Niedziela, 29 kwietnia
2012
Obudziłam się, gdy na zewnątrz było już
jasno. Początkowo w ogóle nie wiedziałam, gdzie jestem. Podniosłam lekko głowę
i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że leżę wtulona w Pawła. On zauważył mój
ruch i tylko bardziej przyciągnął mnie do siebie. Nie pozostało mi nic innego,
jak spróbować znów zasnąć. W ogóle nie powinnam tutaj być, ale jakoś nie
przeszkadzało mi to wcale.
- Wstajemy? – zapytał Paweł zaspanym
głosem jakieś trzy godziny później. Pokręciłam głową w zaprzeczeniu. Nie miałam
ochoty się nigdzie ruszać. Odgarnął mi włosy z czoła i spojrzał na mnie
wzrokiem pełnym czułości. Usiadł, jednocześnie ciągnąc mnie do góry. W końcu,
oboje wstaliśmy i swe kroki skierowaliśmy do kuchni. Zajrzałam do salonu, w
którym nadal spał Kuba. Nie chciałam go budzić, aby móc jeszcze przez chwilę
pobyć sam na sam z Pawłem. Usmażyliśmy sobie wyborną jajecznicę z cebulką. Do
tego dużo chleba i można było się porządnie najeść. Zaparzyliśmy mocną kawę i
usiedliśmy naprzeciwko siebie Rozmawialiśmy dość luźno na temat remontowanego
dworca PKP w Poznaniu, którego wygląd po ukończeniu miał być bardzo
futurystyczny. Nie wracaliśmy do tego, co mu powiedziałam wczoraj. Nagle zaczął
dzwonić mój telefon, który zostawiłam na szafce nocnej w pokoju. Oderwałam się
od jedzenia i szybko pobiegłam, aby zobaczyć, kto dzwoni. Jakiś nieznany mi
numer. Zastanawiałam się, czy odbierać, ale w końcu dotarło do mnie, kto był
ostatnią osobą, której podawałam mój numer.
- Halo? – powiedziałam do słuchawki.
Powolnym krokiem przemaszerowałam znów do kuchni.
- Cześć – usłyszałam znajomy głos
Leokadii Ratki. – Przemyślałam sprawę i jeśli nadal jesteś w Poznaniu, to
możemy pogadać – powiedziała dość spokojnie.
- Jasne, będę tak za pół godziny –
odpowiedziałam. – Do zobaczenia.
Zakończyłyśmy tę iście długą
konwersację, dokończyłam jedzenie, dopiłam kawę i zaczęłam zakładać trampki.
Nie chciałam budzić Kuby, doszłam do wniosku, że zdecydowanie łatwiej będzie mi
przedstawić moje racje, gdy on nie będzie się wtrącał i mi przerywał. Paweł
wytłumaczył mi po raz kolejny, jak dostać się na Wildę. Wyszłam w T-Shircie, bo
na zewnątrz było wręcz gorąco. Wzięłam z plecaka wszystkie dokumenty, jakie
były przydatne przy przekonywaniu sióstr o tym, że faktycznie są moimi
siostrami i wyszłam z mieszkania. Poprosiłam też Pawła, aby w razie, gdyby Kuba
się obudził, powiedział mu, gdzie jestem.
Mój bilet całodobowy był jeszcze ważny,
więc wsiadłam najpierw do pierwszego tramwaju linii dwanaście i wysiadłam na
przystanku o nazwie Półwiejska, gdzie przesiadłam się na linię numer dziewięć.
Przeszłam kawałek do mieszkania Leokadii i niemal wbiegłam po schodach na to
jej drugie piętro. Nacisnęłam przycisk dzwonka i zaczekałam, aż mi otworzy. A
co, jeśli sobie zażartowała i wcale nie zamierzała mi otwierać?
Drzwi rozwarły się chwilę później, a w
nich stanęła Leokadia. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, były szpilki na
gigantycznym obcasie. Nawet ja, na spotkania z Adasiem, gdy jeszcze ze sobą nie
rozmawialiśmy, nosiłam niższe. To przecież niepraktyczne, takie buty są do
patrzenia na nie, a nie do noszenia. W moich trampkach z rynku wyglądałam
mizernie. Pozostała część jej ubioru też wyglądała na dość drogą. Nie
zaglądałam w metki, ale musiałam przyznać, że moja siostra miała dość dobry
gust, choć ja na co dzień się tak nie ubierałam. Zwykle stawiałam na wygodne
ubrania, których nie żal mi będzie zniszczyć i pobrudzić. Spojrzała na mnie z
góry, po czym rozejrzała się, jakby chcąc sprawdzić, czy Kuba przyszedł ze mną
i chyba się uśmiechnęła. Nie wypytywała, ale miałam wrażenie, jakby w głowie
notowała swoje spostrzeżenia. Wybiegłam z mieszkania Pawła tak jak stałam, więc
wyglądałam najzwyklej jak mogłam – luźne spodnie, czarna koszulka z logo Jacka
Danielsa i trampki, a w dłoni dzierżyłam teczkę.
- A kolega gdzie? – zapytała. Wzruszyłam
ramionami.
Gestem zaprosiła mnie do środka,
odwróciła się i weszła do mieszkania przede mną. Wszystko było urządzone dość
ładnie, wyglądało bardzo normalnie i właściwie wystrojem niewiele różniło się
od mojego. Jedynie było nieco większe. Zaprowadziła mnie do pokoju z kanapą i
stolikiem, gdzie się rozsiadłyśmy i zaczęłyśmy przeglądać papiery. Początkowo
milczałyśmy, niezbyt potrafiąc znaleźć jakiś wspólny temat.
- O, masz tę samą datę urodzenia co ja,
bliźniaczko – powiedziałam. Na chwilę obecną, nic mnie nie mogło zdziwić, było
to jedynie suche stwierdzenie faktu, nic więcej.
- Nie rozumiem – powiedziała chwilę
później, przyglądając się nadal swojemu aktowi urodzenia. – Jak zanosiłam
papiery do szkoły, to przyrzekam, to ten papierek wyglądał zupełnie inaczej –
dodała.
- Sprawdzałam to w urzędzie jakiś czas
temu i powiedzieli mi, że w przypadku adopcji, która nazywa się chyba
przysposobieniem całkowitym, sporządzają nowy akt urodzenia i jako rodziców
wpisują osoby przysposabiające. W starym akcie urodzenia zostaje dodana
wzmianka na ten temat i możesz to nawet sprawdzić. Ja niestety mam tylko wersję
sprzed adopcji.
- W takim razie, dlaczego mam ci
wierzyć, że sobie tego nie wymyśliłaś i nie podrobiłaś dokumentu? – zapytała
mnie dość jadowicie. Nie sądziłam, że będzie tak oporna.
- Słuchaj, gdyby to ode mnie zależało,
to aktualnie siedziałabym na plaży z moim chłopakiem, ewentualnie uczyła się na
kolokwia, a nie jeździła po całym kraju, aby was szukać – powiedziałam
szczerze, dość bezczelnym tonem. Ta dziewczyna doprowadzała mnie do szału. –
Żeby odczytali spadek, wszystkie siostry muszą się zjawić u notariusza, jakby
tego było mało, jeśli chcesz się zrzec tego spadku, to również musisz się
stawić w Gdańsku. Jak patrzę na to wszystko z perspektywy paru ostatnich
tygodni, to mam wrażenie, że życie naszego ojca, Daniela Streicha to była jedna
wielka intryga.
- Daniel Streich? – zapytała Leokadia
dość przerażonym i zdziwionym tonem. Nie wiedziałam o co jej chodziło.
- Co? – zapytałam. – Znasz go? –
Spojrzałam na nią z zaciekawieniem.
- Jakiś czas temu ten człowiek dzwonił
do moich rodziców, a później tata był jakiś taki nerwowy – powiedziała
spokojnie.
- O widzisz, to masz kolejne
potwierdzenie, że cię nie okłamuję – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Są
przynajmniej postępy, że w ogóle zaczęła mnie słuchać i wpuściła do mieszkania,
a to już coś. Pewnie, zanim mi uwierzy, minie trochę czasu, ale miałam
nadzieję, że nawet nie do końca wierząc, pojedzie z nami szukać pozostałych
sióstr.
Siedziałyśmy w milczeniu, przeglądając
wszystkie dokumenty po kolei. Z niektórymi też miałam styczność po raz
pierwszy, ale to zależało raczej od tego, że nie byłam w zbyt dobrych relacjach
z Kubą od zeszłego miesiąca, więc po prostu nie było czasu, abym je wszystkie
przejrzała.
- Co to jest Rada? – zapytała mnie. – O
co w tym chodzi?
- Leokadia, mnie o to nie pytaj, ja sama
nie do końca to ogarniam – powiedziałam zgodnie z prawdą, po czym znów
wzruszyłam ramionami. Właściwie, to głupota, że to ja przekonuję moją siostrę
odnośnie moich racji, a sama o nich praktycznie nie mam pojęcia.
- Mów mi Luśka – powiedziała. – W takim
razie, kto może wiedzieć? Twój kolega? – podrapała się po głowie.
- Kubę musimy o to zapytać, on wie
wszystko, bo się w tym wychował. Jest jeszcze jedna rzecz, o której ci nie
powiedziałam i nie wiem jak to ubrać w słowa. Ja miałam terapię szokową i nie
polecam – powiedziałam spokojnie, przypominając sobie wydarzenia z pamiętnego
piątku. – Minęły trzy tygodnie, zanim się ogarnęłam z tą wiedzą. I powiem ci,
że najłatwiej jest po prostu przyjąć tę wiedzę do siebie jako fakt i nawet nie
próbować tego wyjaśniać.
- Nie rozumiem – powiedziała i znów
podrapała się po głowie.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi.
Luśka poderwała się z kanapy i poszła otworzyć, zostawiając mnie na chwilę samą
w pokoju. Słyszałam podniesione głosy, chyba udało mi się wyłapać głos Kuby,
ale za to nie dałabym sobie głowy uciąć. Wróciła po krótkiej chwili i stanęła
przede mną.
- Kazałam mu się walić i powiedziałam,
że cię tu nie ma – wypowiedziała z dumą i uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że
nie nawiązali pokojowych stosunków, podczas gdy siedział pod jej drzwiami, ale
nie miałam pojęcia, że aż tak go nie polubiła. Mimo wszystko, nie mogłam
powstrzymać się od śmiechu, gdy stanęła mi przed oczami scenka Kuby siedzącego
pod drzwiami, a mnie wychodzącej z mieszkania. Ale dobra, zachowujemy pozory
przyjaznych stosunków.
- A niech sobie chwilę posiedzi –
uśmiechnęłam się. – Potem go wpuścimy najwyżej – dodałam. – Na czym
skończyłyśmy? – Usiadła na kanapie obok mnie i znów zaczęła wertować notatki.
- Dobra, powiedzmy, że bym tobie
uwierzyła i co dalej? – zapytała Luśka. – Jakie macie plany?
- Planowanie to też strona Kuby, bo mój
przyjazd tu był bardzo spontaniczny, ale ogólnie, najbliżej mamy Wrocław i tam
pojedziemy najszybciej – powiedziałam. – Ale nie pytaj go o plany, bo on żyje w
chaosie, coś tam niby wie, ale wierzy w swoje szczęście, czyli też w to, że uda
nam się w krótkim czasie przekonać was wszystkie.
- W takim razie, mam jechać z wami, bo
im nas więcej, tym łatwiej będzie je przekonać, tak? – zapytała. Kiwnęłam głową
na znak, że właśnie tak powinno być. – Kiedy wyjeżdżamy? – Zadała pytanie.
Widziałam w jej oczach, że mi nie do końca wierzy, ale jednak zdecydowała się
na sprawdzenie tych informacji. A to zawsze jakiś plus.
- To pytanie w sumie też powinnyśmy
skierować do Kuby, ale zakładając jego idealny plan, to powinniśmy być teraz
pewnie w Krakowie. – Wyszczerzyłam do niej zęby. Właściwie, nie rozmawiało nam
się tak źle, jak zapowiadało się to na początku. – Więc myślę, że wyjazd
uzależniony będzie raczej od tego, kiedy będzie ci pasowało, ale najpóźniej
jutro, bo przyjaciel, u którego nocujemy wraca do domu.
- W takim razie jutro – zarządziła. –
Rozumiem, że macie jakiś samochód albo coś, aby tam dojechać, nie? – Zaskoczyła
mnie. Samochód? Przy obecnych cenach paliwa i zniżce studenckiej na pociągi to
w ogóle się nie opłaca!
- Samochód? – Powtórzyłam pytanie zadane
wcześniej w myślach.
- No pewnie – odpowiedziała. – Wiesz,
takie coś na czterech kołach, czym możesz dojechać gdzie chcesz i kiedy chcesz.
- Wiem, co to jest samochód –
powiedziałam zirytowanym głosem. – Ale my wybieramy pociąg, zawsze to taniej i
nie trzeba się martwić o parking.
- No to może samolotem? – zapytała
Luśka. Za kogo ona mnie miała?
- To jest pytanie retoryczne czy
posiadasz własny samolot i licencję pilota? – W moim głosie dało się bardzo
łatwo wyczuć ironię.
- Słucham? – zapytała. – Nie latałaś
nigdy samolotem? Jak bardzo chcesz, to teraz uruchomili dość tanie połączenia
po całej Polsce i myślę, że jakieś last minute się złapie.
- I zapłacę tyle samo za jeden samolot
niż za wszystkie pociągi razem wzięte, dzięki bardzo – powiedziałam dość
spokojnie, najłagodniej jak tylko potrafiłam. – Jedziemy pociągiem, w środku
majówki raczej nie powinno być tłumu, bo ci którzy mieli, to już wyjechali –
zarządziłam.
- No dobra, niech ci będzie – zgodziła
się. – Sprawdzę rozkład i zarezerwuję nam miejscówki – dodała. Włączyła
laptopa, coś w nim poklikała i znalazła się na stronie PKP. Nie komentowałam,
że w drugiej klasie, którą zamierzałam jechać, nie było rezerwacji miejsc. Ale
to już jej sprawa. – InterCity o jedenastej trzydzieści pięć, może być? –
zapytała. Kalkulowała coś sobie w głowie, licząc na palcach.
- Daj spokój, dziesięć minut później
jest TLK i jest ponad dwa razy tańsze. Po co przepłacać, skoro wagony
praktycznie się nie różnią? – odpowiedziałam jej, spoglądając na ekran przez
jej ramię. – Mogę nawet skoczyć po bilety na dworzec.
- Niech ci będzie – powiedziała.
- W takim razie ustalone. – Spojrzałam
na drzwi. – Teraz czas wpuścić Kubę i przekazać mu te dobre wieści. – Obie się
roześmiałyśmy. Biedak pewnie czekał nadal pod drzwiami, podczas gdy my
bawiłyśmy się całkiem nieźle.
Wstałyśmy z kanapy i przeszłyśmy
korytarzem do drzwi wyjściowych. Siedział na schodach i nie wiedział co ze sobą
zrobić, dokładnie tak jak się domyślałam.
- Cześć – rzuciłam i obserwowałam jego
zdziwione spojrzenie, a później jego zmieniającą się minę. Chyba się wkurzył.
- Cześć – powiedział. – Oszukałyście
mnie – dodał, kierując spojrzenie na Luśkę.
- Nie oszukałyśmy, tylko miałyśmy
babskie sprawy do omówienia – powiedziała moja siostra, po czym wzruszyła
ramionami. – A teraz masz niepowtarzalną okazję, aby wejść. Więc jak? –
zapytała. Kuba wstał i skierował się do drzwi. Odwróciłyśmy się i wszedł za
nami. Poprowadziłam go do pokoju, w którym wcześniej siedziałyśmy, a Luśka
zamknęła drzwi.
- Właśnie, napijecie się czegoś? –
zapytała. – Zupełnie o tym zapomniałam.
- Napiłabym się herbaty –
odpowiedziałam. – Ale jak ci się nie chce robić to nie musisz – dodałam po
chwili.
- Też się napiję. A ty, Kuba? – zapytała
mojego towarzysza.
- Może być herbata – powiedział
niepewnie. Luśka wyszła do kuchni, aby wstawić wodę. Zostaliśmy na chwilę,
spojrzał na mnie porozumiewawczo.
- Powiedzmy, że nam uwierzyła, jutro
przed dwunastą jedziemy do Wrocławia – zreferowałam. – Czas na ciebie i
powtórkę z rozrywki sprzed trzech tygodni. – Roześmiałam się na samą myśl, że
to na niego spadło najcięższe zadanie. Mówiąc szczerze, cieszyło mnie to, że
ktoś będzie musiał przejść przez to, przez co ja przeszłam. Byłam ciekawa
reakcji mojej siostry.
Leokadia wróciła po chwili, niosąc tacę
z trzema herbatami i postawiła na stole. Usiadła obok mnie i dłonią poprawiła
włosy. Zerknęła na mnie porozumiewawczo, a ja wzruszyłam ramionami.
- Powiedziałam mu już. – Spojrzałam na
Kubę, który gapił się w ścianę i o czymś intensywnie myślał. – I teraz kolej na
to, aby on powiedział ci coś jeszcze. – Rzuciłam mu wymowne spojrzenie.
Rozprostował dłonie.
- Maja, jak myślisz? Prezentacja czy
opis słowny? – zapytał mnie. Wzruszyłam ramionami. – Nie wiem, czy twoja
siostra cię uprzedzała, ale to, co chcę ci pokazać, może zrujnować ci
światopogląd i to dość konkretnie, ale musisz się tego dowiedzieć, takie
życzenie waszego ojca. – Swoje słowa skierował do Luśki. Wytrzeszczyła oczy,
ale niczego nie skomentowała. – Musicie się nauczyć jednej rzeczy, aby Rada was
zaakceptowała.
- Pokaż jej, niech ma to za sobą. Nie ma
sensu więcej mówić na razie – powiedziałam do Kuby dość spokojnym tonem. Wstał
i przeciągnął się leniwie. Luśka upiła łyk herbaty w chwili, w której mój
towarzysz postanowił dokonać prezentacji. Zapomniałam zupełnie, aby ją przed
tym ostrzec. A Kuba, jakby nigdy nic, zniknął i pojawił się na drugim końcu
pokoju.
Moja siostra się zakrztusiła, plując
herbatą gdzie popadnie. Nigdy nie widziałam jeszcze aż tak wytrzeszczonych
oczu. Poklepałam ją po plecach, choć nadal kaszlała i oddychała dość szybko.
- To jedna z rzeczy, których podobno też
możemy się nauczyć – powiedziałam jej. – Wiem, że to fizycznie niemożliwe, a
jednak widziałaś na własne oczy, że tak się da. Próbowałam to jakoś sobie
wytłumaczyć, ale google milczą, encyklopedie i biblioteki zresztą też. To
znaczy, chyba udało się teleportować atomy, ale nie człowieka.
Kuba spojrzał na mnie, chyba dziękując
mi w duchu, że wzięłam to na siebie. Odsunęła się od nas i podkuliła kolana pod
brodę. Myślała przez jakiś czas, biorąc co chwilę głęboki wdech i ze świstem
wypuszczając powietrze.
- Zaakceptuj to jako fakt, w sumie jak
się tego nauczymy, to mogłoby być przydatne – dodałam. – Kuba umie jeszcze
wpływać na pogodę, ale teraz jest ona zbyt ładna, aby niszczyć ludziom majówkę,
więc damy sobie spokój – powiedziałam z uśmiechem. Po trzech tygodniach było mi
zdecydowanie łatwiej mówić na ten temat, bo wiedziałam, jak ja zareagowałam.
- Nie pokazujcie mi więcej, nie musicie
– powiedziała cicho, a z kuchni wyszedł czarny kot, prawdopodobnie należący do
Leokadii. – Chodź, Lucyfer. – Uśmiechnęła się do kota. Ciekawe imię.
Wcześniej w ogóle nie zwrócił na nas uwagi i
nie pojawił się, aby przywitać gości. Próbowałam go przywołać do siebie i
owszem, podszedł do mnie, dał mi się pogłaskać, ale zaraz po tym podbiegł do
swojej właścicielki i szturchnął ją nosem, a ta zaczęła go głaskać. Pieszczoty
trwały jeszcze przez chwilę, a potem Luśka wstała i wyszła do kuchni w
milczeniu, a potem gdzieś zniknęła. Spojrzeliśmy na siebie z Kubą
porozumiewawczo, nie rozumiejąc, co ona chce zrobić. Kot powędrował za nią.
Wróciła po kilku minutach, taszcząc ze
sobą sporej wielkości walizkę. Ona zamierzała się w to spakować i podróżować z
tym przez całą Polskę? To chyba niezbyt dobry pomysł, zważając na ilość
remontów i stan chodników w naszym kraju. Ale jak tam sobie woli.
- Nie masz jakiegoś turystycznego plecaka?
– zapytałam. – Łatwiej się go nosi.
- Walizka jest pojemna i praktyczna –
odparła. Miałam ochotę ją wyśmiać. Swojego czasu dużo podróżowałam i wiedziałam
swoje na temat tego, co jest praktyczne, a co nie jest.
- Jak wolisz. – Pokiwałam głową z
dezaprobatą. To już jej problem, jak poradzi sobie z nią w pociągu. Nie, żebym
była niemiła, ale zabawnie będzie się na to patrzyło.
Położyła na środku i otworzyła. Zaczęła
przynosić jakieś koszulki i spódnice, składając je w idealną kosteczkę, po czym
wkładała je do walizki. Siedzieliśmy z Kubą i patrzyliśmy na poczynania mojej
siostry. Zaraz, zaraz. Czy ja zobaczyłam kilka par szpilek wpakowanych do
walizki?
- Szpilki? – zapytałam. – Nie sądzisz,
że na taki wyjazd, gdzie będziemy chodzić z bagażami po mieście lepsze byłyby
adidasy?
- Słuchaj, to, że ty nosisz codziennie
trampki nie znaczy, że ktoś inny może czuć się dobrze i wygodnie w szpilkach. –
Pojechała po mnie, że aż się kurzyło. Nie miała w ogóle argumentów.
- Nie noszę trampek codziennie, ale przy
chodzeniu po kilka kilometrów pieszo wątpię, że nogi by nie odpadły –
stwierdziłam. – Jakbyś leciała samolotem, to może i w szpilkach, bo szofer
zawiózłby cię wprost na lotnisko, ale jedziemy pociągiem. Polskim pociągiem.
- To mój wybór i moja sprawa, jakie buty
biorę – powiedziała. Chciałam coś powiedzieć, ale Kuba dotknął mojego ramienia,
jakby chcąc powiedzieć, abym dała sobie spokój. No dobra, to jej sprawa, niech
jej będzie.
Dalej patrzyłam, jak pakuje do walizki,
co się da, w tym mnóstwo niepotrzebnych zupełnie rzeczy. Mój plecak był mały w
porównaniu do jej walizki, ale właściwie ja jadąc do Gdańska wracałam do domu,
a jej wycieczka dopiero się zaczynała. Z trudem domknęła wypełnioną po brzegi
torbę, musiała na niej usiąść, aby wszystko jakoś ścisnąć. Wyszła na chwilę do
toalety, a ja mrugnęłam do Kuby. Oboje nie mieliśmy ochoty na słuchanie jej
marudzenia, że obtarła sobie stopy i jest jej niewygodnie. A ja pary butów do
pożyczenia nie miałam, zbyt kochałam moje trampki, aby je komuś pożyczać mimo
tego, że podczas podróży leżały na samym dnie plecaka. Glany miałam zwykle na
nogach, bo nie musiałam ich wtedy nosić na plecach. Niepewnie podeszłam do jej
walizki.
- Stój na czatach – szepnęłam
konspiracyjnie do Kuby. Stanął w drzwiach i wypatrywał, czy Luśka się nie
pojawia.
Szybko wyjęłam dwie z czterech par
szpilek i zamieniłam je na jakieś adidasy znalezione w pierwszej szafce,
dorzuciłam do tego jeszcze jakieś baleriny. Miała sporo par butów i to nie
jakieś tanie z rynku, a same markowe. Miała nawet jedne Louboutiny z czerwoną
podeszwą i cholernie wysokim obcasem, na którym bym się chyba zabiła, patrząc
na moje wcześniejsze doświadczenia. Adidasy nie wyglądały tak źle, więc miałam
nadzieję, że siostra nie ukręci mi karku, jak dowie się o tym, że grzebałam w jej
rzeczach i wyjęłam z walizki szpilki, które może były jej ulubionymi. Trudno,
robię to dla jej dobra. Jestem miłą, uprzejmą i kochaną siostrą. Próbowałam w
tej sytuacji zamknąć znów walizkę, aby nie było widać, że cokolwiek ruszałam,
ale mi to nie wychodziło. Ile można siedzieć w toalecie? Minutę, dwie? Co
zrobię, jak teraz dowie się, że podmieniłam szpilki na adidasy?
- Chodź tu szybko i to zamknij –
powiedziałam do Kuby dość głośno, ale nie na tyle, aby Luśka mogła mnie
usłyszeć. Podbiegł do walizki, usiadł na niej i próbował zamknąć, a ja stanęłam
na czatach. Przeraziłam się, gdy usłyszałam przekręcanie zamka w drzwiach
toalety. Odwróciłam się za siebie, aby dowiedzieć się, czy Kubie udało się już
wygrać walkę z walizką. Chyba niewiele mu brakowało, kilku sekund. Ale jak
wyjaśnić to, że on siedzi na jej walizce, a ja stoję i patrzę na korytarz? Ups.
Moja siostra pojawiła się na korytarzu,
więc dość szybkim krokiem do niej podeszłam, udając, że idę w tym kierunku już
dłuższy czas.
- Pokazałabyś mi, gdzie jest toaleta? –
zapytałam słodkim głosikiem. Nie, ja wcale nic nie knułam, w ogóle. A, że
dopiero wyszła z toalety to już zupełnie inna sprawa.
- Jasne, chodź – powiedziała i
pokierowała mnie do drzwi, ale nie zdawała sobie nawet sprawy, że ją wcześniej
obserwowałam. Punkt dla mnie. Otworzyłam je i zobaczyłam, że jest ciemno. Nie
mogłam wymacać włącznika światła, więc zapytałam o nie siostrę. Wróciła do mnie
i pokazała mi, że włącza się je w zagłębieniu pod wiszącą szafką, którego w
życiu bym nie zauważyła. Tym samym dałam Kubie jeszcze trochę czasu na
poradzenie sobie z walizką i powrót na poprzednią pozycję.
- Powiedz mi, po co ty to tak właściwie
robisz? – zapytała Luśka patrząc na Kubę. – To są nasze rodzinne sprawy, a nie
jesteś jakoś tak blisko z nami spokrewniony. Ojciec nie żyje, jeśli miałeś z
nim jakiś układ, to wygasł z chwilą jego śmierci. Nie wiem, jakie dostałeś z
tego profity, ale gratuluję dobrego pomysłu.
- Robię to bezinteresownie, bo was lubię
– powiedział gładko, bez żadnego zająknięcia. Gdybym go nie znała, uwierzyłabym
w to. Ale trochę wiedziałam o Radzie i o wszystkim innym, więc miałam
świadomość, że to po prostu kłamstwo.
- Tak, na pewno – powiedziałam. – A
mieszkanie i uczelnia? Opowiedziałbyś jej najpierw o obu rzeczach, które zaoferował
ci mój ojciec, a potem mów o bezinteresowności. – Spojrzał na mnie tak, jakby
miał ochotę mnie zabić. Luśka patrzyła na nas ze zdziwieniem. Zdecydowanie za
dużo było do opowiadania jej. Ale to chyba już nie moja sprawa.
- Słucham? – zapytała. Atmosfera zrobiła
się tak gęsta i ciężka, że można by kroić ją nożem.
- Wasz ojciec obiecał mi, że załatwi mi
powrót na uczelnię, dostałem też od niego mieszkanie w Gdańsku – powiedział
dość spokojnie, tak jakby dla niego nie było to nic wielkiego. Już mi opowiadał
o tym, jak wyrzucono go z uczelni, więc nie była to dla mnie nowość. Leokadia
znów się zdziwiła.
- To faktycznie bezinteresownie –
skomentowała. – Naprawdę. W sumie, chyba każdy poszedłby na ten układ.
- Nie miałem nic do stracenia –
powiedział i wzruszył ramionami.
W tym momencie stwierdziłam, że tak
właściwie, nie znam ani jego, ani jej. To są zupełnie obcy mi ludzie, z którymi
będę musiała spędzić następne dni. Będzie trzeba wykombinować coś, aby lepiej
się poznać. Cokolwiek. Sama nie wiedziałam jak to rozegrać. Leokadia już
wiedziała, że niezbyt lubię Kubę. Ale pozostałe siostry nie muszą tego
wiedzieć. Kogo zresztą ja chcę oszukać? Siebie? Jakie właściwie znaczenie ma
to, kogo lubię, a kogo nie? Moja sprawa, a spadek i tak powinien zostać
podzielony na pięć równych części lub tak, jak zażyczył sobie ojciec.
Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz