środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział XX cz. III

[Maja]

Po kilku minutach spaceru uliczkami Malborka dotarliśmy do bram cmentarza. Kropił lekki deszcz, ale niespecjalnie nam to przeszkadzało. Kupiliśmy znicze i kwiaty w pobliskiej kwiaciarni. Powietrze wydawało się rześkie. Przeszliśmy jedną z alei cmentarza, a później skręciliśmy w prawo. Mijaliśmy mniej lub bardziej zadbane groby, aż przystanęliśmy przy jednym z nich, który wyłożony był wieńcami. Daniel Streich, urodzony trzynastego maja roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego piątego, zmarły dnia szóstego kwietnia dwa tysiące dwunastego. Żył niecałe pięćdziesiąt siedem lat. Zamyśliłam się, usiłując przypomnieć sobie wszystko, co było związane z moim ojcem. Nie pamiętałam wiele, bo zwykle nie pamięta się wczesnego dzieciństwa, kiedy jeszcze był obecny w moim życiu. Zdawałam sobie sprawę, że przez cały ten czas był gdzieś w pobliżu, ale nie dawał znaku swojej obecności. Chciał nas chronić, ale jego plany zostały zniweczone przez chorobę.
Przez jakiś czas po prostu staliśmy. Ja i Kuba po jednej stronie, a Emilia z Piotrem po drugiej. Przeżegnałam się i wypowiedziałam w myślach słowa modlitwy, choć nigdy nie byłam szczególnie wierząca. A później wypowiedziałam to, co chciałabym powiedzieć ojcu, licząc na to, że mnie usłyszy. W mojej głowie pojawiało się wiele myśli, które po chwili przestały dotyczyć ojca, a zaczęły okrążać moje życie. Pomyślałam o Adamie i o naszym spotkaniu miesiąc wcześniej. Teraz wszystko było zupełnie inne, a on dokonał wyboru. Jeśli się nie odzywa to znaczy, że postanowił zakończyć naszą wspólną historię. Nasz czas się skończył, a zamiast nas będzie dwoje obcych ludzi, którzy nie wnikają w swoje sprawy. Najgorszym było, że to wszystko stało się przeze mnie i tylko siebie mogę winić za zniszczenie więzi, którą budowaliśmy przez ostatnie dwa miesiące. To już nie wróci, a on się nie odezwie. Nie po tym wszystkim, co zrobiłam.
Poczułam dotyk na dłoni, a zaraz po tym Kuba ją ścisnął. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on tylko się uśmiechnął. Wiedziałam, że moja mina nie była zbyt ciekawa, a mój towarzysz mógł pomyśleć, że to z powodu refleksji na temat ojca. A ja, jak idiotka, rozważałam własne sprawy sercowe na cmentarzu. Brawo. Przez głowę przemknęło mi coś niezrozumiałego, a chwilę później znikło. Rude włosy, jakby należące do Luśki, koszula Kuby. Zawahałam się i wyrwałam rękę z uścisku Kuby. Spojrzałam na dłoń, a później zapatrzyłam się w dal.
- Nie przejmuj się – powiedziała Mi, patrząc na mnie jednocześnie. – Na każdego kiedyś musi przyjść czas, nikt się przed tym nie uchroni. – Wiedziałam, że chodzi jej o ojca, ale równie dobrze mogło to pasować do końca mojego związku.
- Wiem – powiedziałam cicho i bez entuzjazmu. – I to jest najgorsze. Masz świadomość, że to, co jest z tobą związane przelatuje ci jak piasek między palcami i nie jesteś w stanie tego w żaden sposób złapać.
- Dlatego musisz próbować łapać to, co jest, póki jeszcze istnieje. – Miałam wrażenie, że jej głos jest sztuczny, choć próbowała być miła i mnie jakoś pocieszyć. Coś mi nie grało, ale nie miałam pojęcia, o co chodzi. Powinnam raczej cieszyć się z tego, że mnie rozumie i próbuje podnieść na duchu, ale widziałam w tym wszystkim jakąś intrygę. Nie miałam pojęcia, z czego to wynika.
Jakiś czas później uznaliśmy, że wypadałoby wracać. Przemierzaliśmy ulice Malborka, aż w pewnym momencie usłyszeliśmy dzwonek telefonu Emilii i odeszła na bok. Nie słyszeliśmy, o czym rozmawiała, nawet Piotr wydawał się być dość niepewny. W pewnym momencie się roześmiała i sprawiała wrażenie zadowolonej.
- Małe komplikacje – powiedziała poważnym tonem, gdy wróciła. – Muszę odwiedzić Kraków i najlepiej, abym zrobiła to teraz. Przyjaciółka ma problem i muszę jej pomóc, bo beze mnie sobie nie poradzi.
Nie wierzyłam jej. Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale jej nie wierzyłam. Wcześniej sprawiała wrażenie takiej trochę zagubionej i delikatnej, która ma świetnego faceta i ułożone życie, a ostatnimi czasy odbierałam ją, jako kogoś, kto przez cały czas coś knuje. Spojrzałam na Kubę i na Piotrka, którzy zdawali się niczego nie domyślać.
- Teleportujesz się z domu, pewnie znasz jakieś współrzędne w Krakowie, prawda? – Zarządził Kuba. – Na ulicy lepiej nie próbować – dodał.
- Poradzę sobie – powiedziała z uśmiechem na ustach. – W końcu nauczyłam się tego już ładnych parę lat temu.
Złapała Piotra pod ramię i poszli przodem, a ja standardowo szłam obok Kuby, za nimi. Wciąż czułam się dziwnie i miałam przed oczami ten kawałek obrazu. Włosy Luśki, koszula Kuby. I to, jak zmieniło się ostatnio moje podejście do niektórych osób.
Gdy otworzyliśmy drzwi, Mi praktycznie od razu zniknęła, a my wspięliśmy się na piętro, skąd dobiegały głosy. Słyszałam Luśkę, która rozmawiała z Anitą i kimś jeszcze. Nie potrafiłam przypasować konkretnej osoby do tego głosu, ale miałam pewność, że musiałam kiedyś spotkać tę osobę i z nią porozmawiać.
- Cześć, mamo – rzucił Kuba, a ja ujrzałam kobietę, która zajmowała się moim ojcem w ostatnich dniach jego życia. Wtedy miałam na głowie wiele innych spraw, więc nie próbowałam nawet zainteresować się, kim ona jest.
Właściwie, to było dość logiczne, że skoro Kuba otrzymuje misję i mieszkanie, to jego matka ma prawo przyjaźnić się i zajmować moim ojcem. Trochę mnie to smuciło, że oni byli bardziej zżyci ze sobą, a ja mieszkałam z ciotką i nie widywałam się z ojcem przez piętnaście lat.
Ten dom, ta kobieta. Wszystkie wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą i poczułam, że powinnam uciekać. Pogodziłam się z tym wszystkim, z teleportacją i istnieniem Rady, ale nadal nie byłam w stanie tego w pełni zaakceptować. Znów nie czułam się pewnie, a nie mogłam spotkać się z Adasiem, wtulić się w niego i zapomnieć o wszystkim.
Zmrużyłam oczy, a jedyną rzeczą, na którą miałam ochotę było bieganie – myślenie, gdzie pobiec, bez zastanawiania się nad tymi wszystkimi problemami. Ale nie mogłam tak po prostu wyjść, bo zostało zarządzone, że będziemy siedzieć przy stole i rozmawiać z matką Kuby. Przekazała nam trochę informacji o Radzie, czego jej syn nie raczył zrobić wcześniej. Niby coś mówił, ale zwykle nie było to zbyt składne, a my tego nie rozumiałyśmy. Od śmierci ojca Rada miała trzy miesiące na to, aby zdecydować, co dalej. Bo w zasadzie nikt wcześniej nie wiedział, że Daniel ma spadkobierców. Jak na razie upłynął miesiąc, a więc spotkanie musiało odbyć się najpóźniej szóstego lipca. Nie było jeszcze wyznaczonej daty, ale matka Kuby twierdziła, że nastąpi to niebawem, bo członkowie Rady już zainteresowali się testamentem Daniela. Sprawę spadkową trzeba było zakończyć jak najszybciej, w obecności wszystkich spadkobierczyń, aby ani Rada, ani rodzina Daniela, która go opuściła, gdy został wybrany przedstawicielem rodziny, nie mogła się w żaden sposób odwołać.
W wakacje, poza wyjątkowymi spotkaniami Rady, odbywały się spotkania, podczas których uczono najmłodszych, jak posługiwać się talentami, a także między innymi pojawiały się wykłady o historii rodów. Kuba dodał, że bardzo lubił tam jeździć, bo to było jedyne miejsce, gdzie mógł być sobą i nie musiał się ukrywać. Wszyscy potrafili coś wyjątkowego i wykorzystywali to do swojego rodzaju zabawy. Odbywały się różne gry terenowe, w których musisz wykazać się sprytem. Przytoczył też historię, gdzie grali w karty i jeden z nich oszukiwał za pomocą telekinezy, inny czytał myśli. Kuba zażartował, że kiedyś się zdenerwował, gdy przegrał i wywołał ogromną burzę, której skutki można było oglądać w Polsce przez ładnych kilka tygodni, nazywając to powodzią tysiąclecia. Właściwie, to nie był powód do śmiechu, bo zginęło tam wiele ludzi, ale tak czy siak nabrałam ochoty, aby tam pojechać. Później trwało zgrupowanie całej społeczności, na którym omawiano wszelkie sprawy związane z polityką. Jak dla mnie to była jedna wielka abstrakcja, tworzyć coś w stylu nowego państwa, z własnymi władzami, tylko dla osób obdarzonych talentami. Ale nie mnie było o tym decydować.
- Wracamy do domu – powiedział jakiś czas później, gdy wszyscy byliśmy już znudzeni i chyba zmęczeni.
Teleportowaliśmy się do mieszkania Kuby (Luśka jak zwykle najpierw teleportowała się z Mikołajem, a później wróciła po Piotra), gdzie włączyliśmy muzykę i zaczęliśmy przyrządzać coś w rodzaju kolacji pożegnalnej. Chwilę po nas wróciła Emilia i rozsiadła się na sofie z Piotrem. Anita i Jula krzątały się po kuchni i wymyślały najróżniejsze potrawy i po jakimś czasie kazały mi i Kubie się wynosić, bo tylko im przeszkadzamy. Kuba poszedł do sklepu monopolowego, gdzie chyba miał już kartę stałego klienta, a ja usiadłam gdzieś w kącie z Luśką i Mikołajem. Rozmawialiśmy na temat tych kilku ostatnich dni, wspominając najśmieszniejsze momenty i wypominając sobie niektóre rzeczy. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak przeszkadzało im to, że zdarzały mi się momenty, w których po prostu się zawieszałam i nie wykazywałam żadnej energii. Ja za to powiedziałam Luśce, że nie podobają mi się jej fochy i marudzenie. Nie była to jakaś kłótnia, a po prostu spokojna rozmowa znajomych. Miałam świadomość, że byłabym w stanie się z nimi zaprzyjaźnić, gdyby minęło więcej czasu, ale wiedziałam też, że będziemy widywać się dużo rzadziej, gdy już wyjadą.
Kuba wrócił chwilę później i usiedliśmy przy stole. Wypiliśmy po kieliszku wódki i zjedliśmy kolację, którą przyrządziły Anita z Julą. Kojarzyło mi się to z jakimiś świętami, gdzie siedziało się przy stole po kilka godzin i rozmawiało. Wytworzyła się ta charakterystyczna rodzinna atmosfera, podczas której tematów było więcej niż osób siedzących przy stole.
- Mam ochotę się przejść – powiedziałam do Kuby. Chciałam oczyścić myśli i wyrwać się na chwilę z tego gwaru rozmów.
- I tak idę zapalić, więc możemy pójść razem – odpowiedział. Wstaliśmy od stołu i założyliśmy buty, a ja ubrałam na siebie bluzę. Zeszliśmy po schodach, zostawiając resztę w mieszkaniu.
Było już ciemno, a ten dzień zleciał strasznie szybko. Nie chciało mi się wierzyć, że to właściwie ostatni spędzony z moimi siostrami, właściwie nawet mnie to cieszyło. Wreszcie odzyskam spokój i będę miała czas na to, aby poukładać moje życie.  W milczeniu wypaliliśmy po papierosie. Wiedziałam, że to jest złe i nie powinnam brać do ust tego świństwa, ale właściwie mnie to odprężało. Chwilę później doszliśmy do molo, na którym tyle się wydarzyło w ostatnich czasach. Usiedliśmy na ławce i czekaliśmy, aż któreś z nas zacznie rozmowę.
- Wiesz co? – zapytałam, ale nie czekałam na jego reakcję. – Nie wiem jak to jest, ale chyba cię polubiłam, mimo tych wszystkich naszych kłótni i różnic zdań.
- Właściwie, to mnie to cieszy. – Uśmiechnął się. – Cała podróż obyła się bez większych konfliktów, chociaż w paru miejscach postawiłaś na swoim i dobrze ci to wyszło. – Pochwalił mnie. – W przeciwieństwie to niektórych – dodał. Postanowiłam pociągnąć go za język i wyciągnąć z niego teraz wszystko, co mógł mi powiedzieć o tym, co działo się wczoraj.
- O co poszło tobie i Luśce? – zapytałam. Byłam ciekawa, jak wygląda to z jego strony. Domyślałam się paru rzeczy, ale dopóki nie miałam potwierdzenia jednej ze stron, nie miałam prawa oceniać.
- Musisz pytać? – Spojrzał na mnie, a na twarzy wymalowało mu się niezadowolenie. – Naskoczyła na mnie mówiąc, że pomagałem Danielowi tylko z chęci zysku, bo chcę jeszcze dorwać się do spadku.
- Człowiek mówi różne rzeczy, gdy nie panuje nad sobą. A nie oszukujmy się, Luśce to się często zdarza. – Spróbowałam się uśmiechnąć i złapałam dłoń Kuby. – Mam nadzieję, że jeszcze się pogodzicie, bo ten powód to taka w sumie błahostka, nie sądzisz?
- Poniekąd – powiedział i westchnął ciężko, a mnie opanowało znów to dziwne uczucie, które pojawiło się na cmentarzu. Zamrugałam kilka razy oczami, po czym spojrzałam na Kubę po raz kolejny.
Przecież to niemożliwe. Myśl, która przeszła mi przez głowę wydała się zupełną abstrakcją, jakbym była na coś chora i uroiła sobie coś, czego nie było. No dobra, wcześniej takie urojenia wystąpiły, gdy liczyłam na to, że Adaś mi wybaczy, ale to było zupełnie coś innego.
- Ona się tobie podoba – zawyrokowałam i czekałam, aż wybuchnie śmiechem albo zrobi cokolwiek, co sprawi, że moja teoria okaże się błędna.
- Pogrzało cię? – Jego głos był zaskoczony, ale miałam wrażenie, że po prostu próbuje ukryć prawdę. – Skąd to wiesz? – zapytał i odsunął się ode mnie. Był chyba zdenerwowany i niepewny. Nie widziałam go chyba nigdy w takim stanie, była to dla mnie nowość. – Nie mów jej niczego, bo podobać się to jedno, a co innego mieć szanse.
- To był taki luźny strzał, jak dobrze się przyjrzeć, to można zauważyć – odparłam i podrapałam się po głowie. Coś, co przyszło mi do głowy było prawdą. Nigdy nie potrafiłam odgadywać tego, co czują inni ludzie, a teraz przychodziło mi to zbyt łatwo.
Wstałam i podeszłam do barierki, a Kuba poszedł za mną. Wpatrywaliśmy się w fale, rozbijające się o konstrukcję molo. Myślałam o ostatnich dniach, których właściwie nie ogarniałam.
- A ty? – zapytał mnie. – Zamierzasz pogodzić się z Adamem czy dałaś sobie spokój?
- Chciałabym – powiedziałam cicho. – Ale wydaje mi się, że oboje potrzebujemy czasu, aby to wszystko jakoś sobie ułożyć. Było chyba zbyt idealnie i dlatego nie wyszło.
- Każdy związek musi przejść kilka prób, aby funkcjonował. Pierwsza za wami, a jeśli dobrze to rozegracie, to może wiele kolejnych przed wami – powiedział i oparł się plecami o barierkę. Będący w pełni księżyc oświetlał nasze twarze.
- Powiedz mi, skąd ty bierzesz te teksty o miłości? Zawsze się wszystkiego wypierasz, przecież wiele razy mówiłeś, że związki nie są dla ciebie – zarzuciłam mu.
- Bo nie są – odpowiedział zdecydowanie i włożył ręce do kieszeni.
- Dlaczego nie spróbujesz z Luśką? – zapytałam, po czym przestąpiłam z nogi na nogę. – Może tym razem byłoby inaczej niż poprzednio? – Parsknął.
- Jak to sobie wyobrażasz? Ona mnie nie znosi, a tu nagle miałbym przyjść z kwiatkiem i powiedzieć, że jednak ją lubię? – zapytał z ironią. – Nie w tym życiu, kochanie.
- Zawsze można próbować – powiedziałam i zamrugałam kilka razy oczami. Pomyślałam, że będę walczyć o mój i Adasia związek do końca. Jest dla mnie ważny i nie mogę go stracić przez kilka głupich wydarzeń. Może i się ośmieszę, a on nie będzie chciał mieć ze mną więcej do czynienia, ale spróbuję. Zawsze trzeba podejmować ryzyko i nie przejmować się ewentualną porażką, tylko dążyć do zwycięstwa. Gdybym tak wcześniej nie myślała, nigdy nie zaczęłabym biegać i zrezygnowała ze studiów po pierwszym oblanym kolokwium.
Przez chwilę milczeliśmy, a Kuba zaczął iść przed siebie. Chcąc, nie chcąc, poszłam za nim. Znaleźliśmy się w parku Reagana, gdzie kiedyś często zdarzało mi się biegać. Spacerowaliśmy, nie mijając prawie nikogo. Mój towarzysz wyjął z kieszeni paczkę papierosów i, nawet nie pytając mnie o zdanie, podał mi jednego, a drugiego sam zapalił. Stanęliśmy w jakimś mało uczęszczanym miejscu i wdychaliśmy ten trujący dym.
- Byłem kiedyś z dziewczyną – zaczął Kuba, a ja spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Chyba wreszcie zebrał się na powiedzenie mi tego, co od dawna dusił w sobie. – To było jeszcze w Łodzi, na początku studiów. Piękna, inteligentna, idealnie w moim typie. Miałem wrażenie, że to wszystko jest na poważnie, chyba ją nawet kochałem. – Urwał.
- I co było dalej? Dlaczego nie jesteście razem? – zapytałam i spróbowałam złapać jego spojrzenie. Uciekł wzrokiem gdzieś na bok.
- Pokłóciliśmy się o jakąś błahostkę. Nie próbowała nawet tego ratować, pogodzić się, a dwa tygodnie później była już z kimś innym – powiedział, a ja mimowolnie złapałam go za wolną rękę, zbliżyłam się i przytuliłam, ale zaraz po tym, odsunęłam się od niego.
- Raz się sparzyłeś i przez jedną zdzirę nawet nie próbujesz? – zapytałam, przekrzywiłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- To nie dla mnie – powiedział krótko.
- Luśka nie jest jedną z tych dziewczyn, z którymi nie chcesz mieć do czynienia. Po tym, co wywinął jej Radek, nie sądzę, aby robiła takie głupoty – stwierdziłam.
- Ona i tak mnie nie znosi, więc nie wiem w ogóle, po co ta rozmowa. Nawet, jeśli bym spróbował, to i tak za jakiś czas wszystko się zepsuje. Cały czas się kłócimy, nie ma szans. – Wzruszył ramionami.
- Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. Oboje otaczacie się murem, zakładacie jakąś maskę, a to nie jest dobre. – Spojrzałam w niebo i pokręciłam głową.
- Brzmisz trochę jak hipokrytka, Maja – powiedział. – Sama popełniasz dużo więcej błędów od nas, a próbujesz na swój sposób ułożyć nam życie.
- Bo czuję, że oboje jesteście ostatnimi czasy w rozsypce i przydałby się wam ktoś, kto by postawił na nogi. A z własnego doświadczenia wiem, że takie transakcje wiązane często się udają – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Zgasiłam wypalonego papierosa i wyrzuciłam go do śmietnika.
- Łatwiej jest nie przejmować się niczym, nie wspominać i nie myśleć o tym, co będzie. – Jego głos był dość cichy, a mina nie wyrażała radości.
- Obiecaj mi, że chociaż spróbujesz. A teraz mam propozycję – powiedziałam i uśmiechnęłam się chytrze.
- Jaką? – zapytał z zaciekawieniem i lekką bojaźnią w głosie.
- Zadzwonię do Luśki, wyznasz jej miłość. – Roześmiałam się, a Kuba rzucił mi mordercze spojrzenie. – No dobra, żartowałam. Wracamy do domu, skoro to ostatni wieczór, to wypadałoby go spędzić z resztą rodzinki, nie sądzisz?
- Może i tak. Upijemy się na koniec, jakby świat miał się skończyć za kilka godzin – powiedział Kuba. Nie wiedziałam, co mu chodzi po głowie, ale podobał mi się ten pomysł. Ostatnio piłam zdecydowanie za dużo, ale po raz kolejny jakoś mi to nie przeszkadzało.
Raz się żyje, prawda?

1 komentarz:

  1. Prowadzisz, fantastycznego bloga!
    Gratuluję!
    Odkryłam twojego bloga przed chwilą, ale wiem, że będę tu częściej wpadać.
    Jeśli chcesz to wpadnij do mnie.
    lilla2000. blogspot.com
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy