Zauważyłam Kubę, siedzącego na murku
nieopodal Lotu. W uszach miał słuchawki i tupał stopą o chodnik w rytm muzyki.
Stanęłam naprzeciw niego i pomachałam mu. Ocknął się z muzycznego transu.
- Popatrz jak wszystko szybko się
zmienia – zagaił.
- Coś jest, a później tego nie ma. –
Dokończyłam, cytując Sidneya Polaka. W sumie, trafił w moje wcześniejsze myśli.
- Siema, mała – dodał. – Dokąd idziemy?
– zapytał. Wstał i stanął obok mnie, gotów na wycieczkę po starówce.
- Poszłabym się napić – powiedziałam
szczerze. Miałam ochotę na jakieś piwo albo drinka. Nie czekając na jego
odpowiedź, skierowałam kroki w kierunku Długiej. Znałam dość dobrze jedną
knajpę na starówce i zamierzałam ją odwiedzić. Kuba poszedł za mną, słowem nie
komentując tego, dokąd zmierzamy – W ogóle, w tramwaju mówiłeś, że nie jesteś
stąd, a widuję cię już w moich okolicach od jakiegoś czasu. Więc jak to jest?
- Tak mi się życie ułożyło, że musiałem
przyjechać do obcego miasta i próbować się zaklimatyzować. Na razie pracuję w
Macu przy Manhattanie i poznaję ludzi, miasto – powiedział, lekko się przy tym
uśmiechając.
- I rzucasz kartki ze swoim numerem
telefonu przypadkowym dziewczynom z tramwaju, aby się potem z nimi umówić? –
zapytałam bezczelnie.
- Wiem, że bardzo chcesz usłyszeć moje
potwierdzenie, że tak robię i nie dam ci tej satysfakcji. Nie było ich więcej
poza tobą.
- To znaczy, mam się czuć tą jedyną i
wyjątkową, tak? – zapytałam, ale nie czekałam nawet na odpowiedź. – W takim
razie, co sprawiło, że akurat ja? – Chwilę się zastanawiał.
- Właściwie to przypadek. Ładna
dziewczyna, jeździ często tramwajami, a więc tutejsza, musi znać miasto –
powiedział i uśmiechnął się chytrze. Coś mi w tym nie pasowało.
- A nie pomyślałeś, że ta ładna
dziewczyna może mieć kogoś? – zapytałam i przekrzywiłam głowę. Coś kombinował,
a ja nie miałam pojęcia, o co mu chodziło.
- Masz, czy nie masz, to nic nie
zmienia. – Wzruszył ramionami.
Miał rację. Dlaczego w ogóle założyłam,
że chciał mnie poznać tylko ze względu na to, że wymyślił sobie, że chce ze mną
być? Między nami zapadło na chwilę milczenie, które przerwaliśmy dopiero wtedy,
gdy skręciliśmy w ulicę Piwną. Nie bywałam na niej zbyt często, choć lubiłam
jej urok. Ceny były zabójcze, ale i tak do jednego z tutejszych lokali
zamierzałam zaprowadzić Kubę. No chyba, że miałby inny pomysł.
- Myślę, że ta knajpa będzie dobrym
miejscem na naszą planowaną pogawędkę – powiedziałam, wskazując na czwartą
kamienicę po lewej stronie.
- Twój wybór – powiedział. – Skoro
polecasz jako miejscowa, to ja nie mam prawa zabierać głosu w tej sprawie. Poza
tym, że pewnie mają cholernie drogo i lepiej by było kupić flaszkę i wypić ją u
mnie w mieszkaniu.
- Oczywiście, że by można było, ale
zwykle pierwsze spotkania to są takie, wiesz, na bezpiecznym gruncie –
odpowiedziałam mu. Weszliśmy do knajpy i poszliśmy od razu do salki oddzielonej
od głównej podłużnym korytarzem, gdzie można było w spokoju porozmawiać. Cicha
muzyka płynęła z głośnika. Kuba odsunął mi krzesło i poczekał aż usiądę, a
dopiero potem sam usiadł. Może i nie był znowu taki zły, jak go oceniłam w
tramwaju? Oj, Miśka, zwariowałaś. Wyrabiać sobie opinię o kimś, po kilku
spotkaniach w komunikacji miejskiej?
Zamówiliśmy po drinku, które faktycznie
były drogie, ale smak i urok lokalu rekompensowały wszystko. Temat zszedł nam
tym samym na lokale, w których zdarzało nam się bywać i na przeróżne wpadki
kelnerów, jakie nas spotkały. Kubie zdarzyło się raz, że dostał trzy razy to
samo zamówienie, od trzech różnych kelnerów, którzy nie dogadali się wyraźnie,
że już takie zrealizowali. W pewnym momencie spoważniałam.
- Słuchaj, opowiedz mi coś o sobie –
powiedziałam. – Bo tak rozmawiamy o wszystkim i o niczym, a ja praktycznie nic
o tobie nie wiem. A lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia – urwałam i
uśmiechnęłam się do niego.
- Chcesz usłyszeć wersję dla profesorów,
przyjaciół czy dla wszystkich innych? – zapytał.
- Chcę usłyszeć wszystkie możliwe
wersje. Wiesz, mamy czas, a ja lubię słuchać historii, które mnie nie dotyczą.
- No to od początku. Wersja pierwsza.
Urodziłem się na wsi, liczącej sobie dwadzieścia jeden osób. Droga polna, woda
ze studni, pięć kilometrów do sklepu, dziesięć do najbliższej szkoły. Cała wieś
złożyła się dla mnie na akademik, bilet na pociąg. Wiesz, jestem jedynym,
któremu udało się stamtąd wyrwać. Mógłbym tam zostać jakimś wiejskim szamanem,
czy tam znachorem jako jedyny człowiek na wsi, który umie czytać i pisać. A że
jedyny pociąg w ciągu dnia do sąsiedniej wsi jeździł akurat wtedy, kiedy miałem
jakieś nudne zajęcia… – Wyszczerzył zęby.
- To zrywałeś się z nich i szedłeś na
nieistniejący pociąg do wsi, która była tak naprawdę twoim wymysłem. Kolejna
wersja…?
- Wersja druga jest po części prawdziwa.
Mieszkałem w małym miasteczku, ukończyłem technikum i postanowiłem iść na
studia, aby kształcić się dalej. Ale po jakimś czasie stwierdziłem, że to nie
dla mnie, dlatego też rzuciłem to wszystko i przyjechałem tutaj, aby pracować i
dorobić się czegoś własnego – powiedział, po czym podrapał się po głowie.
- No i to jest to, co mi opowiedziałeś
wcześniej. Więc co w tym jest nieprawdziwe? – zapytałam zaciekawionym głosem.
- A to już wersja dla przyjaciół –
powiedział. – Nie znamy się jeszcze na tyle dobrze, abym mógł ci o tym
powiedzieć.
- I zobacz, nie znamy się, nie mamy
wspólnych znajomych, więc co ci szkodzi? A różne rzeczy się głupie robi, więc
jeśli to jest jakaś wstydliwa sprawa, nie będę się śmiać – powiedziałam
szczerze, dokładnie to, co myślałam.
- Skoro tak bardzo chcesz. Z tego, co
wywnioskowałem, jesteś na pierwszym roku studiów, tak? – zapytał, a ja
potwierdziłam kiwnięciem głową. – No widzisz, to w twoim przypadku, gdybyś
wyleciała z uczelni, straciłabyś tylko rok, ja straciłbym trzy lata. Założyłem
się z kolegami, że włamię się do gabinetu wykładowcy, który oblewał
siedemdziesiąt procent studentów i wykradnę egzaminy. To nie było ciężkie
zadanie, zwłaszcza przy moich umiejętnościach. Trzy kraty browarów piechotą nie
chodzą, więc postanowiłem spróbować. Pech chciał, że nigdy w tym gabinecie nie
byłem i pomyliłem drzwi. Znalazłem się w gabinecie dziekana, ale o tym nie
wiedziałem. Przeglądam sobie wszelkie możliwe szuflady, w poszukiwaniu
czegokolwiek, co by mogło być egzaminem, znalazłem przeróżne rzeczy, egzaminów
ani śladu. Przejrzałem jakąś szufladę z pornosami, ale nawet pomiędzy nimi nie
było egzaminu. Już miałem wychodzić, gdy w drzwiach pojawili się mój dziekan i
rektor.
- I co dalej? – zapytałam. Byłam bardzo
ciekawa, jak to wszystko się skończyło.
- Długa rozmowa na dywaniku w gabinecie
rektora, aż w końcu skreślenie z listy studentów i groźba, że jeśli pisnę choć
słówko komukolwiek na temat tego, co widziałem, spali mój indeks w kominku, bez
możliwości powrotu.
- Przewalone – skomentowałam. – Ale za
głupotę trzeba płacić.
- A potem dostałem propozycję nie do
odrzucenia, że jeśli załatwię parę spraw za pewnego człowieka w Gdańsku, on
pomoże mi wrócić na uczelnię.
- Jakiś ważny, że tak mu uwierzyłeś? –
zapytałam.
- Można tak powiedzieć. Zdobył sobie
jakiś czas temu moje zaufanie i tego się trzymajmy. – Upił łyk drinka i wbił we
mnie zaciekawiony wzrok, jednocześnie jakby coś sobie w głowie kalkulując. – A
tak zmieniając temat, jaki właściwie kolor włosów masz naturalny? – zapytał.
- A jaki mam mieć? – odpowiedziałam mu,
po czym złapałam kosmyk włosów, pomachałam mu nim przed nosem i zrobiłam krzywą
minę. – To jest mój naturalny kolor włosów.
- No, skoro tak mówisz. Ale wiesz, nie
widziałem jeszcze ciemnowłosej dziewczyny o takiej urodzie i o takim kolorze
oczu. Więc nie chce mi się wierzyć zwłaszcza, że wyglądają na farbowane. To nie
jest naturalny odcień.
- Najzwyklejszy czekoladowy brąz, znam
sporo osób o zestawie niebieskie oczy i brązowe włosy. Nie wiem o co ci chodzi
– skłamałam.
Nikt z moich znajomych ze studiów nawet
nie domyślał się albo nie śmiał pytać, czy farbuję włosy. A robiłam to, odkąd
skończyłam gimnazjum i wyrwałam ze szponów dyrektorki, która mając władzę,
czepiała się o wszystko, od bluz z kapturem, przez czarną kredkę na powiekach,
po obcisłe dżinsy. Kiedyś, zupełnie na początku pierwszej klasy, wparowała do
sali i przeszła się po niej kilkukrotnie. Kazała nam, biednym gimnazjalistkom
wstać i iść do toalety zmyć makijaże. A, że nie było mydła (pojawiało się ono
jedynie na dni otwarte szkoły), musiałyśmy radzić sobie samą wodą. O farbowaniu
włosów nawet nie było mowy, za taki wyskok od razu pewnie wlepiłaby mi
zachowanie naganne. A ja, zrobiłam jej na złość i pofarbowałam włosy dzień
przed rozdaniem świadectw, które były już wypisane i nie można było nic
zmienić. Z uśmiechem na ustach odbierałam moje dyplomy i nagrody za przeróżne
konkursy, patrząc na morderczą minę dyrektorki, która chcąc, nie chcąc, musiała
mi podać dłoń i pogratulować, tak jak robił to radny miasta i nauczyciel danego
przedmiotu.
Tym samym, z rudej stałam się
ciemnowłosą i cieszyłam się z tego, że wreszcie nikt nie wołał za mną
„rudzielec”. Od podstawówki zawsze towarzyszyło mi to określenie i denerwowało
mnie niemiłosiernie. Co prawda, trochę piegów mi zostało, rumieńce na
policzkach zresztą też. Akurat to maskowałam makijażem, którego nie miałam
dzisiaj zbyt wiele, dlatego być może zauważył. Do tego, nie znosiłam się
opalać, bo od razu moją skórę pokrywała cała masa piegów. Bardzo kłóciło się to
z moim nadmorskim życiem, ale latem nakładałam grubą warstwę kremu z mocnym
filtrem, w nadziei, że to choć trochę odstraszy słońce. Opalenizna mogłaby być,
jako sama w sobie, ale nie z piegami i nie w kolorze czerwono-różowym. Czasem
zazdrościłam dziewczynom, które od razu opalały się na brązowo. Na przykład
taka Patrycja, wyszła na zewnątrz wiosną, w jeden z cieplejszych dni na piętnaście
minut, złapała trochę słońca, wróciła opalona jak po powrocie z Karaibów.
- Nadal ci nie wierzę, jesteś mało
przekonywująca – powiedział, po czym znów upił łyka drinka.
- A czy to cokolwiek zmienia? –
zapytałam. – Jeśli bardzo chcesz wiedzieć, to nie widziałam mojego naturalnego
koloru od czterech lat, więc nawet nie pamiętam dokładnie, jak wygląda.
- Ha, czyli wygrałem. Naturalnie
ruda, masz śliczne piegi, wiesz? – Uśmiechnął się do mnie, a ja wzruszyłam
ramionami. – W sumie, dlaczego farbujesz? Nawet nie wiesz, ile dziewczyn dałoby
się za takie pokroić.
- Ale ja nie. Nienawidzę mojego
koloru włosów, tak ciężko to zrozumieć? – Miałam ochotę rzucić w niego szklanką
i wyjść z lokalu. Odetchnęłam głęboko kilka razy, co trochę mnie uspokoiło. –
Wiesz, w podstawówce strasznie się ze mnie nabijali, w gimnazjum też. Więc
postanowiłam z tym skończyć i tak się ciągnie to już cztery lata.
- Ładniej by ci było w naturalnych –
stwierdził. Znów uniosłam ramiona i je opuściłam w geście, że mnie to w ogóle
nie obchodzi. W tej samej chwili też zaczął dzwonić mój telefon. Na
wyświetlaczu pokazało mi się „Adaś”.
- Sorki, muszę odebrać –
powiedziałam do Kuby. Aby uniknąć czegokolwiek, wyszłam z lokalu i stanęłam na
schodkach przed drzwiami.
- Cześć – usłyszałam w słuchawce. –
Jesteś w domu? – zapytał.
- Nie, chodzę sobie po starówce. A
co?
- Bo słuchaj, facet z Chemii wysłał
nam na maila kierunku wyniki z koła i za ciekawie nie jest – powiedział. –
Jesteś jedną z trzech osób, które zdały, gratuluję.
- A ty? – zapytałam. – Zdałeś?
- No właśnie nie. Mówiłaś, że miałaś
wszędzie te same odpowiedzi, tak? I sprawdzałaś potem w podręczniku i wszystko
było dobrze, nie?
- No tak. Czyli wychodzi na to, że ja
zdałam, a ty nie? Dużo ci zabrakło?
- Cztery punkty – powiedział. – Pewnie zapomniałem jakiegoś obliczenia
napisać i mi uciął. Ale ogólnie, mieliśmy wszystko dobrze, a masz pięćdziesiąt
dwa procent.
- Czyli mówisz, że idziemy w
poniedziałek obejrzeć prace i się kłócić? – zapytałam. – Sprawdzę jeszcze
wszystko i wyrecytuję mu te wszystkie regułki tak, że mu gałki oczne wypadną. A
jeśli nam nie podciągnie, to sama mu je wydłubię.
- Oj, Maja, Maja. Gdybyś tylko mogła, to
byś rozwaliła tę Politechnikę na drobne kawałeczki, co? Daj sobie spokój. Jak
się nie uda, to trudno. Poprawię jakoś.
- Może i tak. Ale wiesz jak wyglądają
poprawki u tego faceta, nie? Pytania są z kosmosu wzięte. Tak przynajmniej
mówiła dziewczyna, która poprawia semestr. Prawie jakbyś dostał zadanie, że do
pralki włożono skarpetki i nastawiono na trzydzieści stopni i wsypano proszek
Ariel. Bęben pralki porusza się z częstotliwością sześćset obrotów na minutę.
Jaki jest kolor skarpetek po wypraniu?
- Ja wiem, że to nie jest sprawiedliwe,
ale Miśka, nie zmienisz świata. Na tej uczelni te zasady są od lat i nikomu się
tego zmienić nie udało.
- Jesteś pesymistą, Adaś – odparłam,
zdrabniając jego imię zupełnie nieświadomie. – Nawet, gdyby miała wybuchnąć na
polibudzie wojna, zmienię to, bo tak mi się podoba.
- W takim razie, trzymam za słowo. –
Roześmiał się na głos. – Jak coś, konsultacje są od trzynastej.
- Jasne, rozwiążę te zadania jeszcze raz
i wpadnę. Że tak to określę, strzeżcie się, nadchodzę. – Znów się roześmiał.
- Zapomniałbym, po co w ogóle dzwonię.
Słuchaj, jutro są urodziny Marka z mojej grupy i spotykamy się w Dobrym
Dźwięku, nie chciałabyś może pójść? Taka raczej luźna impreza, a nie jakieś
wielkie chlanie.
- No nie wiem, moja ciotka raczej nie
będzie z tego zadowolona.
- Wiesz, w poniedziałek tylko te
konsultacje i WF, to nawet zdążysz się wyspać i pobiegać. Będzie sporo osób z
kierunku. Specjalnie wracam z domu szybciej.
- I będę pić trzeci dzień z rzędu, fajna
perspektywa – powiedziałam. – Ale skoro chcesz, abym przyszła, to myślę, że to
zrobię.
- To wiesz co, nie będę ci przeszkadzać
w piciu dzisiaj, miłej zabawy. – powiedział. – Do zobaczyska – dodał.
- Na razie. Widzimy się jutro –
powiedziałam, po czym się rozłączyłam i wróciłam do knajpy. Wczoraj, po
spacerze z Adamem, byłam na piwie z dziewczynami z liceum, dzisiaj z Kubą,
jutro impreza kierunkowa. Te studia kiedyś mnie wykończą.
Kuba siedział znudzony przy stoliku,
wystukując o blat jakiś nieznany mi rytm. Usiadłam naprzeciwko niego i znów
pogrążyliśmy się w rozmowie. Nie mówił nic na temat tego, że długo rozmawiałam.
Zaczęliśmy zupełnie inny temat, coś o muzyce i książkach. Później zeszliśmy na
sport i opowiedziałam mu, że codziennie biegam. I wtedy opowiedział mi swoją
historię z ostatnich dni, kiedy to jechał rowerem nieznaną trasą, ponieważ ta,
którą zwykle jeździł, była w remoncie. Zjechał gdzieś na bok i patrzy – świetna
górka, idealnie stroma, akurat do zjazdu. Do tego stał jeszcze drogowskaz,
który informował, że jest to objazd do domów o jakichś numerach. Jedzie sobie
czterdzieści kilometrów na godzinę i to ze wciśniętym hamulcem. A nagle
tabliczka teren prywatny, w oddali jakaś brama, a dwa ogromne dobermany biegną
w jego stronę. W tył zwrot i trzydziestką pod górkę. Musiał później chyba
dziesięć minut siedzieć na krawężniku i odpocząć. A po tej przygodzie nie miał
już nawet siły jechać dalej, więc wrócił do domu. Ja, takich przygód nie
miałam, więc z zainteresowaniem słuchałam jego opowieści. Opowiadał mi też
swoje historie sprzed kilku lat, które nawet dla niego z perspektywy czasu
wydawały się zabawne.
Dopiliśmy nasze drinki i udaliśmy się na
mały spacer wzdłuż Motławy, wciąż śmiejąc się i rozmawiając. To było dość
dziwne, że nie znaliśmy się prawie w ogóle, a zachowywaliśmy się jak starzy,
dobrzy przyjaciele. Może dlatego, że prawie nikogo tutaj nie znał i nie miał do
kogo ust otworzyć, a jak już się rozgadał, to potrafił mówić godzinami.
Wsiedliśmy później w tramwaj i wysiadłam na swoim przystanku, obiecując Kubie,
że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Sama nie wiedziałam, dlaczego go
polubiłam. Sprawiał wrażenie wiecznego cynika, a jednak miał coś w sobie. Może
poznam go z Patrycją?
W chwili, gdy o niej pomyślałam,
zauważyłam, że siedzi na ławce, ze słuchawkami w uszach i kolanami pod brodą.
- Cześć, sąsiadko – powiedziałam na tyle
głośno, aby mnie usłyszała. – Co tam słychać w wielkim świecie? – zagaiłam.
- A nic. Gratuluję zdanej chemii. –
powiedziała, choć w jej głosie nie było żadnego entuzjazmu. – Mi się nie udało
niestety, cholerne dwa punkty.
- Adamowi zabrakło czterech i idziemy
się w poniedziałek kłócić. Bo wydaje mi się, że napisałam wszystko, a na pewno
więcej niż te pięćdziesiąt dwa procent. A Adam miał te same wyniki co ja.
- Poczekaj, Adam to jest ten, który nas
odprowadzał? – zapytała. – Bo tak widzę, że chyba coś z nim kręcisz. –
Uśmiechnęła się do mnie. – Siadaj, pogadamy sobie, jak za dawnych lat.
- Dokładnie ten. Biegamy razem od
zeszłego tygodnia i uczyliśmy się razem na koło z chemii. I właściwie na chwilę
obecną nic więcej – powiedziałam. Z perspektywy ostatnich wydarzeń, może i nie
było to zbyt szczere, ale było odpowiednią wersją dla uszu Patki.
- Na WFie podsłuchałam, jak dziewczyny z
jego grupy o nim gadały. Z tego by wychodziło, że on ma dziewczynę w Elblągu,
która w tym roku maturę zdaje. Wiesz, żeby nie było, że nie ostrzegałam –
popatrzyłam na nią zaciekawionym wzrokiem, a później mnie wmurowało, gdy po
kolei i na szybko analizowałam wszystko, co o nim wiedziałam. To by wyjaśniało,
dlaczego na uczelni prawie w ogóle nie rozmawialiśmy – skoro wszyscy wiedzieli,
że on ma dziewczynę. Ale przecież z drugiej strony, opowiadał o tej swojej
wakacyjnej miłości i nie brzmiało to w żadnym wypadku tak, jakby miał kogoś
jeszcze poza nią. Kiwałam się do przodu i do tyłu, niczym dziecko z chorobą
sierocą, po kolei trawiąc to wszystko i układając to, co chcę powiedzieć
Patrycji.
- Wiesz, spóźniłaś się z tym trochę –
powiedziałam. – Wczoraj się całowaliśmy, on sam to zainicjował. A na jutro
zaprosił mnie na imprezę, do jakiegoś kolegi z jego grupy. Nawet nie wiem, co
mam teraz o tym myśleć.
- Może po prostu to była taka plotka… –
Patrycja podrapała się po głowie. – Wiesz, ktoś komuś powie, ktoś coś przekręci
i różne rzeczy wychodzą. Zagadam z dziewczynami i się dowiem.
- Ja się dowiem jutro w Dobrym Dźwięku.
Nie moje klimaty, ale teraz muszę wszystko z niego wyciągnąć. Wyśpiewa mi
dokładnie to, co chcę wiedzieć. I nie ma innej opcji.
- Przynajmniej będziesz się dobrze
bawić, a nie zakuwać na poprawkę z chemii – powiedziała. – Jestem beznadziejna,
jak ja mogłam tego nie zaliczyć?
- W poniedziałek idziesz z nami na
konsultacje, możemy się założyć, że te dwa punkty przeoczył – powiedziałam. –
Skoro rekordzista znalazł dwadzieścia procent, których nasz ukochany profesor
nie zauważył, to i nam się uda.
- Nawet nie wiesz, jak chciałabym w to
wierzyć – powiedziała Patrycja i spojrzała w niebo.
- Wierzyć, to ja bym chciała w to, że to
z tą dziewczyną z Elbląga to tylko plotka. – Wciągnęłam nosem trochę chłodnego
powietrza. – Pójdę już, zimno się zrobiło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz