[Maja]
Po kilku minutach spaceru uliczkami
Malborka dotarliśmy do bram cmentarza. Kropił lekki deszcz, ale niespecjalnie
nam to przeszkadzało. Kupiliśmy znicze i kwiaty w pobliskiej kwiaciarni.
Powietrze wydawało się rześkie. Przeszliśmy jedną z alei cmentarza, a później
skręciliśmy w prawo. Mijaliśmy mniej lub bardziej zadbane groby, aż
przystanęliśmy przy jednym z nich, który wyłożony był wieńcami. Daniel Streich,
urodzony trzynastego maja roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego,
zmarły dnia szóstego kwietnia dwa tysiące dwunastego. Żył niecałe pięćdziesiąt
siedem lat. Zamyśliłam się, usiłując przypomnieć sobie wszystko, co było
związane z moim ojcem. Nie pamiętałam wiele, bo zwykle nie pamięta się
wczesnego dzieciństwa, kiedy jeszcze był obecny w moim życiu. Zdawałam sobie
sprawę, że przez cały ten czas był gdzieś w pobliżu, ale nie dawał znaku swojej
obecności. Chciał nas chronić, ale jego plany zostały zniweczone przez chorobę.
Przez jakiś czas po prostu staliśmy. Ja
i Kuba po jednej stronie, a Emilia z Piotrem po drugiej. Przeżegnałam się i
wypowiedziałam w myślach słowa modlitwy, choć nigdy nie byłam szczególnie
wierząca. A później wypowiedziałam to, co chciałabym powiedzieć ojcu, licząc na
to, że mnie usłyszy. W mojej głowie pojawiało się wiele myśli, które po chwili
przestały dotyczyć ojca, a zaczęły okrążać moje życie. Pomyślałam o Adamie i o
naszym spotkaniu miesiąc wcześniej. Teraz wszystko było zupełnie inne, a on
dokonał wyboru. Jeśli się nie odzywa to znaczy, że postanowił zakończyć naszą
wspólną historię. Nasz czas się skończył, a zamiast nas będzie dwoje obcych
ludzi, którzy nie wnikają w swoje sprawy. Najgorszym było, że to wszystko stało
się przeze mnie i tylko siebie mogę winić za zniszczenie więzi, którą
budowaliśmy przez ostatnie dwa miesiące. To już nie wróci, a on się nie
odezwie. Nie po tym wszystkim, co zrobiłam.
Poczułam dotyk na dłoni, a zaraz po tym
Kuba ją ścisnął. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on tylko się uśmiechnął.
Wiedziałam, że moja mina nie była zbyt ciekawa, a mój towarzysz mógł pomyśleć,
że to z powodu refleksji na temat ojca. A ja, jak idiotka, rozważałam własne
sprawy sercowe na cmentarzu. Brawo. Przez głowę przemknęło mi coś
niezrozumiałego, a chwilę później znikło. Rude włosy, jakby należące do Luśki,
koszula Kuby. Zawahałam się i wyrwałam rękę z uścisku Kuby. Spojrzałam na dłoń,
a później zapatrzyłam się w dal.
- Nie przejmuj się – powiedziała Mi,
patrząc na mnie jednocześnie. – Na każdego kiedyś musi przyjść czas, nikt się
przed tym nie uchroni. – Wiedziałam, że chodzi jej o ojca, ale równie dobrze
mogło to pasować do końca mojego związku.
- Wiem – powiedziałam cicho i bez
entuzjazmu. – I to jest najgorsze. Masz świadomość, że to, co jest z tobą
związane przelatuje ci jak piasek między palcami i nie jesteś w stanie tego w
żaden sposób złapać.
- Dlatego musisz próbować łapać to, co
jest, póki jeszcze istnieje. – Miałam wrażenie, że jej głos jest sztuczny, choć
próbowała być miła i mnie jakoś pocieszyć. Coś mi nie grało, ale nie miałam
pojęcia, o co chodzi. Powinnam raczej cieszyć się z tego, że mnie rozumie i
próbuje podnieść na duchu, ale widziałam w tym wszystkim jakąś intrygę. Nie
miałam pojęcia, z czego to wynika.
Jakiś czas później uznaliśmy, że
wypadałoby wracać. Przemierzaliśmy ulice Malborka, aż w pewnym momencie
usłyszeliśmy dzwonek telefonu Emilii i odeszła na bok. Nie słyszeliśmy, o czym
rozmawiała, nawet Piotr wydawał się być dość niepewny. W pewnym momencie się
roześmiała i sprawiała wrażenie zadowolonej.
- Małe komplikacje – powiedziała
poważnym tonem, gdy wróciła. – Muszę odwiedzić Kraków i najlepiej, abym zrobiła
to teraz. Przyjaciółka ma problem i muszę jej pomóc, bo beze mnie sobie nie
poradzi.
Nie wierzyłam jej. Nie miałam pojęcia,
dlaczego, ale jej nie wierzyłam. Wcześniej sprawiała wrażenie takiej trochę
zagubionej i delikatnej, która ma świetnego faceta i ułożone życie, a ostatnimi
czasy odbierałam ją, jako kogoś, kto przez cały czas coś knuje. Spojrzałam na
Kubę i na Piotrka, którzy zdawali się niczego nie domyślać.
- Teleportujesz się z domu, pewnie znasz
jakieś współrzędne w Krakowie, prawda? – Zarządził Kuba. – Na ulicy lepiej nie
próbować – dodał.
- Poradzę sobie – powiedziała z
uśmiechem na ustach. – W końcu nauczyłam się tego już ładnych parę lat temu.
Złapała Piotra pod ramię i poszli
przodem, a ja standardowo szłam obok Kuby, za nimi. Wciąż czułam się dziwnie i
miałam przed oczami ten kawałek obrazu. Włosy Luśki, koszula Kuby. I to, jak
zmieniło się ostatnio moje podejście do niektórych osób.
Gdy otworzyliśmy drzwi, Mi praktycznie
od razu zniknęła, a my wspięliśmy się na piętro, skąd dobiegały głosy.
Słyszałam Luśkę, która rozmawiała z Anitą i kimś jeszcze. Nie potrafiłam
przypasować konkretnej osoby do tego głosu, ale miałam pewność, że musiałam kiedyś
spotkać tę osobę i z nią porozmawiać.
- Cześć, mamo – rzucił Kuba, a ja
ujrzałam kobietę, która zajmowała się moim ojcem w ostatnich dniach jego życia.
Wtedy miałam na głowie wiele innych spraw, więc nie próbowałam nawet
zainteresować się, kim ona jest.
Właściwie, to było dość logiczne, że
skoro Kuba otrzymuje misję i mieszkanie, to jego matka ma prawo przyjaźnić się
i zajmować moim ojcem. Trochę mnie to smuciło, że oni byli bardziej zżyci ze
sobą, a ja mieszkałam z ciotką i nie widywałam się z ojcem przez piętnaście
lat.
Ten dom, ta kobieta. Wszystkie wspomnienia
wróciły ze zdwojoną siłą i poczułam, że powinnam uciekać. Pogodziłam się z tym
wszystkim, z teleportacją i istnieniem Rady, ale nadal nie byłam w stanie tego
w pełni zaakceptować. Znów nie czułam się pewnie, a nie mogłam spotkać się z
Adasiem, wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim.
Zmrużyłam oczy, a jedyną rzeczą, na
którą miałam ochotę było bieganie – myślenie, gdzie pobiec, bez zastanawiania
się nad tymi wszystkimi problemami. Ale nie mogłam tak po prostu wyjść, bo
zostało zarządzone, że będziemy siedzieć przy stole i rozmawiać z matką Kuby.
Przekazała nam trochę informacji o Radzie, czego jej syn nie raczył zrobić
wcześniej. Niby coś mówił, ale zwykle nie było to zbyt składne, a my tego nie
rozumiałyśmy. Od śmierci ojca Rada miała trzy miesiące na to, aby zdecydować,
co dalej. Bo w zasadzie nikt wcześniej nie wiedział, że Daniel ma
spadkobierców. Jak na razie upłynął miesiąc, a więc spotkanie musiało odbyć się
najpóźniej szóstego lipca. Nie było jeszcze wyznaczonej daty, ale matka Kuby twierdziła,
że nastąpi to niebawem, bo członkowie Rady już zainteresowali się testamentem
Daniela. Sprawę spadkową trzeba było zakończyć jak najszybciej, w obecności
wszystkich spadkobierczyń, aby ani Rada, ani rodzina Daniela, która go
opuściła, gdy został wybrany przedstawicielem rodziny, nie mogła się w żaden
sposób odwołać.
W wakacje, poza wyjątkowymi spotkaniami
Rady, odbywały się spotkania, podczas których uczono najmłodszych, jak
posługiwać się talentami, a także między innymi pojawiały się wykłady o historii
rodów. Kuba dodał, że bardzo lubił tam jeździć, bo to było jedyne miejsce,
gdzie mógł być sobą i nie musiał się ukrywać. Wszyscy potrafili coś wyjątkowego
i wykorzystywali to do swojego rodzaju zabawy. Odbywały się różne gry terenowe,
w których musisz wykazać się sprytem. Przytoczył też historię, gdzie grali w
karty i jeden z nich oszukiwał za pomocą telekinezy, inny czytał myśli. Kuba
zażartował, że kiedyś się zdenerwował, gdy przegrał i wywołał ogromną burzę,
której skutki można było oglądać w Polsce przez ładnych kilka tygodni,
nazywając to powodzią tysiąclecia. Właściwie, to nie był powód do śmiechu, bo
zginęło tam wiele ludzi, ale tak czy siak nabrałam ochoty, aby tam pojechać.
Później trwało zgrupowanie całej społeczności, na którym omawiano wszelkie
sprawy związane z polityką. Jak dla mnie to była jedna wielka abstrakcja,
tworzyć coś w stylu nowego państwa, z własnymi władzami, tylko dla osób
obdarzonych talentami. Ale nie mnie było o tym decydować.
- Wracamy do domu – powiedział jakiś
czas później, gdy wszyscy byliśmy już znudzeni i chyba zmęczeni.
Teleportowaliśmy się do mieszkania Kuby
(Luśka jak zwykle najpierw teleportowała się z Mikołajem, a później wróciła po
Piotra), gdzie włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy przyrządzać coś w rodzaju
kolacji pożegnalnej. Chwilę po nas wróciła Emilia i rozsiadła się na sofie z
Piotrem. Anita i Jula krzątały się po kuchni i wymyślały najróżniejsze potrawy
i po jakimś czasie kazały mi i Kubie się wynosić, bo tylko im przeszkadzamy.
Kuba poszedł do sklepu monopolowego, gdzie chyba miał już kartę stałego
klienta, a ja usiadłam gdzieś w kącie z Luśką i Mikołajem. Rozmawialiśmy na
temat tych kilku ostatnich dni, wspominając najśmieszniejsze momenty i
wypominając sobie niektóre rzeczy. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak
przeszkadzało im to, że zdarzały mi się momenty, w których po prostu się
zawieszałam i nie wykazywałam żadnej energii. Ja za to powiedziałam Luśce, że
nie podobają mi się jej fochy i marudzenie. Nie była to jakaś kłótnia, a po
prostu spokojna rozmowa znajomych. Miałam świadomość, że byłabym w stanie się z
nimi zaprzyjaźnić, gdyby minęło więcej czasu, ale wiedziałam też, że będziemy
widywać się dużo rzadziej, gdy już wyjadą.
Kuba wrócił chwilę później i usiedliśmy
przy stole. Wypiliśmy po kieliszku wódki i zjedliśmy kolację, którą
przyrządziły Anita z Julą. Kojarzyło mi się to z jakimiś świętami, gdzie
siedziało się przy stole po kilka godzin i rozmawiało. Wytworzyła się ta
charakterystyczna rodzinna atmosfera, podczas której tematów było więcej niż
osób siedzących przy stole.
- Mam ochotę się przejść – powiedziałam
do Kuby. Chciałam oczyścić myśli i wyrwać się na chwilę z tego gwaru rozmów.
- I tak idę zapalić, więc możemy pójść
razem – odpowiedział. Wstaliśmy od stołu i założyliśmy buty, a ja ubrałam na siebie
bluzę. Zeszliśmy po schodach, zostawiając resztę w mieszkaniu.
Było już ciemno, a ten dzień zleciał
strasznie szybko. Nie chciało mi się wierzyć, że to właściwie ostatni spędzony
z moimi siostrami, właściwie nawet mnie to cieszyło. Wreszcie odzyskam spokój i
będę miała czas na to, aby poukładać moje życie. W milczeniu wypaliliśmy po papierosie.
Wiedziałam, że to jest złe i nie powinnam brać do ust tego świństwa, ale
właściwie mnie to odprężało. Chwilę później doszliśmy do molo, na którym tyle
się wydarzyło w ostatnich czasach. Usiedliśmy na ławce i czekaliśmy, aż któreś
z nas zacznie rozmowę.
- Wiesz co? – zapytałam, ale nie
czekałam na jego reakcję. – Nie wiem jak to jest, ale chyba cię polubiłam, mimo
tych wszystkich naszych kłótni i różnic zdań.
- Właściwie, to mnie to cieszy. –
Uśmiechnął się. – Cała podróż obyła się bez większych konfliktów, chociaż w
paru miejscach postawiłaś na swoim i dobrze ci to wyszło. – Pochwalił mnie. – W
przeciwieństwie to niektórych – dodał. Postanowiłam pociągnąć go za język i
wyciągnąć z niego teraz wszystko, co mógł mi powiedzieć o tym, co działo się
wczoraj.
- O co poszło tobie i Luśce? –
zapytałam. Byłam ciekawa, jak wygląda to z jego strony. Domyślałam się paru
rzeczy, ale dopóki nie miałam potwierdzenia jednej ze stron, nie miałam prawa
oceniać.
- Musisz pytać? – Spojrzał na mnie, a na
twarzy wymalowało mu się niezadowolenie. – Naskoczyła na mnie mówiąc, że
pomagałem Danielowi tylko z chęci zysku, bo chcę jeszcze dorwać się do spadku.
- Człowiek mówi różne rzeczy, gdy nie
panuje nad sobą. A nie oszukujmy się, Luśce to się często zdarza. – Spróbowałam
się uśmiechnąć i złapałam dłoń Kuby. – Mam nadzieję, że jeszcze się pogodzicie,
bo ten powód to taka w sumie błahostka, nie sądzisz?
- Poniekąd – powiedział i westchnął
ciężko, a mnie opanowało znów to dziwne uczucie, które pojawiło się na
cmentarzu. Zamrugałam kilka razy oczami, po czym spojrzałam na Kubę po raz
kolejny.
Przecież to niemożliwe. Myśl, która
przeszła mi przez głowę wydała się zupełną abstrakcją, jakbym była na coś chora
i uroiła sobie coś, czego nie było. No dobra, wcześniej takie urojenia
wystąpiły, gdy liczyłam na to, że Adaś mi wybaczy, ale to było zupełnie coś
innego.
- Ona się tobie podoba – zawyrokowałam i
czekałam, aż wybuchnie śmiechem albo zrobi cokolwiek, co sprawi, że moja teoria
okaże się błędna.
- Pogrzało cię? – Jego głos był
zaskoczony, ale miałam wrażenie, że po prostu próbuje ukryć prawdę. – Skąd to
wiesz? – zapytał i odsunął się ode mnie. Był chyba zdenerwowany i niepewny. Nie
widziałam go chyba nigdy w takim stanie, była to dla mnie nowość. – Nie mów jej
niczego, bo podobać się to jedno, a co innego mieć szanse.
- To był taki luźny strzał, jak dobrze
się przyjrzeć, to można zauważyć – odparłam i podrapałam się po głowie. Coś, co
przyszło mi do głowy było prawdą. Nigdy nie potrafiłam odgadywać tego, co czują
inni ludzie, a teraz przychodziło mi to zbyt łatwo.
Wstałam i podeszłam do barierki, a Kuba
poszedł za mną. Wpatrywaliśmy się w fale, rozbijające się o konstrukcję molo.
Myślałam o ostatnich dniach, których właściwie nie ogarniałam.
- A ty? – zapytał mnie. – Zamierzasz
pogodzić się z Adamem czy dałaś sobie spokój?
- Chciałabym – powiedziałam cicho. – Ale
wydaje mi się, że oboje potrzebujemy czasu, aby to wszystko jakoś sobie ułożyć.
Było chyba zbyt idealnie i dlatego nie wyszło.
- Każdy związek musi przejść kilka prób,
aby funkcjonował. Pierwsza za wami, a jeśli dobrze to rozegracie, to może wiele
kolejnych przed wami – powiedział i oparł się plecami o barierkę. Będący w
pełni księżyc oświetlał nasze twarze.
- Powiedz mi, skąd ty bierzesz te teksty
o miłości? Zawsze się wszystkiego wypierasz, przecież wiele razy mówiłeś, że
związki nie są dla ciebie – zarzuciłam mu.
- Bo nie są – odpowiedział zdecydowanie
i włożył ręce do kieszeni.
- Dlaczego nie spróbujesz z Luśką? –
zapytałam, po czym przestąpiłam z nogi na nogę. – Może tym razem byłoby inaczej
niż poprzednio? – Parsknął.
- Jak to sobie wyobrażasz? Ona mnie nie
znosi, a tu nagle miałbym przyjść z kwiatkiem i powiedzieć, że jednak ją lubię?
– zapytał z ironią. – Nie w tym życiu, kochanie.
- Zawsze można próbować – powiedziałam i
zamrugałam kilka razy oczami. Pomyślałam, że będę walczyć o mój i Adasia
związek do końca. Jest dla mnie ważny i nie mogę go stracić przez kilka głupich
wydarzeń. Może i się ośmieszę, a on nie będzie chciał mieć ze mną więcej do
czynienia, ale spróbuję. Zawsze trzeba podejmować ryzyko i nie przejmować się
ewentualną porażką, tylko dążyć do zwycięstwa. Gdybym tak wcześniej nie
myślała, nigdy nie zaczęłabym biegać i zrezygnowała ze studiów po pierwszym
oblanym kolokwium.
Przez chwilę milczeliśmy, a Kuba zaczął
iść przed siebie. Chcąc, nie chcąc, poszłam za nim. Znaleźliśmy się w parku
Reagana, gdzie kiedyś często zdarzało mi się biegać. Spacerowaliśmy, nie
mijając prawie nikogo. Mój towarzysz wyjął z kieszeni paczkę papierosów i,
nawet nie pytając mnie o zdanie, podał mi jednego, a drugiego sam zapalił.
Stanęliśmy w jakimś mało uczęszczanym miejscu i wdychaliśmy ten trujący dym.
- Byłem kiedyś z dziewczyną – zaczął
Kuba, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Chyba wreszcie zebrał się na
powiedzenie mi tego, co od dawna dusił w sobie. – To było jeszcze w Łodzi, na
początku studiów. Piękna, inteligentna, idealnie w moim typie. Miałem wrażenie,
że to wszystko jest na poważnie, chyba ją nawet kochałem. – Urwał.
- I co było dalej? Dlaczego nie
jesteście razem? – zapytałam i spróbowałam złapać jego spojrzenie. Uciekł
wzrokiem gdzieś na bok.
- Pokłóciliśmy się o jakąś błahostkę.
Nie próbowała nawet tego ratować, pogodzić się, a dwa tygodnie później była już
z kimś innym – powiedział, a ja mimowolnie złapałam go za wolną rękę, zbliżyłam
się i przytuliłam, ale zaraz po tym, odsunęłam się od niego.
- Raz się sparzyłeś i przez jedną zdzirę
nawet nie próbujesz? – zapytałam, przekrzywiłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- To nie dla mnie – powiedział krótko.
- Luśka nie jest jedną z tych dziewczyn,
z którymi nie chcesz mieć do czynienia. Po tym, co wywinął jej Radek, nie
sądzę, aby robiła takie głupoty – stwierdziłam.
- Ona i tak mnie nie znosi, więc nie
wiem w ogóle, po co ta rozmowa. Nawet, jeśli bym spróbował, to i tak za jakiś
czas wszystko się zepsuje. Cały czas się kłócimy, nie ma szans. – Wzruszył
ramionami.
- Nie dowiesz się, dopóki nie
spróbujesz. Oboje otaczacie się murem, zakładacie jakąś maskę, a to nie jest
dobre. – Spojrzałam w niebo i pokręciłam głową.
- Brzmisz trochę jak hipokrytka, Maja –
powiedział. – Sama popełniasz dużo więcej błędów od nas, a próbujesz na swój
sposób ułożyć nam życie.
- Bo czuję, że oboje jesteście ostatnimi
czasy w rozsypce i przydałby się wam ktoś, kto by postawił na nogi. A z
własnego doświadczenia wiem, że takie transakcje wiązane często się udają –
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Zgasiłam wypalonego papierosa i wyrzuciłam
go do śmietnika.
- Łatwiej jest nie przejmować się
niczym, nie wspominać i nie myśleć o tym, co będzie. – Jego głos był dość
cichy, a mina nie wyrażała radości.
- Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz. A
teraz mam propozycję – powiedziałam i uśmiechnęłam się chytrze.
- Jaką? – zapytał z zaciekawieniem i
lekką bojaźnią w głosie.
- Zadzwonię do Luśki, wyznasz jej
miłość. – Roześmiałam się, a Kuba rzucił mi mordercze spojrzenie. – No dobra,
żartowałam. Wracamy do domu, skoro to ostatni wieczór, to wypadałoby go spędzić
z resztą rodzinki, nie sądzisz?
- Może i tak. Upijemy się na koniec,
jakby świat miał się skończyć za kilka godzin – powiedział Kuba. Nie
wiedziałam, co mu chodzi po głowie, ale podobał mi się ten pomysł. Ostatnio
piłam zdecydowanie za dużo, ale po raz kolejny jakoś mi to nie przeszkadzało.
Raz się żyje, prawda?
Prowadzisz, fantastycznego bloga!
OdpowiedzUsuńGratuluję!
Odkryłam twojego bloga przed chwilą, ale wiem, że będę tu częściej wpadać.
Jeśli chcesz to wpadnij do mnie.
lilla2000. blogspot.com
Pozdrawiam