Sobota, 5 maja 2012
Było
dość jasno, a ja stałam gdzieś w środku miasta. Nie próbowałam nawet dowiedzieć
się, gdzie jestem, ani która jest godzina. Najważniejszą sprawą, która gościła
w mojej głowie było to, że bardzo chciało mi się pić. Dosłownie miałam
wrażenie, jakbym była na pustyni, a jedyne źródło wody było tysiące kilometrów
ode mnie. Rozejrzałam się i zauważyłam mnóstwo takich samych domów, a kilka
metrów ode mnie widniał drogowskaz kierujący do sklepu. Byłam uratowana!
Pobiegłam przed siebie w
poszukiwaniu mojego zbawienia. Miałam wrażenie, jakby w tle leciał soundtrack z
jakiegoś filmu, w którym główny bohater jest już blisko swojego celu. Weszłam
do sklepu i rozejrzałam się. Zauważyłam sok, który ukoiłby moje pragnienie. Już
trzymałam go w dłoniach i wyobrażałam sobie, jak odkręcam zakrętkę i przykładam
otwór w szklanej butelce do ust. Podeszłam do kasy, postawiłam moje zbawienie
na ladzie i poszperałam po kieszeniach. Wydawało mi się, że wcześniej miałam
torebkę, jednak musiałam ją gdzieś zgubić. Telefonu również nie było. W
kieszeniach nie miałam żadnych pieniędzy, więc musiałam obejść się smakiem, bo
sprzedawczyni mnie wyśmiała. Wyszłam na zewnątrz i z nadzieją wypatrywałam
jakichś miłych ludzi, którzy pożyczyliby mi tę złotówkę. Nikt nie przychodził,
a moje pragnienie stawało się coraz większe i większe.
Zauważyłam na horyzoncie jakiegoś
mężczyznę, który mógł być moim wybawieniem. Uśmiechnęłam się do niego, bo
miałam wrażenie, że skądś go znam. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, gdzie go
wcześniej widziałam, ale to nie miało teraz znaczenie.
- Przepraszam, czy mógłby mi pan
może pożyczyć złotówkę? – zapytałam w geście bezradności.
- Mam tylko dwa złote na piwo –
powiedział zachrypniętym głosem, jakby ktoś zawiązał mu supeł na strunach
głosowych. Zdałam sobie sprawę skąd go znam. Był pijakiem z mojego osiedla i
często widywałam go pod sklepem. Co więc robił w tym obcym mi miejscu? Może
wie, gdzie jesteśmy? Może nie jestem aż tak daleko od domu?
- A czy mogłabym wypić łyka, gdy pan
już kupi? – zapytałam błagalnym głosem i miałam wrażenie, że moje oczy
przypominają te, które należały do kota ze Shreka.
- Oczywiście, szefowo – odpowiedział
tym charakterystycznym tonem
Zbawienie nadeszło! Nareszcie napiję
się czegokolwiek i będę mogła wrócić do domu. Mój wybawca pojawił się, niosąc w
dłoni butelkę złocistego trunku, otworzył ją zębami i wyciągnął ku mnie. Nagle
na horyzoncie pojawiła się moja ciotka i zaczęła na mnie krzyczeć. Pytała, co
ja sobie wyobrażam, że piję piwo i to z takimi ludźmi oraz jestem tutaj, podczas
gdy powinnam być w szkole. Poczułam, że boli mnie głowa.
Otworzyłam oczy i zamrugałam
kilkukrotnie. To był tylko sen, ale nadal bardzo chciało mi się pić. Odwróciłam
lekko głowę i zdałam sobie sprawę, że przecież nie mam w pokoju błękitnych
ścian. Zerwałam się z przestrachem z łóżka, zakręciło mi się w głowie i
musiałam usiąść. Gdzie ja jestem? Jak tu się znalazłam? Ostatnią rzeczą, którą
pamiętałam było siedzenie na ławce na przystanku Dworzec Główny i czekanie na
autobus. Gdzieś przewijał mi się Mikołaj, który martwił się o Luśkę, a ja chyba
powiedziałam, że sobie poradzę i wrócę do mieszkania. Dlaczego zostawił mnie
samą? Dlaczego nie poszłam z nim? Co się działo ze mną później? Przypomniało mi
się, że wsiadłam do jakiegoś autobusu nocnego, ale nie mogłam przypomnieć sobie
nawet, jaka to była linia i dokąd jeździła. Ktoś się awanturował, więc
wysiadłam w szczerym polu razem z kilkoma innymi osobami. Ale co było dalej?
Nadal nie wiedziałam, w jaki sposób
mogłam znaleźć się w tym pomieszczeniu. Zauważyłam moją torebkę leżącą na
jednej z szafek. W środku było chyba wszystko, co miałam w niej wcześniej.
Portfel, telefon, tusz do rzęs, fluid, zapalniczka i dwie fajki. Zauważyłam, że
na drugiej szafce stoi półtoralitrowa butelka wody mineralnej. Ktoś zadbał o
mnie i o mojego kaca. Chyba powinnam być temu komuś wdzięczna za ratunek.
Chyba, że byłam gdzieś w Turcji w
haremie, sprzedana przez mojego „wybawcę”. Ale jakoś to mi nie pasowało.
Powąchałam substancję znajdującą się w butelce i, nie wyczuwszy żadnej woni,
upiłam pierwszy łyk, potem drugi, trzeci i kolejny. Była chłodna, a to jeszcze bardziej
koiło moje palące gardło.
W międzyczasie wyjęłam telefon i
zajrzałam do skrzynki wiadomości wysłanych licząc, że coś mi to powie. Bałam
się otworzyć drzwi i wyjść z tego pokoju, więc tylko to mi pozostało. Znalazłam
tylko dwadzieścia SMSów, które wysłałam do Adama, informując go, że jest
żałosny, a ja dobrze się bawię. Przeklęłam pod nosem i uderzyłam się otwartą
dłonią w czoło. W wiadomościach odebranych nie było nic ciekawego, Adaś nic mi
nie odpisał. Może to i dobrze? Sprawdziłam rejestr połączeń i zauważyłam, że
kilka ostatnich wykonałam do Pawła, a i on dzwonił do mnie parę razy.
Zastanowiło mnie to, a i coś zaczęło mi świtać. Bolała mnie głowa, więc nie
potrafiłam złożyć wszystkiego w jedną logiczną całość.
Już naciskałam zieloną słuchawkę, aby
wykonać połączenie, ale przerwał mi dźwięk zamykanych drzwi dochodzący z
zewnątrz, a później drzwi pomieszczenia, w którym przebywałam otworzyły się, a
przed moimi oczami stanął Paweł. Na sobie miał tylko dość obcisłe bokserki, a z
włosów kapała woda.
- Co ja tu robię? – zapytałam, po
czym przygryzłam wargę i wlepiłam w niego spojrzenie. Pokręcił głową i nie
odpowiedział mi, a jedynie otworzył szafę i zaczął czegoś w niej szukać.
- Gdybyś nie piła, to byś wiedziała
– odpowiedział jakby od niechcenia. Był chyba na mnie wkurzony, a ja próbowałam
posklejać w całość urywki wspomnień. Sama już nie wiedziałam, co było prawdą,
co mi się przyśniło, a co tylko wymyśliłam.
- Nie wypiłam dużo – powiedziałam.
Przecież to były tylko trzy piwa w pubie z Mikołajem. – Przecież nie jestem
głupia.
- To dlaczego w takim razie nie
wiesz jak się tutaj znalazłaś? – zapytał z wyrzutem.
- Miałam ciężki dzień wczoraj,
musiało mnie mocno wziąć – powiedziałam, nie potrafiąc znaleźć innego
wytłumaczenia.
- Nie rób tego więcej. – Tym razem
wyczułam w jego głosie jakąś troskę. – Zadzwoniłaś do mnie w środku nocy i
powiedziałaś, że idziesz na domówkę do jakiegoś Wojtka, a poza tym
powiedziałaś, że wypiłaś pięć piw. Jak na ciebie to zdecydowanie za dużo.
Wsiadłem w samochód i podjechałem po ciebie.
- Dziękuję – powiedziałam. –
Ratujesz mi życie po raz kolejny, a ja znowu nie mam jak się odwdzięczyć.
- Wiesz, jak zgon, to od razu po
księdza dzwonić – powiedział. Przypomniały mi się początki naszego związku i
niespełnione marzenie jego rodziców, aby został księdzem. Pseudonim jeszcze
przez jakiś czas za nim chodził, chociaż zdarzało się, że ktoś sobie o tym
przypominał. Roześmiałam się, choć nie wiedziałam czy powinnam.
- Przepraszam, że zawracam ci głowę.
– Mój głos był cichy, a oczy zrobiły mi się wilgotne. – Ostatnio jestem
strzępkiem nerwów, nie radzę sobie z tym.
- Nie przepraszaj – szepnął. – To
tylko słowa i jak cię znam, zrobisz jeszcze masę głupstw. – Miał rację. Znowu
miał rację. Kiwnęłam głową, a on podszedł do mnie i położył dłonie na moich
ramionach. Spojrzał mi w oczy, a ja zamrugałam kilkukrotnie. Zbliżyłam się do
niego i wtuliłam głowę w jego ramię. Nie mówiliśmy nic, ale słowa nie były nam
potrzebne.
Dzisiaj nie było między nami tej iskry,
którą poczułam kilka dni temu, ale powstało coś w rodzaju zaufania, a więź,
jaka była kiedyś między nami, zawiązywała się na nowo. W ogóle nie zwracałam uwagi na to, że jest w
samych bokserkach. Nawet to, że przez niego rozbiłam mój związek z Adamem, nie
odgrywało żadnej roli. Co prawda przeszło mi przez myśl, że skoro chcę próbować
uratować moją i Adasia relację, nie powinnam pod żadnym pozorem spotykać się z
Pawłem, ale to było tylko chwilowe.
- Chyba mamy problem – powiedział
odsuwając mnie od siebie.
- Co? – zapytałam i odwróciłam głowę,
aby spojrzeć za okno, za którym zobaczyłam samochód rodziców Pawła. Pomyślałam
o bokserkach mojego towarzysza i uniosłam brwi. Jeśli zobaczyliby nas razem,
mogłoby to wywołać u nich ciężki szok.
Nigdy mnie nie lubili, bo od początku
mieli własne wyobrażenie syna. Cała rodzina była bardzo religijna, więc
wysłanie Pawła do seminarium było ich zdaniem mądrym pomysłem, który byłby
podziękowaniem za wszystko, co ich spotkało w ostatnich latach. Nie przyjmowali
do wiadomości, że jego to po prostu nie kręci. Twierdzili, że sprowadzam go na
złą drogę i bardzo dobrze, że nie wiedzieli, co ich syn wyprawiał, gdy ich nie
było.
Założyłam buty i narzuciłam torebkę na
ramię. Spojrzał na mnie z zaciekawieniem, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem.
- Co chcesz zrobić? – zadał pytanie.
- Wyjdę na taras, potem przejdę przez
płot do sąsiada za wami i wyjdę na równoległą ulicę – odpowiedziałam. – W końcu robiłam to tyle razy. Także, do
zobaczenia. – Wyszczerzyłam zęby.
- Zdzwonimy się później. – Pogładził
dłonią moje włosy, a ja wyminęłam go i pobiegłam przez salon w kierunku wyjścia
na taras.
Szczerze mówiąc nie byłam pewna, czy w
moim stanie dam radę przejść na drugą stronę w krótkim czasie, ale perspektywa
znalezienia się w niezręcznej sytuacji z rodzicami Pawła nie wchodziła w grę.
Kiedyś wspierałam się o pergolę, ale teraz już jej nie było. Dużo się zmieniło,
a płot wydawał się być wyższy. Czekało mnie więcej atrakcji niż się
spodziewałam, a to był dopiero początek.
Podbiegłam do płotu i złapałam się go
dłońmi w najniższym miejscu. Miałam zamiar po prostu wesprzeć się na rękach, a
później zarzucić nogę na górę. Pod dłońmi poczułam coś ohydnego, ale nie
przejmowałam się tym. Było ciężko, a mięśnie odmawiały współpracy. Znalazłam
się po drugiej stronie i odetchnęłam z ulgą. Usłyszałam zbliżające się
szczekanie i coś podpowiedziało mi, że powinnam zacząć biec. Jak dobrze
pamiętałam, wcześniej sąsiedzi Pawła nie mieli żadnego psa, ale przez ostatni
rok musiało coś się zmienić. Miałam nadzieję, że nie jest to jakiś doberman
morderca, który pożre mnie od razu. To motywowało mnie do coraz szybszego
przemieszczania się przez posesję. Wiele razy śniło mi się, że uciekam przed
psem, więc teraz miałam to w rzeczywistości. Szczekanie rozległo się też z
innych posesji. W momencie, gdy otwierałam bramkę, zauważyłam psa, który może i
nie był duży, ale biegł w moją stronę, a szczekanie przerodziło się w groźne
warczenie. Furtka nie chciała się zatrzasnąć, a pies wybiegł za mną. Nie
pozostało mi nic innego jak dobiec do kolejnego rogu i udawać, jakby nigdy mnie
nie gonił. W razie czego, gdyby pojawił się chociażby jego właściciel, mogłam
powiedzieć, że to po prostu poranny jogging, a nie ucieczka. Na szczęście na
horyzoncie nie było żadnego człowieka, ale pies nie odpuszczał. Przystanęłam i
poszukałam w torebce czegoś, co ewentualnie mogłam mu rzucić. Natrafiłam na
batonika zbożowego, więc odwinęłam go z papierka, ugryzłam kawałek, a resztę
rzuciłam pieskowi. Tak jak sądziłam, dobiegł do rzuconego jedzenia, a ja w tym
czasie ruszyłam przed siebie najszybciej jak potrafiłam. Zwolniłam dopiero po
jakichś pięciuset metrach, gdy znalazłam się w okolicach przystanku
autobusowego. Przypomniałam sobie trasy linii, którymi często kiedyś jeździłam
i poczekałam na pierwszą z nich. W każdym wypadku musiałam dojechać do Dworca
Głównego i tam przesiąść się na tramwaj.
Zajęłam wolne miejsce obok jakiejś
staruszki, która przez całą drogę dyskutowała z drugą, siedzącą naprzeciwko, na
temat wnuczki jednej z nich. Zamyśliłam się i wpatrywałam się w widoki za
oknem. Było jeszcze dość wcześnie, więc mogłam wrócić do mieszkania,
doprowadzić mój wygląd do porządku i później dopiero jechać do Kuby, aby stawić
czoła notariuszowi. Już prawie dojeżdżałam do Głównego, gdy zauważyłam, że
jakaś blondynka patrzy na mnie jakbym kogoś jej zabiła. Zlustrowałam ją od stóp
do głów. Miała długie blond włosy, które lekko zawijały się na końcach, mocno
podkreślone czarnym cieniem oczy, a usta pomalowane czerwoną szminką. Musiałam
przyznać, że taki makijaż dodawał jej urody, zwłaszcza że nie miała na twarzy
chyba ani grama podkładu. Była niebotycznie wysoka, chociaż sporo centymetrów
dodawały jej czerwone szpilki, które miała na stopach. Do tego jeszcze czarne
obcisłe rurki, i luźna biała koszula, w której kilka guzików było rozpiętych.
Nasze spojrzenia spotkały się w końcu, a ja odwróciłam wzrok, jakbym się jej
bała. Nigdy wcześniej jej nie widziałam, więc nie potrafiłam zrozumieć skąd
takie spojrzenie. Może i wyglądałam okropnie po poprzedniej nocy, ale przecież
to nie upoważniało jej do wbijania we mnie spojrzenia. Przecież w tym autobusie
było mnóstwo wyglądających gorzej ode mnie ludzi.
Wysiadłam na przystanku koło Krewetki, a
nienawidząca mnie nieznajoma szła kilka kroków przede mną. Rozmawiała przez
telefon i śmiała się w głos. Niczym nie przypominała tej nieprzyjaznej osoby, z
którą jechałam autobusem. Może to był kolejny omam spowodowany zmęczeniem i
kacem? Może mi się wydawało? Powolnym krokiem schodziła po schodach do tunelu
(w końcu niektóre modele szpilek są po to, aby ładnie wyglądały, a nie, aby w
nich chodzić), a ja korzystając z okazji wyminęłam ją w nadziei, że więcej jej
nie spotkam. Sama nie wiedziałam, dlaczego aż tak bardzo mi na tym zależało.
Miałam szczęście, bo akurat podjechała Trójka, którą mogłam dojechać od razu do
mieszkania. Oddychałam powoli i starałam się jak najbardziej uspokoić. Nadal
nie wiedziałam jak spędziłam sporą część nocy, ale zaczęło mi to być obojętne.
Jeśli obudziłam się u Pawła i przeżyłam, to nie mogło być tak źle.
Weszłam po schodach na moje piętro, bo
winda jak zwykle nie działała. Kolana odmawiały współpracy, ale trzeba było
jakoś się tam dostać. Znałam te stopnie na pamięć, więc nawet nie próbowałam
zastanawiać się ile ich jest. Miałam porozmawiać w końcu z ciotką, bo w
ostatnich dniach praktycznie się nie widziałyśmy, ale znów jej nie było.
Zostawiła mi kartkę, że ratuje sytuację w pracy, bo jednak okazało się, że jest
potrzebna, gdy nowa pracownica popełniła tyle błędów, że ciotka musiała
poprawiać to w wolnych dniach. Wiedziałam, że gdy wszystko się ułoży, w końcu
będziemy miały czas, aby porozmawiać na spokojnie. Przez długi czas udawało jej
się utrzymywać w tajemnicy sprawy mojego ojca, ale byłam jej wdzięczna za to,
że mnie wychowała i przyjęła pod swój dach.
Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że
nie jest tak źle. Wzięłam prysznic i zrobiłam od nowa makijaż. Zjadłam trochę
znalezionej w lodówce sałatki i zrobiłam sobie kawę. Po upiciu kilku łyków
zadzwoniłam do Pawła. Nie dowiedziałam się więcej o ostatniej nocy, ale to
wszystko znów zaczynało przypominać stare czasy, gdy widywaliśmy się codziennie
i rozmawialiśmy godzinami przez telefon. Czas leciał, ale nie przeszkadzało mi
to zupełnie. Wreszcie mogłam odpocząć od moich sióstr, które strasznie mnie
denerwowały. Potrzebowałam się wyciszyć i przegadać z kimś wszystko, a Paweł
dawał mi tę możliwość. Obiecałam mu, że porozmawiam z Adamem i zatrzymam go na
tak długo, aż zdążę opowiedzieć o wszystkim, a głównie o tym, co czuję. Paweł
różnił się od Adasia, ale powiedział, że on takie coś by mi wybaczył, a
przynajmniej mnie wysłuchał. Miałam ochotę rzucić to wszystko i próbować
wymazać z pamięci te dwa miesiące, ale miałam świadomość, że tak nie potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz