poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział XV cz. I

[Leokadia]
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Kuba należał do gatunku osób „przezorny zawsze ubezpieczony”. Gdy tylko pociąg ruszył z Wrocławia i udało nam się znaleźć cały przedział dla siebie, rozłożyliśmy się – a tu też było trochę zabawy, aby nie powiedzieć rękoczynów – Kuba wyciągnął z plecaka jak gdyby nigdy nic piwo. Otworzyłam usta ze zdumienia, zauważając podobną minę u Mikiego i więcej oszołomienia u Anity, która powiedziała wbrew wszelkiej logice:
– Z ciebie to swój człowiek jest.
Miałam ochotę skoczyć na nią i udusić. Posłałam Kubie spojrzenie pełne dezaprobaty, ale uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi i wyciągnął jeszcze dwa z torby. Pierwsze podał Anicie, drugie Miśce, a trzecie zostawił sobie. Dałabym głowę, że miał ich w torbie więcej, ale musiał zrobić nam na złość. Posłałam mu uśmiech i wyciągnęłam z kieszeni plecaka dużą butelkę wody mineralnej. Napiłam się, nie odrywając od niego wzroku, a potem podałam Mikiemu. Postanowiłam być bardziej skora do dzielenia się, więc gdy Miki oddał mi butelkę, wyciągnęłam rękę w kierunku Kuby.
– Wody? – zapytałam. Pokręcił głową. Podsunęłam dziewczynom, ale one również nie chciały.
Nie to nie. Wzruszyłam ramionami, wzięłam jeszcze łyczek i odłożyłam butelkę do plecaka. Wdrapałam się na swoje miejsce nad Miśką. Anita siedziała obok Kuby na jego kuszetce i oboje musieli się nieco kurczyć, aby nie uderzyć w nic głową. Miśka zniknęła mi z oczu. Miki zwinął się w kłębek na tej połówce kuszetki, której nie zajmowałam ja.
Przyszedł konduktor. Moja empatia wspięła się na wyżyny swoich możliwości i cieszyła niesamowicie, gdy Kuba został poinformowany o zakazie spożywania alkoholu w pociągu.
– Ale ja go przecież wcale nie spożywam! – zaoponował Kuba, a potem mimowolnie parsknął śmiechem, widząc, jak cała nasza czwórka jednocześnie spogląda to na niego to na puszkę stojąca na podłodze. Rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie Miśce, która właśnie swoją puszkę wciskała między torbę a kuszetkę. Coś trzasnęło niebezpiecznie, na co jednocześnie zakasłałyśmy. Miki podrapał się po głowie, nie wiem czy z powodu konsternacji czy zażenowania.
– Ma pan otwarte piwo, a nie sądzę, aby przewoził je pan właśnie niezamknięte. – Konduktor był nieugięty. Kuba rzucił spojrzenie na dziewczyny, ale one były sprytniejsze i szybsze, więc tylko on został przyłapany.
– A nie mówiłam – powiedziałam to niemal bez własnej woli. W oczach Kuby byłam już martwa. Sądząc po tym wszystkim, co mu zrobiłam, a wliczam w to wciśnięcie pięści w jego żołądek, zapewne zabije mnie powoli i boleśnie.
– Pan narusza moją własność osobistą! – Mężczyzna zerwał się z miejsca, zasłaniając sobą piwo niczym bohater, który zasłania rannego przyjaciela przed ostrzałem na wojnie. Miałam ochotę zerwać się z miejsca i wyrzucić mu tę puszkę przez okno. Nie chodziło nawet o sam fakt, że był to alkohol, po prostu miałam taką ogromną ochotę zrobić mu na złość, że ledwo to kontrolowałam. Powstrzymywała mnie myśl, że wtedy on również wyrzuciłby mnie przez okno, a latać jeszcze się nie nauczyłam. Siedziałam więc potulnie na swojej kuszetce, od czasu do czasu rzucając jakiś komentarz, przez który żyłka na skroni chłopaka pulsowała zawzięcie, a konduktor zaczynał dostrzegać we mnie nadzieję tego narodu, ostatnią, niezdemoralizowaną studentkę!
– To tak, jakbyś komuś coś ukradł, a potem oskarżał policję o naruszanie twojej własności osobistej, bo przyszli to odzyskać. Chociaż w przypadku piwa nie ma mowy o odzyskiwaniu czegokolwiek, ale wydźwięk jest podobny, bo...
Wstałam, paplając dalej, ku coraz większemu zdziwieniu konduktora i irytacji Kuby, który zerknął niebezpiecznie na nasze małe okienko. Długość około metra, może mniej, a szerokość... Cóż, wystarczająca, aby mnie przez nie wyrzucić. Jakie jest prawdopodobieństwo, że upadnę na trawę albo jakieś krzaki, a nie na drzewo albo słup trakcyjny? Za małe, abym pozwoliła sobie dać lekcje latania. Na pewno nie bez miotły.
– Ona tak zawsze? – usłyszałam zza pleców głos Anity i jakieś niewyraźne mruknięcie Miśki. Spojrzałam na nie przez ramię, zasłaniając obie – udało im się lepiej schować piwo – i chłopaka, który leżał zwinięty w kłębek na moim miejscu.
Konduktor potrząsnął głową i wyglądał, jakby właśnie wyrwał się z własnych myśli, w których tworzył tabelkę podobieństw i różnic między spożywaniem alkoholu w pociągu a kradzieżą czegokolwiek. Nie sądziłam, że ktokolwiek umie zrozumieć moje włączające się mimowolnie gadanie, ale gdybym była po stronie Kuby – a oczywiście nie byłam – byłby to całkiem dobry sposób, aby tak oszołomić konduktora, żeby zapomniał, co w ogóle chciał powiedzieć. Stanowczo powinnam ćwiczyć tę umiejętność.
– Dobra, koniec tego! – Pan konduktor niemal krzyknął, na co Miki tak gwałtownie się podniósł, że przyłożył głową w kuszetkę znajdująca się nad nim. Słyszałam, jak przeklina pod nosem, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. – Albo pan wyleje to piwo, albo na następnej stacji wysiada i dostaje mandat od Straży Ochrony Kolei.
– Ale to przecież bez sensu, bo... – Kuba usiłował się bronić, ale w tym starciu był niczym Mały Głód kontra Danio. Oczywiście, nie miał szans.
– Kuba, weź wylej to piwo i zamknij się w końcu, bo nie dość, że nabiłem sobie przez was guza, to jeszcze osiwieje – ryknął Miki, na co podskoczyliśmy wszyscy razem, z konduktorem włącznie.
– Właśnie, Kuba, daj spokój – wtrąciła się Miśka. Cóż za doskonały przykład hipokryzji!
Uniosłam prawą brew, bo lewej nie umiałam. Miki rozwijał się ze swojego kłębka, oj, robiło się poważnie, skoro nawet on stracił cierpliwość. A w stosunku do Kuby również charakteryzował się ponadprzeciętnym opanowaniem, chyba jak każdy, kto ma z tym facetem do czynienia dłużej niż pięć minut.
– No dobra...
Kuba odwrócił się i wziął piwo z podłogi, zmuszony by udać się do toalety i wylać alkohol. Wyruszył z miną, jakby szedł na ścięcie, wrócił wręcz załamany. Kto skończył psychologię w tym przedziale?! Mamy początkowe stadium depresji na pokładzie! Nie mogłam pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy, a próbowałam. Miki miał ten sam problem. Kuba posłał nam wkurzone spojrzenie, na co uśmiechnęłam się tak szeroko, że z pewnością mógł zobaczyć moje siódemki. Ósemki zachowałam na inną okazję.
Przez jakiś czas był spokój. Zaplatałam warkoczyki na włosach Mikiego, który wciąż leżał zwinięty w kłębek i nie odzywał się ani słowem – pokłóciliśmy się, ale nie aż na tyle, aby się do mnie nie odzywał. To było podejrzane. Może miał jakiś uraz mózgu w związku z bliskim spotkaniem z metalową konstrukcją kuszetki nad nami, ale wątpiłam. Proponowałam mu tabletkę na głowę, niestety maści na stłuczenia nie miałam. Nie chciał, więc z medycznego punktu widzenia nic mu nie było. Zrobiłabym mu prześwietlenie – w końcu huknęło dość porządnie – ale tak się składa, że nie zmieściłam do walizki aparatu do robienia zdjęć rentgenowskich. Nie żebym próbowała, byłam realistką – od czasu do czasu – i od razu skreśliłam ten plan na panewce. Co nie znaczy, że nie posiadałam plastrów, nożyczek, bandaży, opaski uciskowej, kilku rodzajów tabletek i koca termoizolacyjnego. Miśka pokusiła się o wykopanie z mojej torby kilku par szpilek, bo były na wierzchu, ale głębiej nie zaglądała, a znalazłaby tam podręczny zestaw ratunkowy. Kuba nucił coś pod nosem i bawił się telefonem, a Miśka i Anita, którą zdążyliśmy zacząć nazywać Nitą, debatowały nad ulubionym kosmetykiem.
Było idealnie, abym mogła pogrążyć się w myślach. Myślałam o tacie, o tym, co powiedział mamie. Ciekawe, czy powiedział jej prawdę, czy też nie chciał jej martwić i wymyślił wymówkę dla mojej nieobecności. Jakiś wyjazd w góry z przyjaciółmi czy coś podobnego. Coś, co robią studenci. Co ja robiłam, gdy jeszcze byłam względnie normalna? Była to moja pierwsza majówka na studiach, więc nie miałam porównania. Poprzednią spędziłam na randkach z biologią, chemią i fizyką, a podczas jeszcze wcześniejszej nie miałam skończonych osiemnastu lat, miałam za to nadopiekuńczych rodziców (tylko gdy chodziło o dłuższe wyjazdy – znikanie na jedną noc akceptowali bez słowa sprzeciwu), którzy powiedzieli kategoryczne: „nie” na wyjazd z przyjaciółmi nad jezioro. I tyle było z moich majówek. Ta również nie była idealna, siedzę w pociągu i szukam sióstr po kraju. Nie przewidywałam takiego scenariusza. Jestem pewna, że moja wróżka również by na to nie wpadła, chociaż akurat one znane były z wyjątkowej pomysłowości.
Zadzwonił telefon. Rozejrzałam się z lekkim oszołomieniem po przedziale, lokalizując dźwięk wydobywający się z telefonu Kuby. Spojrzałyśmy na siebie z Miśką. W przedziale zapanowała kompletna cisza. Kuba zerknął na wyświetlacz, skrzywił się – co, zawzięta eks dziewczyna dzwoni? – a potem wyszedł na korytarz, zamykając za sobą drzwi.
Miki pokręcił głową z dezaprobata, gdy prawie kopnęłam go kolanem, zeskakując z kuszetki. I tak byłam ostatnia i stałam najdalej od szczeliny. Miśka zerkała przez szczelinę nie do końca domykających się drzwi, Anita słuchała, a ja usiłowałam dowiedzieć się, o co chodzi. Odsłoniłam lekko zasłonkę, ale Nita od razu ją zasłoniła, posyłając ostre spojrzenie w moim kierunku. Prawdę mówiąc wątpiłam, abyśmy usłyszały cokolwiek z odległości dwóch metrów, bo słyszałyśmy już niewiele, gdy chłopak stał pod drzwiami. Ale on – jakby wyczuwając nasze trzy pary uszu przy drzwiach – ruszył właśnie spacerkiem w kierunku toalet. Parsknęłam pod nosem, uświadamiając sobie, co tak naprawdę go inspiruje. Zamierzałam wytknąć mu to przy najbliższej okazji.
Nasze skupienie było niemal dwustu procentowe, więc gdy kolejny telefon wydał z siebie dźwięk, podskoczyłyśmy wystraszone. Jako ta stojąca najdalej, uderzyłam ramieniem w metalową konstrukcję mojej kuszetki. Miki otworzył oczy i spojrzał na mnie z troską, w moich zaś pojawiły się łzy bólu. Ramię mi odpadnie jak nic.
Miśka wygrzebała telefon z kieszeni dżinsów i otworzyła wiadomość. Anita zerknęła jej nad ramieniem, ja mogłabym jedynie pod – Anita była ode mnie o dobre pięć centymetrów wyższa – ale sobie odpuściłam. Miśka wymamrotała pod nosem coś, czego nie zrozumiałam i także wyszła z przedziału, kierując się w przeciwną stronę niż Kuba.
– Czy ci ludzie naprawdę nie mają co robić, tylko wydzwaniać przed północą? – zapytała Anita. Retorycznie, więc nie odpowiedziałam. – Kogo bierzesz? – Odchyliła zasłonkę na szybce w niedomykających się drzwiach od przedziału. – Miśkę po lewej czy Kubę po prawej?
– Yyy... – Nigdy nie myślałam, że elokwencja może wyparować. Tak samo jak mózg. Wyparował mi mózg. Spojrzałam na Anitę głupio.
– Cholera, Kuba wraca!
Powinna jeszcze krzyknąć: „padnij!” albo „chować się!”. Na podłogę nie miałyśmy obie szans paść, chyba że w jakiejś synchronizacji – ale nie było czasu na opracowanie jej – jedna na drugą. Wdrapałam się na kuszetkę obok Mikiego, a Nita udała, że właśnie spogląda przez okno. Gdy Kuba wszedł do przedziału, zrozumiała, jakie to głupie – w końcu w szybie nie widziała niczego poza sobą – i odwróciła się, zrzucając pustą puszkę Miśki.
– Co, prześladująca cię była dziewczyna dzwoniła? – zapytałam, czując jak Miki zaciska palce na mojej dłoni. Zabrałam ją delikatnie, zsuwając się z kuszetki i siadając w dziwnej pozycji na jej brzegu. – Miałam rację, że toalety cię inspirują – dodałam z dumą.
Spojrzał na mnie, a potem na Anitę. Chociaż instynkt przetrwania podpowiadał mi, że Kuba wcale nie spojrzał na moją siostrę a na okno za nią i na pewno oblicza już wymiary i wszystkie rodzaje siły, jakie będą musiały zadziałać, abym zakończyła w tym momencie swoją podróż życia.
– Nie, to nie była moja eks dziewczyna – odparł, siadając obok Anity.
– Więc eks chłopak? – Nie powstrzymałam się. Kuba wstał, a ja miałam ochotę rzucić się do ucieczki. Nieważne w jakim kierunku.
Stop. Luśka, opanuj się. Nie może być tak, że przeraża cię ktoś po prostu większy od ciebie. Obwód bicepsa na pewno ma dwa razy taki jak ty, ramiona szersze o półtorej raza, ale przecież nie samą siłą się wygrywa, prawda? Trzeba doliczyć jeszcze inteligencję – a tu nieskromnie twierdziłam, że mam jej więcej – i spryt. I pomysł na pokonanie przeciwnika. Chociaż fakt posiadania piętnastu centymetrów wzrostu więcej zrobił się nagle taki istotny, że zabrakło mi powietrza.
Stop. Przecież Kuba to dżentelmen i nie uderzyłby dziewczyny. Chociaż prawdę mówiąc, zabicie jej to co innego. W końcu klasycznym przykładem dobrego wychowania z jego strony było... No właśnie, co? Może zaniżanie mi samooceny, albo obmacywanie w środku nocy, gdy ja byłam śpiąca i kompletnie bezbronna?
Moja teoria o Kubie, który nie byłby w stanie wyrzucić mnie przez okno, z powodu dobrego wychowania, resztek sumienia, ukrytej samokontroli czy wyimaginowanej litości, właśnie runęła.
Boże, pomocy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy