środa, 4 lutego 2015

Rozdział XVI cz. II

[Maja]

Na piętro podjechała winda i wysiadła z niej jakaś niska kobieta o jasnych włosach i z okularami na nosie. Miała na oko czterdzieści kilka lat. Wyminęła stojącego z tyłu Mikołaja i skierowała się do drzwi, pod którymi staliśmy.
- Przepraszam, a państwo to do kogo? – zapytała dość wysokim, ale pewnym siebie głosem.
- Szukamy Emilii Streich – powiedział Kuba, który stał za mną. Patrzyłam na kobietę z zaciekawieniem i przygryzając wargi, czekałam na jej reakcję.
- Moja Mi już tutaj nie mieszka – odpowiedziała. Z tonu jej głosu wywnioskowałam, że musi być matką mojej siostry. – A w jakiej sprawie? – zapytała, wpatrując się w rude włosy Luśki, a potem w moją twarz, jakby usiłując coś skojarzyć. Odwróciłam głowę, aby spojrzeć na Kubę. Miałam nadzieję, że on w jakiś sensowny sposób opowie, co jest grane. To w końcu jego zadanie.
- Daniel Streich nie żyje i Emilia jest zobowiązana, aby odebrać część spadku. – Słowa nie przyszły mu łatwo, ale wiedziałam, jak związany był z moim ojcem, więc nie dziwiło mnie to.
Kobieta zamarła, wzięła kilka głębokich wdechów i widać było, że posmutniała. Zaczęła pospiesznie otwierać kluczem drzwi, po czym wbiegła do mieszkania. Nie wchodziliśmy do środka, tylko czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji, rzucając sobie spojrzenia. Nie zamknęła nam drzwi przed nosem, więc to był jakiś postęp. To znaczy, do czasu. Wybiegła jeszcze szybciej niż wbiegła, wcisnęła Kubie jakąś kartkę, po czym usłyszeliśmy już tylko trzaśnięcie drzwiami. Niezbyt wiedzieliśmy, co jest grane, choć domyślałam się, że to mógł być po prostu szok dla tej kobiety. Jakub rozwinął kartkę, a ja przysunęłam się do niego z prawej strony, Luśka z lewej. Widniał tam jakiś adres, ale teraz tym bardziej nie wiedziałam, gdzie jest dana ulica.
- Jak tam trafimy? – zapytała Leokadia. – Masz to gdzieś wydrukowane? – zadała Kubie kolejne pytanie. – A może ty coś ogarniasz? – zapytała mnie. Pokręciłam głową i próbowałam wymyślić cokolwiek.
Zeszliśmy na dół i usiedliśmy na ławce pod blokiem. Matka Emilii, trzaskając drzwiami zostawiła nas z problemem, którego nie potrafiliśmy zbytnio rozwiązać. Wyjęłam telefon z kieszeni, a razem z nim wypadł mi jakiś świstek. Myślałam wcześniej nad opcją, aby popytać ludzi, gdzie jest dana ulica, ale nie wpadłam na to, że mogę zadzwonić do dresiarza Damiana i zapytać jego. Ale nie miałam zupełnie ochoty, aby poznał mój numer.
- Kubusiu, daj telefon – powiedziałam do Kuby. – Mam pomysł. – Niechętnie wyciągnął go z kieszeni i mi go podał. Musiał w końcu być dla mnie miły.
Odeszłam kilka kroków i przepisałam dziewięć cyfr z kartki. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i moich uszu doszła jakaś tandetna piosenka, która miała mi umilić oczekiwanie aż odbierze.
- Halo? – usłyszałam bełkotliwy głos po dwóch sygnałach.
- Cześć, to ja. Spotkaliśmy się dzisiaj, poczęstowałam cię fajką, pamiętasz? – powiedziałam. Nie przedstawiałam mu się wcześniej, więc musiał po czymś mnie skojarzyć.
- No siema, mała – odpowiedział. – Co tam?
- Mam do ciebie małą sprawę – powiedziałam. – Nie podobało mi się to mieszkanie i szukam dalej, ale nie mam pojęcia gdzie jest ulica, na której jest kolejne – dodałam, po czym wymieniłam nazwę zapisaną na kartce przez matkę mojej siostry.
- No nie wiem, coś mi się kojarzy, że to na Kurdwanowie jest – powiedział. – Ale daj spokój, oni tam są za Wisłą i to drugi koniec miasta w sumie.
- Chociaż spróbuję – powiedziałam. – Wiesz może jak tam dojechać albo cokolwiek? – zapytałam.
- Najpierw do busem dworca, a potem się przesiadasz, ale już nie pamiętam na co – powiedział. – Ale jakby co, odradzam.
- Dzięki wielkie – odpowiedziałam. – Zadzwonię później, bo teraz od kolegi dzwonię.
- Nara – usłyszałam, po czym się rozłączył. Chociaż jedna sprawa załatwiona.
Wróciłam do mojej ekipy, która siedziała bezradnie na ławce. Co oni by beze mnie zrobili? Oddałam Kubie telefon i uśmiechnęłam się do nich, oczami wyobraźni widząc ich reakcję na to, co im powiem.
- Kierunek Dworzec Główny – powiedziałam z uśmiechem. – Ten adres jest na drugim końcu miasta – dodałam. Luśka westchnęła ciężko i pokręciła głową.
- Dowiedziałaś się jeszcze czegoś przydatnego? – zapytał Kuba.
- Wielu rzeczy, których byś w życiu nie ogarnął – odpowiedziałam wymijająco. Miałam go dość, bo praktycznie nic nie robił, a ja wszystko załatwiałam. Wszyscy wstali i gotowi byli słuchać moich poleceń.
Jak zwykle szłam z przodu z Kubą. Próbował nawiązać ze mną jakąś rozmowę, co niespecjalnie mu wychodziło. Wczoraj w miarę się dogadaliśmy, ale teraz miałam jakby wszystkiego dość i znów marzyłam o ciepłym łóżku w domu i choć chwili, którą spędzę sama, śpiąc. Wsiedliśmy do autobusu, który jechał w kierunku dworca i wszyscy zajęliśmy miejsca siedzące, co rzadko się zdarzało w komunikacji miejskiej. Zachciało mi się znów spać. Ziewnęłam potężnie i stwierdziłam, że ramię Kuby byłoby całkiem dobrym miejscem, na którym mogłabym ułożyć głowę, nie patrząc na żadne konsekwencje. Korzystając z naszego zakładu, nie mógł być dla mnie niemiły. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, a Jakub nie protestował. Rozmawiał o czymś z Anitą, a ja zamknęłam oczy i powoli zaczynałam odpływać. Kuba pachniał całkiem przyjemnie.
Po jakimś czasie poczułam delikatny dotyk palców na twarzy i otworzyłam oczy. Pospałabym jeszcze trochę. Spojrzałam niepewnie na właściciela ramienia, na którym spałam.
- Zaraz będzie dworzec – powiedział Kuba. – Ładnie tak tyle spać?
- Ładnie – odpowiedziałam krótko i uśmiechnęłam się. Odsunęłam się od niego i przetarłam oczy. Byłam już gotowa, aby sprostać kolejnemu zadaniu.
Wysiedliśmy z pojazdu i znaleźliśmy się przy zatłoczonym jak zwykle dworcu. Pochodziliśmy przez chwilę po okolicznych przystankach, aż w końcu znalazłam linię tramwajową, która jechała na Kurdwanów, o którym wspominał Damian. Następny kurs miał być za minutę, więc odczekaliśmy i wsiedliśmy do dość zatłoczonego pojazdu. Był to dobrze mi znany model tramwaju, którym jeździłam na uczelnię, jedynie pomalowany w krakowskie niebieskie barwy. Luśce udało się usiąść, a my staliśmy. Rozmowa jakoś się nie kleiła, jedynie moja młodsza siostra nadawała o czymś Mikołajowi, ale po chwili też wlepiła wzrok w widoki za szybą.
- Wiem! – wrzasnęła Anita chyba na cały tramwaj, a my spojrzeliśmy na nią jak na wariatkę.
- Co? – zapytał Kuba, wyrwany z zamyślenia.
- Przystanek Nowosądecka, tam będzie Carrefour i niedaleko jest ta ulica – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. – Jednak kiedyś byłam z matką w tych okolicach i coś mi się zaczyna przypominać.
- Myśl, myśl – odpowiedziałam. – Jakoś trafimy. – Znów zagapiłam się w okno. Ani Paweł, ani Adam się nie odzywali. Wiedziałam, że pewnie mają dużo zajęć, ale miałam ochotę z kimś pogadać przez telefon. To znaczy, miałam świadomość, że z jednym z nich nie mam jakiejś świetnej relacji, a z drugim ta relacja zniknie, ale i tak miałam wrażenie, że tęsknię za czymś, co się już nie wydarzy. Ogarnęła mnie straszna melancholia, znów miałam ochotę rzucić to i wracać do domu. Tyle, że nie wiedziałam, co tam zastanę.
- Chyba tutaj – powiedziała Anita, po czym skierowała się do wyjścia. Wysiedliśmy z tramwaju i szliśmy za nią, jakąś wąską dróżką, minęliśmy budkę z owocami i z pieczywem. Spojrzałam na tabliczkę na jednym z domów i zauważyłam, że jesteśmy już na prawidłowej ulicy. Mam genialną siostrę. Jeszcze tylko paręnaście numerów i będziemy na miejscu. Znaleźliśmy się chwilę później wśród czteropiętrowych bloków. Anita stanęła i zaczęła się rozglądać.
- Jesteśmy w ciemnej dupie, tego numeru tu po prostu nie ma – powiedziała z rezygnacją i wykrzywiła usta. Luśka pokręciła głową, a ja westchnęłam ciężko. Miałam nadzieję, że matka Emilii nie zażartowała z nas i adres, który podała, istniał.
- A tam? – zapytał Kuba, wskazując na kilka budynków w oddali. – Wyglądają na wybudowane niedawno.
Moja bliźniaczka zrobiła coś, czego bym się po niej nie spodziewała. Chyba po raz pierwszy w życiu przejęła inicjatywę i zapytała o drogę starszą kobietę, która akurat nas mijała. Babcia potwierdziła tylko domysły Kuby i udaliśmy się w kierunku tych bloków.
Gdy już znaleźliśmy odpowiedni budynek i odpowiednią klatkę, na której przypuszczalnie znajdowało się mieszkanie mojej siostry, pojawił się problem, z którym podczas tej wyprawy jeszcze się nie zetknęliśmy. Drzwi były zamknięte, a klatka miała domofon. Kuba wcisnął numer mieszkania mojej siostry.
- Tak? – usłyszeliśmy dość wysoki głos, podobny do głosu matki.
- Przyszliśmy w sprawie śmierci Daniela Streicha. – Wyrecytował Kuba.
- No nareszcie jesteście! – Prawie wrzasnęła. – Wchodźcie. – Nacisnęłam klamkę, która tym razem ustąpiła i znaleźliśmy się w środku.
Emilia mieszkała na pierwszym piętrze, więc wspinanie się po schodach nie zajęło nam za dużo czasu. Drzwi otworzyła nam niska blondynka, która niewiele zmieniła się od czasu uwiecznienia jej na zdjęciu.
- Cześć. – Uśmiechnęła się do nas i zaprosiła do środka. Zamknęła za nami drzwi i kazała usiąść w salonie. Coś mi nie grało i próbowałam domyślić się, o co jej chodzi. Po raz kolejny przypomniałam sobie notatki Kuby. – Piotr poszedł po zakupy, przyniesie jakieś ciastka, a ja zrobię kawę, okej? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź, wyszła do kuchni.
Spojrzałam na Kubę, a on spojrzał na mnie. Przekrzywiłam głowę i w oczy rzuciło mi się zdjęcie przedstawiające na oko dziesięcioletnią Emilię i mojego ojca. Spotykał się z nią dłużej niż z nami, więc możliwe, że jako najstarsza córka wiedziała więcej. Nie mówiliśmy nic, czekając na jej powrót i na moment, w którym wszystko sobie wyjaśnimy.
Kilka minut później postawiła kubki przed nami i usiadła na jednym z foteli, naprzeciwko mnie i Luśki. Założyła nogę na nogę i zmierzyła nas zaciekawionym wzrokiem.
- A więc jednak się spotykamy – powiedziała, po czym upiła łyk kawy. – Tata dzwonił do mnie miesiąc temu, aby się pożegnać i powiedział, że prawdopodobnie odwiedzi mnie dwóch facetów, jeśli umrze. – Spojrzała na Kubę i na Mikiego, który zmarszczył brwi.
- Niestety – powiedział Kuba. – Nie było mu dane długo cieszyć się życiem – dodał smutnym tonem. O moim towarzyszu można było powiedzieć wiele negatywnych rzeczy, ale właściwie zazdrościłam mu, że miał szansę poznać mojego ojca, który wydawał się być ciekawą postacią.
- Mieszkał przez dziesięć lat z moją matką, czasami znikał na dłużej, aż w końcu zniknął na zawsze. Nie powiedział nigdy, dlaczego i dokąd wyjeżdża. Miałam do niego ogromny żal, chyba wiecie, jak to jest stracić kogoś bliskiego. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy umierał, więc i tutaj nie mogłam się cieszyć z tego telefonu – wypowiedziała z żalem Emilia.
- Musiał was chronić, dlatego nie wiedziałyście wcześniej o swoim istnieniu. Rodzeństwo Daniela mogłoby go szantażować, chociażby przez porwanie którejś z was. Najlepiej było, jeśli nikt nie dowiedział się, że istniejecie. Ale przed śmiercią zdecydował, że powinien was połączyć, bo razem stanowicie siłę, a Rada musiała się o was dowiedzieć przy okazji spadku. Dlatego tutaj jesteście i musicie działać wspólnie. – Przygryzłam wargę. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że to wszystko nie skończy się wraz z odebraniem spadku, a wiąże się z długą przeprawą związaną z poznawaniem tej całej Rady i systemu, jakim rządzony był ten mini świat.
- Tata mówił mi o jakiejś Radzie, ale będąc dziesięciolatką niewiele z tego rozumiałam – powiedziała Emilia. – Słyszałam też, że to ja mam w niej zasiąść, a nawet nie wiem, co się z tym wiąże. Nauczył mnie teleportacji i na tym koniec.
- Mamy jak na razie plan, aby jechać po Julię do Warszawy, a później wrócić do Gdańska i odebrać spadek. My, Wiankowscy, nigdy nie byliśmy członkami Rady, ale trochę to poznałem, gdy mieszkałem u waszego ojca, więc po drodze mogę wyjaśnić ci, o co w tym wszystkim chodzi.
Cały czas się dziwiłam, dlaczego Mikołaj się nie odzywa. Powinien zrobić cokolwiek, aby przekonać nas, że to wszystko jest prawdą, a tymczasem opierał się na tym, co powiedział Kuba. W naszych poszukiwaniach też był niezbyt przydatny. Może to wkurzało w nim Kubę, dlatego kazał mu spadać. Sama już nie wiem. Pozostało mi czekać na odpowiedni moment i go o to po prostu zapytać.
Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy i rozmawialiśmy na tematy mojego ojca, który był barwną postacią. Bo jak inaczej określić kogoś, kto był w związku z czterema kobietami, miał pięć córek, które w zasadzie w życiu go nie widziały, znał jakiś rodzaj magii, potrafił się teleportować. A jednak mimo tego, przez cały czas był gdzieś w pobliżu, choć wiele rzeczy mu to utrudniało. Usłyszałam szczęknięcie klucza w zamku, a potem do mieszkania wszedł wysoki mężczyzna, który musiał być narzeczonym Emilii. Oceniłam go wzrokiem, zauważając też, że Luśka i Anita robią to samo. Co siostry, to siostry jednak. Rozejrzał się ze zdziwieniem i posłał pytające spojrzenie swojej wybrance. Skinęła głową ku niemu, a on nie zadawał pytań. Rozumieli się chyba bez słów, bo po prostu usiadł i pogrążył się w rozmowie z nami. Od razu widać było, kto rządzi w tym związku i na pewno Piotr nie był kimś takim. Moja siostra trzymała władzę i całkiem nieźle jej to wychodziło.
- Pewnie jesteście głodni – powiedziała Emilia i spojrzała na narzeczonego.
- Nie aż tak – powiedziała Luśka.
- Zjemy później na mieście – dodał Kuba.
- Nie trudź się – dopowiedziałam.
Ostatnio stanowiliśmy z Luśką i Kubą dość zgrane trio, mimo naszych wielu kłótni. Jeśli w grę wchodził wspólny cel, walczyliśmy razem. Jeśli zdania były inne, tu już było trochę gorzej…
- Mogę coś ugotować – powiedział Piotr, a moja siostra kiwnęła na niego głową. Chciałabym kiedyś tak wychować sobie faceta. Na dosłownie chwilę przypomniałam sobie czasy, gdy wspólnie z Pawłem gotowaliśmy u niego w domu. Właściwie spędzałam u niego wtedy bardzo dużo czasu, więc trochę tego się nazbierało. Ale raczej wszystko robiliśmy razem, a nie był na moje skinienie.
Narzeczony mojej siostry wyszedł do kuchni, a Emilia policzyła coś na palcach i wyszła do pokoju. Wróciła po chwili z różowym laptopem, usiadła na fotelu i coś wstukała.
- Macie już jakiś plan odnośnie sposobu, w jaki dotrzemy do Warszawy? – zapytała.
- Najlepiej złapać jak najwcześniejszy pociąg – odpowiedział jej Kuba i podrapał się po głowie. Luśka spojrzała na Mikołaja, a ja milczałam. Dopadł mnie jakiś melancholijny nastrój, nie miałam ochoty nawet próbować ogarniać pociągu. Teraz kolej na nich, niech się wykażą.
Kuba wstał i podszedł do Emilii, wyciągając szyję w kierunku laptopa i coś mówił do niej cichym głosem, pokazywał palcem i coś ustalali.
- Mieliśmy jechać do znajomych do Kołobrzegu jutro, ale to można odwołać – powiedziała Emilia.
- Gdańsk też jest ładnym miastem i ma morze – powiedział Kuba i uśmiechnął się do niej. Cały czas miałam wrażenie, że mój towarzysz znalazł sobie bratnią duszę w mojej najstarszej siostrze, a ona miała w sobie coś, co przyciągało do niej ludzi.
- Mi, mamy ziele angielskie? – usłyszałam głos Piotra. Moja siostra oddała laptopa Kubie i wyszła do kuchni do swojego narzeczonego. Wstałyśmy z Anitą i Luśką, aby dowiedzieć się, co wymyślili. Kolejny pociąg, kolejne przygody. Późnym wieczorem, a właściwie już w nocy mieliśmy dojechać do Warszawy.
- Nocleg? – zapytałam krótko Kubę.
- Jak będziemy już w Warszawie to coś załatwię – odpowiedział mrużąc oczy. – Chyba, że chcesz teraz spędzić trzy godziny dzwoniąc po hotelach.
- Nie, dzięki, skoro bierzesz to na siebie, to proszę bardzo – odparłam. Miałam świadomość, jak to wszystko wyjdzie, ale zupełnie mnie to już nie obchodziło. Najprawdopodobniej spędzimy trzy godziny w samej Warszawie, super. Skoro Kuba wziął to na siebie, to postanowiłam, że nie będę się mieszać i zbytnio tym przejmować. Zbyt dużo myśli krążyło mi po głowie i najchętniej biegałabym przez całą noc, aż mi nogi odpadną.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zauważyłam dwa nieodebrane połączenia widniejące na wyświetlaczu. Jakim cudem mogłam ich nie słyszeć i nie czuć? Czasem już to mi się zdarzało, ale to były bardzo rzadkie przypadki. Adam dzwonił dziesięć minut temu, Paweł piętnaście. Westchnęłam ciężko i podrapałam się po głowie. Zgarnęłam torebkę i powiedziałam reszcie, że wrócę za pół godziny.
Wyszłam z mieszkania siostry i skierowałam się w bliżej nieznaną mi stronę. Krążyłam przez chwilę między blokami, aby w końcu usiąść na schodkach niedaleko jakiegoś miniaturowego parku. Zapaliłam papierosa i pokręciłam głową sama do siebie. Potrzebowałam kogoś, kto sprowadzi mnie do pionu. Wybrałam numer Pawła i czekałam na połączenie.
- Cześć – powiedziałam do słuchawki. – Dzwoniłeś – dodałam.
- Hej Falka, jesteś może już w domu? – Pokręciłam głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że przecież mnie nie widzi.
- Jeszcze nie, dopiero w Krakowie jesteśmy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Niedużo zostało, ale pewnie zanim wrócę to trochę czasu minie.
- No nic, szkoda – usłyszałam w jego głosie zawód. – Miałem nadzieję, że się zobaczymy i pogadamy, ale no trudno. – Zaciągnęłam się dymem i wypuściłam go z ust. Słowa, które usłyszałam, zasiały we mnie kolejny cień niepewności.
- Kiedy wracasz do Poznania? – zapytałam. – Bo może zdążę do tego czasu dojechać do domu.
- Może w niedzielę albo w poniedziałek, wcześnie rano. To się jeszcze zobaczy – odpowiedział. – Trochę czasu straciliśmy przez ten rok, co? – Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa. Potraktował te ostatnie dni, jako odnowienie znajomości, najprawdopodobniej w formie przyjaźni.
- Ale też trochę za dużo nadrobiliśmy drugiej nocy, nie sądzisz? – Skoro już rozmawialiśmy, musiałam zbadać, jak to w końcu z jego strony wygląda.
- Mi tam się podobało – roześmiał się. Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko. – A właśnie, twój Adam jakoś to przyjął do wiadomości czy raczej ciężko? – zapytał. Zanim mu odpowiedziałam, zaciągnęłam się trzy razy palonym przeze mnie papierosem.
- Ciężka to będzie rozmowa jak wrócę do domu – odpowiedziałam. – Jeszcze nic mu nie mówiłam, wolę porozmawiać w cztery oczy niż załatwiać sprawę przez telefon, rozumiesz.
- Będzie dobrze, Falka – powiedział. – Porozmawiacie, wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym w to wierzyć, Paweł. Naprawdę. – Po moim policzku spłynęła łza. Czułam, że tak się nie da, że Adaś tego nie zrozumie. Nie będę nawet w stanie spojrzeć mu w oczy. – A jak tam to kolokwium, zdane? – zapytałam zmieniając temat. Nie miałam ochoty się rozklejać zwłaszcza, że następnym moim rozmówcą miał być Adam.
- Chyba do przodu – powiedział. – Zobaczymy jak będą wyniki.
- Na pewno zdałeś, przecież chyba nie ma przedmiotu, z którym miałbyś jakiś szczególny problem, prawda?
- Czasem się zdarzają. W sumie, skoro cię nie ma, to idę chyba zrobić z dyszkę biegiem.
- Biegaj, biegaj, trzeba pracować nad kondycją w końcu – powiedziałam, po czym zgasiłam wypalonego już peta o schodek. Hipokrytka. – Czyli jeszcze się zgadamy w tym tygodniu, jak coś to dzwoń o każdej porze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy