaczerpnęłam powietrza.
            - Cześć, jesteś w Gdańsku? – zapytałam, gdy tylko usłyszałam jego głos w słuchawce.
            - Owszem – powiedział. – Czyżbyś się stęskniła? – dodał. Uśmiechnęłam się sama do siebie.
            - Mam dla ciebie propozycję – urwałam na chwilę i spojrzałam za okno. Mignęła mi jakaś stacja, ale nie potrafiłam zidentyfikować nazwy. – Co powiesz na to, aby iść pobiegać i spotkać się tak koło dwudziestej? – zapytałam.
            - Bardzo dobry pomysł – powiedział. – Między Brzeźnem a Jelitkowem? – zadał pytanie.
            - Oczywiście – powiedziałam.
            Później porozmawialiśmy trochę o podróży i o zatłoczonych pociągach. Adaś sam tego doświadczył niedawno, gdy jechał do Gdańska, więc dobrze mnie rozumiał. Coraz bardziej liczyłam, że zrozumie mnie i wszystko będzie dobrze. Na chwilę obecną nie brałam pod uwagę innej opcji. Musiało być dobrze. Przecież nie byłam mu obojętna, więc powinien mi wybaczyć lub chociaż próbować zrozumieć.
            Pożegnaliśmy się, gdy zobaczyłam, że z przedziału wyłania się głowa Kuby i mówi coś w moim kierunku. Okazało się, że dojeżdżamy do Gdańska i mam poinformować o tym Mi i Piotra. Wzruszyłam ramionami i poszłam do przedziału, w którym siedzieli Krakowianie. Chyba już wiedzieli, że są blisko, bo ściągali bagaże z półek. To znaczy, Piotr wspiął się na siedzenia, a Emilia popijała wodę z butelki i szukała czegoś w plecaku. Poinformowałam ich, że niedługo dojedziemy i dodałam, że właściwie mogą przenieść się do naszego przedziału, bo jest bliżej do wyjścia, a to zmniejszy prawdopodobieństwa zgubienia się w tłumie ludzi. Zgodzili się na tę opcję i wróciliśmy we trójkę do naszego przedziału. Mikołaj ściągał bagaże z jednej strony, Kuba z drugiej, a trzy moje siostry siedziały i czekały aż ich plecaki znajdą się w zasięgu ręki. Wzięłam mój plecak i postawiłam go na korytarzu. Kuba wyszedł z przedziału i stanął obok mnie. Spojrzał na mnie pytająco. Musiał zauważyć, że rozmawiałam wcześniej przez telefon, a więc mógł się domyślać, że rozmawiałam z Adamem.
            - Zabierzesz wszystkich do siebie, a ja skoczę do domu i wpadnę do was później, okej? – zapytałam. Pokiwał głową, że się zgadza, choć nie wyglądał na szczególnie szczęśliwego.
            - Nie rób głupot, Maja – powiedział i pogłaskał mnie po ramieniu. Idealnie mnie rozgryzł i miał tego świadomość.
            - Dzięki za wszystko. – Uśmiechnęłam się do Kuby i objęłam go ramionami. Mimo dużej ilości kłótni, pomógł mi w wielu sprawach i za to byłam mu wdzięczna.
            Pociąg zwolnił i zatrzymał się na moment w okolicach Oruni. Wyjrzałam przez okno i zaczęłam już zauważać znajome budynki, które zdarzało mi się mijać wcześniej. Poczułam, że jestem w domu i bardzo się z tego ucieszyłam.
            Wysiedliśmy z pociągu i znaleźliśmy się na peronie drugim. Z uśmiechem na ustach zaczerpnęłam powietrza i poprawiłam fryzurę. Nareszcie w domu! Odczekaliśmy chwilę, aż ludzie opuszczą peron, a potem sprawdziłam, czy wszyscy na pewno są i skierowaliśmy się na przystanek tramwajowy. Przeszliśmy przez tunel, w którym jak zwykle ktoś grał na gitarze i śpiewał. Wszyscy kupili w kiosku po kilka biletów jednorazowych, to znaczy – poza mną i Kubą, bo posiadaliśmy bilety miesięczne.
            Weszliśmy schodami na górę i stanęliśmy w okolicach wiaty przystankowej. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał, że Trójka podjedzie za pięć minut. Mikołaj razem z Julą wpatrywał się w zabytkowy budynek dworca, Krakowianie się rozglądali, a Kuba pokazywał Luśce i Anicie ciekawsze miejsca w centrum, zaczynając od kina, przez KFC, Mc Donald’s i City Forum. Trochę mnie bawiło to, że nie potrafił nic powiedzieć o zabytkach, ale miałam świadomość tego, że nie był rodowitym Gdańszczaninem, więc mógł nie mieć pojęcia na ten temat.
            Nie mogło być inaczej. Na przystanek podjechała Trójka złożona z dwóch wagoników – czyli jeden z najstarszych tramwajów w mieście. Przypomniałam sobie, że trasa tej linii wiodła przez Most Siennicki, który był w tak opłakanym stanie, że nie puszczano przez niego nowszych tramwajów. Jedyną zaletą było, że z tył był praktycznie pusty i nam wszystkim udało się usiąść. Otworzyliśmy okna, więc upajałam się wlatującym do wagonika świeżym powietrzem. Minęliśmy Zieleniak, później wiecznie remontowany Żółty Wiadukt, który miał już niedługo zostać oddany do użytku i zatrzymaliśmy się przy Bramie Oliwskiej. Zdecydowanie tęskniłam za domem i nawet podróż tramwajem wywoływała uśmiech na mojej twarzy. Luśka w pewnym momencie wypatrzyła Uniwersytet Medyczny i chyba się uśmiechnęła na jego widok. Później po prawej pojawiło się Centrum Sportu Politechniki, a następnie minęliśmy Multikino i Operę Bałtycką. Znajome widoki cieszyły mnie jak nigdy.
            Skręciliśmy w Hallera i czułam, że jestem coraz bliżej domu. Po prawej miałam chodnik oddzielony od ulicy rzędem drzew. Chodziłam tamtędy setki razy, znałam prawie każdą płytkę chodnikową. Z lewej ciągnął się rząd budynków z półokrągłymi bramami, a w jednym z nich mieszkał kiedyś mój przyjaciel z podstawówki. Minęliśmy przystanek o nazwie Mickiewicza i zdałam sobie sprawę, że na następnym wysiadam. Spojrzałam jeszcze na jeden bardzo długi trzypiętrowy budynek po lewej, po czym pożegnałam się ze wszystkimi i poinformowałam, że odwiedzę ich wieczorem.
            Gdy tramwaj się zatrzymał, wysiadłam z niego, przeszłam przez przejście dla pieszych, minęłam nowoczesny wieżowiec i skierowałam się do mojego bloku. Po drodze minęłam kilku znajomych, z którymi chodziłam kilka lat temu do pobliskiej podstawówki. Słońce świeciło dość intensywnie, a wszechobecna zieleń dawała wrażenie, jakby był środek lata. Weszłam do chłodnej klatki schodowej i wjechałam windą na moje dziewiąte piętro. Było dość cicho, nie spotkałam nikogo z sąsiadów.
            Otworzyłam zamek w drzwiach kluczem i pociągnęłam za klamkę. Znalazłam się w moim mieszkaniu, a do moich uszu doleciały dźwięki dochodzące najprawdopodobniej z kuchennego radia. Zostawiłam plecak w korytarzu, zdjęłam buty i udałam się na poszukiwanie ciotki. Przygotowywała sobie kolację i nuciła jakąś piosenkę.
            - Maja, nareszcie! – Ucieszyła się na mój widok. – Udało się wam wszystko załatwić? Jesteś głodna? Chcesz herbaty? – Zasypała mnie pytaniami, a ja spokojnie na wszystkie z nich odpowiedziałam.
Zjadłam dwie kanapki, napiłam się herbaty i zrobiłam szybki porządek w pokoju to znaczy wszystko, co leżało na podłodze wrzuciłam do szafek. Miałam zamiar zaprosić kogoś z naszej wesołej gromadki do siebie, bo wiedziałam, że mieszkanie Kuby jest dość małe i pomieszczenie w nim siedmiu osób mogłoby być dość ciężkie. Znalazłam jakieś w miarę czyste obcisłe rybaczki, koszulkę i bluzę. Związałam włosy z tyłu głowy, przebrałam się i założyłam adidasy. Włożyłam telefon do kieszeni, a słuchawki do uszu.
Wyszłam z mieszkania i chwilę później zauważyłam, że na mój przystanek podjeżdża Piątka, więc postanowiłam dojechać nią kilka przystanków, mniej więcej do skrzyżowania Hallera z Czarnym Dworem.
Zrobiłam małą rozgrzewkę, porozciągałam się trochę, poskakałam i byłam gotowa do przebycia kilku kilometrów. Uśmiechałam się na samą myśl o treningu, ale… No właśnie.
Biegłam przed siebie, choć wiedziałam, że to, co mnie tam czeka, nie jest w żadnym sensie pozytywne. Już wcześniej czułam, że to wszystko jest tylko ciszą przed burzą, która wisiała nade mną i nad Adamem. Dość dobrze rozmawiało nam się przez telefon, mimo tego, co czułam w środku. A mianowicie, nie czułam się teraz pewnie, a świadomość popełnionego błędu dodatkowo wzmagała stres przed spotkaniem. Przypomniałam sobie wydarzenia sprzed dwóch miesięcy i na chwilę obecną nie widziałam siebie chodzącej w szpilkach tylko po to, aby Adam mnie zauważył. Tak samo nie nosiłam krótkich spódniczek ani nie malowałam się przesadnie. Zaakceptował mnie taką, jaka jestem, a ja to wszystko zniszczyłam. Każdym krokiem zbliżałam się do problemów, które miały uderzyć we mnie ze zdwojoną siłą. Mieliśmy spotkać się na środku drogi pomiędzy Brzeźnem i Jelitkowem, zależnie od tego, kto z nas będzie mieć lepsze tempo. Nawet gdybym na chwilę przystanęła, to i tak za kilka minut spotkam się z Adamem. Przyspieszyłam, niech się stanie to, co się ma stać. Jeśli już tak to zaplanowałam, to nie ucieknę.
Zauważyłam go na horyzoncie, a w środku coś mi się ścisnęło. Przez te kilka dni, kiedy się nie widzieliśmy zmieniło się tyle, że nie wiedziałam, od czego zacząć, choć już od dłuższego czasu układałam sobie w głowie to, co mu powiem. Uśmiechał się do mnie w taki sposób, że ciężko mi było nawet myśleć o tym, co zrobiłam. Może faktycznie powinnam pójść za radą Kuby i nie przyznawać się do popełnionego błędu? Z każdą sekundą, z każdym krokiem zbliżaliśmy się do siebie. Trzy, dwa, jeden, bęc… Znalazłam się w objęciach Adama i wykorzystywałam tę chwilę maksymalnie, na ile się dało. Czułam zapach jego potu połączony z zapachem perfum i świeżego powietrza, co dawało oszałamiającą mieszankę. Zdałam sobie sprawę, jak za nim tęskniłam i że to właśnie jego brakowało mi w ostatnich dniach.  Odsunęliśmy się od siebie na moment, aby spojrzeć sobie w oczy. Uśmiechał się do mnie, a ja czułam się okropnie, gdy tylko pomyślałam, że już niedługo ten uśmiech mu zrzednie.
- Co jest? – zapytał chwytając moje dłonie. Jego dotyk był przyjemny, aż odruchowo zacisnęłam palce, a tym samym poczułam ciepło jego dłoni. Zaczerpnęłam powietrza i ze świstem je wypuściłam. Zaczęło się. Coś, czego obawiałam się przez ostatnie dni nadeszło, a mnie opuściła cała odwaga, jaką skumulowałam w sobie przez podróż do domu.
- Nie wiem, czy chcesz to wiedzieć – powiedziałam cicho i rzuciłam mu smutne spojrzenie. – Może usiądziemy na jakiejś ławce na molo i porozmawiamy? – zaproponowałam.
Trzymając się za ręce pobiegliśmy w stronę, z której przybiegłam. To mogła być ostatnia nasza rozmowa, może już w ogóle nie będziemy chcieli się znać. Wszystko zależało od tego, jak to teraz rozegram, jak on na to zareaguje. Nie znałam go aż tak dobrze, aby przewidzieć jego reakcję. Wiedziałam, że mimo wielu wspólnych cech, w naszych światopoglądach są różnice, a podświadomie coś mówiło mi, że nie będzie dobrze. Po prostu przegięłam i musiałam wypić czarę goryczy. A jeśli nawet mi wybaczy i zaakceptuje to, co zrobiłam, to czy nie będę czuła, że nie działam fair i, że wszystko jest nie tak, jak powinno być? W milczeniu dobiegliśmy do ławki znajdującej się zupełnie na końcu molo, jednak nie usiedliśmy na niej, a stanęliśmy obok barierki i przez chwilę wpatrywaliśmy się w falujące morze. Widok ten mnie uspokajał, sprawiał, że odzyskiwałam nadzieję. Uśmiechnęłam się sama do siebie, a Adam wyciągnął rękę i objął mnie w talii. Odwróciłam głowę i spojrzałam na mojego towarzysza, który przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- Nie ogarniam ostatnio mojego życia – powiedziałam i odetchnęłam ciężko. Potarłam oko, które zrobiło się wilgotne.
- Miśka, poradzimy sobie. Odbierzesz ten spadek, zdamy sesję i zaczną się wakacje. Pojedziemy może ze znajomymi nad jezioro, odpoczniesz. – Jego ton był spokojny. Wziął moją dłoń i mocno ścisnął. Wzruszyłam ramionami.
- Tu nie o to chodzi – powiedziałam wreszcie. Miałam ochotę się rozpłakać i chciałam, aby mnie przytulił. – Słuchaj, co byś zrobił, gdybyś któregoś pięknego dnia spotkał tę twoją Emilię? – Zadałam pytanie, które od jakiegoś czasu siedziało mi w głowie. On też nie potrafił pożegnać się z przeszłością i cały czas do niej nawiązywał. Nawet kiedyś mi powiedział, że mam uśmiech podobny do niej i w aspekcie rodzinnym jesteśmy w podobnej sytuacji.
 – Nie wiem – odpowiedział, po czym rzucił mi pytające spojrzenie. – Zaprosiłbym ją na kawę.
- Opowiadałam ci o Pawle, prawda? – zapytałam. – Zrobiłam coś bardzo głupiego, nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wspominaliśmy w Poznaniu stare czasy i potem jakoś się potoczyło – wyrzuciłam z siebie. Z moich oczu pociekły łzy, a on odsunął się ode mnie.
Zacisnął pięści, a jego usta zamieniły się w prostą kreskę.  Nie spodziewałam się, że moje słowa dotkną go tak bardzo. Przez te dwa miesiące nie widziałam, aby był tak zły. Nie wyjaśniłam mu jeszcze wszystkiego, ale nawet te kilka słów sprawiło, że bardzo go zraniłam. Cholera. Chyba nie uda się załagodzić tej sytuacji.
- Szkoda – powiedział głosem, z którego na kilometr czuć było żal. Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek mi wybaczy moją głupotę. Nie przeżyliśmy ze sobą kilku lat, a niecałe dwa miesiące, ale i tak to wszystko bolało. W zasadzie powinnam uznać, że było i się skończyło, trudno. To była moja wina, to ja wszystko zepsułam. I nie zamierzałam sobie tego wybaczyć. Ale będę próbować sprawić, aby chociaż on mnie zrozumiał, wysłuchał, dlaczego to zrobiłam.
- Przepraszam – wydukałam. Miałam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone, bo w końcu powinien zrozumieć, co przeżywałam w ostatnich dniach. Niepewnie wyciągnęłam ku niemu dłoń, ale nie chwycił jej, ani nawet nie zrobił niczego, co by pokazywało, że byłby w stanie mi wybaczyć lub jakiekolwiek moje słowa mogłyby cokolwiek zmienić. Przecież wiedział, jak wygląda moja sytuacja. W końcu rzadko się zdarza, że ktoś nagle dowiaduje się o śmierci ojca i istnieniu czterech sióstr. Może, gdyby ze mną pojechał, byłoby inaczej. Na pewno. Ale wtedy nie brałam nawet tej opcji pod uwagę. Milczał, a po moich policzkach popłynęły kolejne łzy. Pokręcił tylko głową, wstał i odwrócił się. Pobiegł szybko w swoją stronę, a po chwili zniknął za zakrętem. Mogłam próbować go gonić, wołać za nim, na siłę opowiedzieć więcej, ale dotarło do mnie, że to nie ma żadnego sensu. Skreślił mnie, skreślił nas. A ja jak głupia wierzyłam, że mi wybaczy. Całe życie poukładałam względem niego i nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy tak po prostu się rozstać.
Ale nie miał przecież prawa tak po prostu mnie zostawić. Powinien zrozumieć albo zrobić cokolwiek innego. Miałam wyjaśnić mu wszystko po kolei, miałam przygotowany cały elaborat i liczyłam na to, że po usłyszeniu tego, co mam mu do powiedzenia – zrozumie.

2 komentarze:

  1. Coraz dłużej, się czeka na rozdziały. Z drugiej strony są coraz lepsze i coraz bardziej trzymają w napieciu. Nie wiem czy to połowa czy końcówka, ale mam wrażenie, że jeszcze wiele czeka bohaterów - i mam też taką nadzieję. Jest naprawdę wiele miejsca do popisu jeśli chodzi o zwroty akcji, mam nadzieję, że nudno nie będzie :) Póki co na pewno nie jest ;) Bardzo mi się podoba i jedyne czego mi brakuje to więcej rozdziałów w mniejszym czasie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłużej czeka się na rozdziały z jednego prostego powodu - brak czasu, aby dodać... Wracając do domu o 21-22 (kochana Polibuda), myślę tylko o jedzeniu, prysznicu i spaniu, a żeby przejrzeć rozdział to za bardzo oczy bolą... No cóż.

      Raczej bliżej końca niż połowy, ale pierwszego tomu. Z drugim tomem może coś się wyklei, bo zasadniczo chce mi się pisać - tylko czasu brak niestety...

      Pozdrawiam!

      Usuń

Obserwatorzy