[Leokadia]
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012
Kuba
należał do gatunku osób „przezorny zawsze ubezpieczony”. Gdy tylko pociąg
ruszył z Wrocławia i udało nam się znaleźć cały przedział dla siebie,
rozłożyliśmy się – a tu też było trochę zabawy, aby nie powiedzieć rękoczynów –
Kuba wyciągnął z plecaka jak gdyby nigdy nic piwo. Otworzyłam usta ze
zdumienia, zauważając podobną minę u Mikiego i więcej oszołomienia u Anity,
która powiedziała wbrew wszelkiej logice:
–
Z ciebie to swój człowiek jest.
Miałam
ochotę skoczyć na nią i udusić. Posłałam Kubie spojrzenie pełne dezaprobaty,
ale uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi i wyciągnął jeszcze dwa z torby.
Pierwsze podał Anicie, drugie Miśce, a trzecie zostawił sobie. Dałabym głowę,
że miał ich w torbie więcej, ale musiał zrobić nam na złość. Posłałam mu
uśmiech i wyciągnęłam z kieszeni plecaka dużą butelkę wody mineralnej. Napiłam
się, nie odrywając od niego wzroku, a potem podałam Mikiemu. Postanowiłam być
bardziej skora do dzielenia się, więc gdy Miki oddał mi butelkę, wyciągnęłam
rękę w kierunku Kuby.
–
Wody? – zapytałam. Pokręcił głową. Podsunęłam dziewczynom, ale one również nie
chciały.
Nie
to nie. Wzruszyłam ramionami, wzięłam jeszcze łyczek i odłożyłam butelkę do
plecaka. Wdrapałam się na swoje miejsce nad Miśką. Anita siedziała obok Kuby na
jego kuszetce i oboje musieli się nieco kurczyć, aby nie uderzyć w nic głową.
Miśka zniknęła mi z oczu. Miki zwinął się w kłębek na tej połówce kuszetki,
której nie zajmowałam ja.
Przyszedł
konduktor. Moja empatia wspięła się na wyżyny swoich możliwości i cieszyła niesamowicie,
gdy Kuba został poinformowany o zakazie spożywania alkoholu w pociągu.
–
Ale ja go przecież wcale nie spożywam! – zaoponował Kuba, a potem mimowolnie
parsknął śmiechem, widząc, jak cała nasza czwórka jednocześnie spogląda to na
niego to na puszkę stojąca na podłodze. Rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie
Miśce, która właśnie swoją puszkę wciskała między torbę a kuszetkę. Coś
trzasnęło niebezpiecznie, na co jednocześnie zakasłałyśmy. Miki podrapał się po
głowie, nie wiem czy z powodu konsternacji czy zażenowania.
–
Ma pan otwarte piwo, a nie sądzę, aby przewoził je pan właśnie niezamknięte. –
Konduktor był nieugięty. Kuba rzucił spojrzenie na dziewczyny, ale one były
sprytniejsze i szybsze, więc tylko on został przyłapany.
–
A nie mówiłam – powiedziałam to niemal bez własnej woli. W oczach Kuby byłam
już martwa. Sądząc po tym wszystkim, co mu zrobiłam, a wliczam w to wciśnięcie
pięści w jego żołądek, zapewne zabije mnie powoli i boleśnie.
–
Pan narusza moją własność osobistą! – Mężczyzna zerwał się z miejsca,
zasłaniając sobą piwo niczym bohater, który zasłania rannego przyjaciela przed
ostrzałem na wojnie. Miałam ochotę zerwać się z miejsca i wyrzucić mu tę puszkę
przez okno. Nie chodziło nawet o sam fakt, że był to alkohol, po prostu miałam
taką ogromną ochotę zrobić mu na złość, że ledwo to kontrolowałam.
Powstrzymywała mnie myśl, że wtedy on również wyrzuciłby mnie przez okno, a
latać jeszcze się nie nauczyłam. Siedziałam więc potulnie na swojej kuszetce,
od czasu do czasu rzucając jakiś komentarz, przez który żyłka na skroni
chłopaka pulsowała zawzięcie, a konduktor zaczynał dostrzegać we mnie nadzieję
tego narodu, ostatnią, niezdemoralizowaną studentkę!
–
To tak, jakbyś komuś coś ukradł, a potem oskarżał policję o naruszanie twojej
własności osobistej, bo przyszli to odzyskać. Chociaż w przypadku piwa nie ma
mowy o odzyskiwaniu czegokolwiek, ale wydźwięk jest podobny, bo...
Wstałam,
paplając dalej, ku coraz większemu zdziwieniu konduktora i irytacji Kuby, który
zerknął niebezpiecznie na nasze małe okienko. Długość około metra, może mniej,
a szerokość... Cóż, wystarczająca, aby mnie przez nie wyrzucić. Jakie jest
prawdopodobieństwo, że upadnę na trawę albo jakieś krzaki, a nie na drzewo albo
słup trakcyjny? Za małe, abym pozwoliła sobie dać lekcje latania. Na pewno nie
bez miotły.
–
Ona tak zawsze? – usłyszałam zza pleców głos Anity i jakieś niewyraźne
mruknięcie Miśki. Spojrzałam na nie przez ramię, zasłaniając obie – udało im
się lepiej schować piwo – i chłopaka, który leżał zwinięty w kłębek na moim
miejscu.
Konduktor
potrząsnął głową i wyglądał, jakby właśnie wyrwał się z własnych myśli, w
których tworzył tabelkę podobieństw i różnic między spożywaniem alkoholu w
pociągu a kradzieżą czegokolwiek. Nie sądziłam, że ktokolwiek umie zrozumieć moje
włączające się mimowolnie gadanie, ale gdybym była po stronie Kuby – a
oczywiście nie byłam – byłby to całkiem dobry sposób, aby tak oszołomić
konduktora, żeby zapomniał, co w ogóle chciał powiedzieć. Stanowczo powinnam
ćwiczyć tę umiejętność.
–
Dobra, koniec tego! – Pan konduktor niemal krzyknął, na co Miki tak gwałtownie
się podniósł, że przyłożył głową w kuszetkę znajdująca się nad nim. Słyszałam,
jak przeklina pod nosem, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. – Albo pan wyleje
to piwo, albo na następnej stacji wysiada i dostaje mandat od Straży Ochrony
Kolei.
–
Ale to przecież bez sensu, bo... – Kuba usiłował się bronić, ale w tym starciu
był niczym Mały Głód kontra Danio. Oczywiście, nie miał szans.
–
Kuba, weź wylej to piwo i zamknij się w końcu, bo nie dość, że nabiłem sobie
przez was guza, to jeszcze osiwieje – ryknął Miki, na co podskoczyliśmy wszyscy
razem, z konduktorem włącznie.
–
Właśnie, Kuba, daj spokój – wtrąciła się Miśka. Cóż za doskonały przykład
hipokryzji!
Uniosłam
prawą brew, bo lewej nie umiałam. Miki rozwijał się ze swojego kłębka, oj,
robiło się poważnie, skoro nawet on stracił cierpliwość. A w stosunku do Kuby
również charakteryzował się ponadprzeciętnym opanowaniem, chyba jak każdy, kto
ma z tym facetem do czynienia dłużej niż pięć minut.
–
No dobra...
Kuba
odwrócił się i wziął piwo z podłogi, zmuszony by udać się do toalety i wylać
alkohol. Wyruszył z miną, jakby szedł na ścięcie, wrócił wręcz załamany. Kto
skończył psychologię w tym przedziale?! Mamy początkowe stadium depresji na
pokładzie! Nie mogłam pozbyć się szerokiego uśmiechu z twarzy, a próbowałam.
Miki miał ten sam problem. Kuba posłał nam wkurzone spojrzenie, na co
uśmiechnęłam się tak szeroko, że z pewnością mógł zobaczyć moje siódemki.
Ósemki zachowałam na inną okazję.
Przez
jakiś czas był spokój. Zaplatałam warkoczyki na włosach Mikiego, który wciąż
leżał zwinięty w kłębek i nie odzywał się ani słowem – pokłóciliśmy się, ale
nie aż na tyle, aby się do mnie nie odzywał. To było podejrzane. Może miał
jakiś uraz mózgu w związku z bliskim spotkaniem z metalową konstrukcją kuszetki
nad nami, ale wątpiłam. Proponowałam mu tabletkę na głowę, niestety maści na
stłuczenia nie miałam. Nie chciał, więc z medycznego punktu widzenia nic mu nie
było. Zrobiłabym mu prześwietlenie – w końcu huknęło dość porządnie – ale tak
się składa, że nie zmieściłam do walizki aparatu do robienia zdjęć
rentgenowskich. Nie żebym próbowała, byłam realistką – od czasu do czasu – i od
razu skreśliłam ten plan na panewce. Co nie znaczy, że nie posiadałam plastrów,
nożyczek, bandaży, opaski uciskowej, kilku rodzajów tabletek i koca
termoizolacyjnego. Miśka pokusiła się o wykopanie z mojej torby kilku par
szpilek, bo były na wierzchu, ale głębiej nie zaglądała, a znalazłaby tam
podręczny zestaw ratunkowy. Kuba nucił coś pod nosem i bawił się telefonem, a
Miśka i Anita, którą zdążyliśmy zacząć nazywać Nitą, debatowały nad ulubionym
kosmetykiem.
Było
idealnie, abym mogła pogrążyć się w myślach. Myślałam o tacie, o tym, co
powiedział mamie. Ciekawe, czy powiedział jej prawdę, czy też nie chciał jej
martwić i wymyślił wymówkę dla mojej nieobecności. Jakiś wyjazd w góry z
przyjaciółmi czy coś podobnego. Coś, co robią studenci. Co ja robiłam, gdy
jeszcze byłam względnie normalna? Była to moja pierwsza majówka na studiach,
więc nie miałam porównania. Poprzednią spędziłam na randkach z biologią, chemią
i fizyką, a podczas jeszcze wcześniejszej nie miałam skończonych osiemnastu
lat, miałam za to nadopiekuńczych rodziców (tylko gdy chodziło o dłuższe
wyjazdy – znikanie na jedną noc akceptowali bez słowa sprzeciwu), którzy
powiedzieli kategoryczne: „nie” na wyjazd z przyjaciółmi nad jezioro. I tyle
było z moich majówek. Ta również nie była idealna, siedzę w pociągu i szukam
sióstr po kraju. Nie przewidywałam takiego scenariusza. Jestem pewna, że moja
wróżka również by na to nie wpadła, chociaż akurat one znane były z wyjątkowej
pomysłowości.
Zadzwonił
telefon. Rozejrzałam się z lekkim oszołomieniem po przedziale, lokalizując
dźwięk wydobywający się z telefonu Kuby. Spojrzałyśmy na siebie z Miśką. W
przedziale zapanowała kompletna cisza. Kuba zerknął na wyświetlacz, skrzywił
się – co, zawzięta eks dziewczyna dzwoni? – a potem wyszedł na korytarz,
zamykając za sobą drzwi.
Miki
pokręcił głową z dezaprobata, gdy prawie kopnęłam go kolanem, zeskakując z
kuszetki. I tak byłam ostatnia i stałam najdalej od szczeliny. Miśka zerkała
przez szczelinę nie do końca domykających się drzwi, Anita słuchała, a ja
usiłowałam dowiedzieć się, o co chodzi. Odsłoniłam lekko zasłonkę, ale Nita od
razu ją zasłoniła, posyłając ostre spojrzenie w moim kierunku. Prawdę mówiąc
wątpiłam, abyśmy usłyszały cokolwiek z odległości dwóch metrów, bo słyszałyśmy
już niewiele, gdy chłopak stał pod drzwiami. Ale on – jakby wyczuwając nasze
trzy pary uszu przy drzwiach – ruszył właśnie spacerkiem w kierunku toalet.
Parsknęłam pod nosem, uświadamiając sobie, co tak naprawdę go inspiruje.
Zamierzałam wytknąć mu to przy najbliższej okazji.
Nasze
skupienie było niemal dwustu procentowe, więc gdy kolejny telefon wydał z
siebie dźwięk, podskoczyłyśmy wystraszone. Jako ta stojąca najdalej, uderzyłam
ramieniem w metalową konstrukcję mojej kuszetki. Miki otworzył oczy i spojrzał
na mnie z troską, w moich zaś pojawiły się łzy bólu. Ramię mi odpadnie jak nic.
Miśka
wygrzebała telefon z kieszeni dżinsów i otworzyła wiadomość. Anita zerknęła jej
nad ramieniem, ja mogłabym jedynie pod – Anita była ode mnie o dobre pięć
centymetrów wyższa – ale sobie odpuściłam. Miśka wymamrotała pod nosem coś,
czego nie zrozumiałam i także wyszła z przedziału, kierując się w przeciwną
stronę niż Kuba.
–
Czy ci ludzie naprawdę nie mają co robić, tylko wydzwaniać przed północą? –
zapytała Anita. Retorycznie, więc nie odpowiedziałam. – Kogo bierzesz? –
Odchyliła zasłonkę na szybce w niedomykających się drzwiach od przedziału. –
Miśkę po lewej czy Kubę po prawej?
–
Yyy... – Nigdy nie myślałam, że elokwencja może wyparować. Tak samo jak mózg.
Wyparował mi mózg. Spojrzałam na Anitę głupio.
–
Cholera, Kuba wraca!
Powinna
jeszcze krzyknąć: „padnij!” albo „chować się!”. Na podłogę nie miałyśmy obie
szans paść, chyba że w jakiejś synchronizacji – ale nie było czasu na
opracowanie jej – jedna na drugą. Wdrapałam się na kuszetkę obok Mikiego, a
Nita udała, że właśnie spogląda przez okno. Gdy Kuba wszedł do przedziału,
zrozumiała, jakie to głupie – w końcu w szybie nie widziała niczego poza sobą –
i odwróciła się, zrzucając pustą puszkę Miśki.
–
Co, prześladująca cię była dziewczyna dzwoniła? – zapytałam, czując jak Miki
zaciska palce na mojej dłoni. Zabrałam ją delikatnie, zsuwając się z kuszetki i
siadając w dziwnej pozycji na jej brzegu. – Miałam rację, że toalety cię
inspirują – dodałam z dumą.
Spojrzał
na mnie, a potem na Anitę. Chociaż instynkt przetrwania podpowiadał mi, że Kuba
wcale nie spojrzał na moją siostrę a na okno za nią i na pewno oblicza już
wymiary i wszystkie rodzaje siły, jakie będą musiały zadziałać, abym zakończyła
w tym momencie swoją podróż życia.
–
Nie, to nie była moja eks dziewczyna – odparł, siadając obok Anity.
–
Więc eks chłopak? – Nie powstrzymałam się. Kuba wstał, a ja miałam ochotę
rzucić się do ucieczki. Nieważne w jakim kierunku.
Stop.
Luśka, opanuj się. Nie może być tak, że przeraża cię ktoś po prostu większy od
ciebie. Obwód bicepsa na pewno ma dwa razy taki jak ty, ramiona szersze o
półtorej raza, ale przecież nie samą siłą się wygrywa, prawda? Trzeba doliczyć
jeszcze inteligencję – a tu nieskromnie twierdziłam, że mam jej więcej – i
spryt. I pomysł na pokonanie przeciwnika. Chociaż fakt posiadania piętnastu
centymetrów wzrostu więcej zrobił się nagle taki istotny, że zabrakło mi
powietrza.
Stop.
Przecież Kuba to dżentelmen i nie uderzyłby dziewczyny. Chociaż prawdę mówiąc,
zabicie jej to co innego. W końcu klasycznym przykładem dobrego wychowania z
jego strony było... No właśnie, co? Może zaniżanie mi samooceny, albo
obmacywanie w środku nocy, gdy ja byłam śpiąca i kompletnie bezbronna?
Moja
teoria o Kubie, który nie byłby w stanie wyrzucić mnie przez okno, z powodu
dobrego wychowania, resztek sumienia, ukrytej samokontroli czy wyimaginowanej
litości, właśnie runęła.
Boże,
pomocy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz