Na piętro podjechała winda i wysiadła z
niej jakaś niska kobieta o jasnych włosach i z okularami na nosie. Miała na oko
czterdzieści kilka lat. Wyminęła stojącego z tyłu Mikołaja i skierowała się do
drzwi, pod którymi staliśmy.
- Przepraszam, a państwo to do kogo? –
zapytała dość wysokim, ale pewnym siebie głosem.
- Szukamy Emilii Streich – powiedział
Kuba, który stał za mną. Patrzyłam na kobietę z zaciekawieniem i przygryzając
wargi, czekałam na jej reakcję.
- Moja Mi już tutaj nie mieszka –
odpowiedziała. Z tonu jej głosu wywnioskowałam, że musi być matką mojej
siostry. – A w jakiej sprawie? – zapytała, wpatrując się w rude włosy Luśki, a
potem w moją twarz, jakby usiłując coś skojarzyć. Odwróciłam głowę, aby
spojrzeć na Kubę. Miałam nadzieję, że on w jakiś sensowny sposób opowie, co jest
grane. To w końcu jego zadanie.
- Daniel Streich nie żyje i Emilia jest
zobowiązana, aby odebrać część spadku. – Słowa nie przyszły mu łatwo, ale
wiedziałam, jak związany był z moim ojcem, więc nie dziwiło mnie to.
Kobieta zamarła, wzięła kilka głębokich
wdechów i widać było, że posmutniała. Zaczęła pospiesznie otwierać kluczem
drzwi, po czym wbiegła do mieszkania. Nie wchodziliśmy do środka, tylko
czekaliśmy na dalszy rozwój sytuacji, rzucając sobie spojrzenia. Nie zamknęła
nam drzwi przed nosem, więc to był jakiś postęp. To znaczy, do czasu. Wybiegła
jeszcze szybciej niż wbiegła, wcisnęła Kubie jakąś kartkę, po czym usłyszeliśmy
już tylko trzaśnięcie drzwiami. Niezbyt wiedzieliśmy, co jest grane, choć
domyślałam się, że to mógł być po prostu szok dla tej kobiety. Jakub rozwinął
kartkę, a ja przysunęłam się do niego z prawej strony, Luśka z lewej. Widniał
tam jakiś adres, ale teraz tym bardziej nie wiedziałam, gdzie jest dana ulica.
- Jak tam trafimy? – zapytała Leokadia.
– Masz to gdzieś wydrukowane? – zadała Kubie kolejne pytanie. – A może ty coś
ogarniasz? – zapytała mnie. Pokręciłam głową i próbowałam wymyślić cokolwiek.
Zeszliśmy na dół i usiedliśmy na ławce
pod blokiem. Matka Emilii, trzaskając drzwiami zostawiła nas z problemem,
którego nie potrafiliśmy zbytnio rozwiązać. Wyjęłam telefon z kieszeni, a razem
z nim wypadł mi jakiś świstek. Myślałam wcześniej nad opcją, aby popytać ludzi,
gdzie jest dana ulica, ale nie wpadłam na to, że mogę zadzwonić do dresiarza
Damiana i zapytać jego. Ale nie miałam zupełnie ochoty, aby poznał mój numer.
- Kubusiu, daj telefon – powiedziałam do
Kuby. – Mam pomysł. – Niechętnie wyciągnął go z kieszeni i mi go podał. Musiał
w końcu być dla mnie miły.
Odeszłam kilka kroków i przepisałam
dziewięć cyfr z kartki. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i moich uszu doszła jakaś
tandetna piosenka, która miała mi umilić oczekiwanie aż odbierze.
- Halo? – usłyszałam bełkotliwy głos po
dwóch sygnałach.
- Cześć, to ja. Spotkaliśmy się dzisiaj,
poczęstowałam cię fajką, pamiętasz? – powiedziałam. Nie przedstawiałam mu się
wcześniej, więc musiał po czymś mnie skojarzyć.
- No siema, mała – odpowiedział. – Co
tam?
- Mam do ciebie małą sprawę –
powiedziałam. – Nie podobało mi się to mieszkanie i szukam dalej, ale nie mam
pojęcia gdzie jest ulica, na której jest kolejne – dodałam, po czym wymieniłam
nazwę zapisaną na kartce przez matkę mojej siostry.
- No nie wiem, coś mi się kojarzy, że to
na Kurdwanowie jest – powiedział. – Ale daj spokój, oni tam są za Wisłą i to
drugi koniec miasta w sumie.
- Chociaż spróbuję – powiedziałam. –
Wiesz może jak tam dojechać albo cokolwiek? – zapytałam.
- Najpierw do busem dworca, a potem się
przesiadasz, ale już nie pamiętam na co – powiedział. – Ale jakby co, odradzam.
- Dzięki wielkie – odpowiedziałam. –
Zadzwonię później, bo teraz od kolegi dzwonię.
- Nara – usłyszałam, po czym się
rozłączył. Chociaż jedna sprawa załatwiona.
Wróciłam do mojej ekipy, która siedziała
bezradnie na ławce. Co oni by beze mnie zrobili? Oddałam Kubie telefon i
uśmiechnęłam się do nich, oczami wyobraźni widząc ich reakcję na to, co im
powiem.
- Kierunek Dworzec Główny – powiedziałam
z uśmiechem. – Ten adres jest na drugim końcu miasta – dodałam. Luśka
westchnęła ciężko i pokręciła głową.
- Dowiedziałaś się jeszcze czegoś
przydatnego? – zapytał Kuba.
- Wielu rzeczy, których byś w życiu nie
ogarnął – odpowiedziałam wymijająco. Miałam go dość, bo praktycznie nic nie
robił, a ja wszystko załatwiałam. Wszyscy wstali i gotowi byli słuchać moich
poleceń.
Jak zwykle szłam z przodu z Kubą.
Próbował nawiązać ze mną jakąś rozmowę, co niespecjalnie mu wychodziło. Wczoraj
w miarę się dogadaliśmy, ale teraz miałam jakby wszystkiego dość i znów
marzyłam o ciepłym łóżku w domu i choć chwili, którą spędzę sama, śpiąc.
Wsiedliśmy do autobusu, który jechał w kierunku dworca i wszyscy zajęliśmy
miejsca siedzące, co rzadko się zdarzało w komunikacji miejskiej. Zachciało mi
się znów spać. Ziewnęłam potężnie i stwierdziłam, że ramię Kuby byłoby całkiem
dobrym miejscem, na którym mogłabym ułożyć głowę, nie patrząc na żadne
konsekwencje. Korzystając z naszego zakładu, nie mógł być dla mnie niemiły. Jak
pomyślałam, tak zrobiłam, a Jakub nie protestował. Rozmawiał o czymś z Anitą, a
ja zamknęłam oczy i powoli zaczynałam odpływać. Kuba pachniał całkiem
przyjemnie.
Po jakimś czasie poczułam delikatny
dotyk palców na twarzy i otworzyłam oczy. Pospałabym jeszcze trochę. Spojrzałam
niepewnie na właściciela ramienia, na którym spałam.
- Zaraz będzie dworzec – powiedział
Kuba. – Ładnie tak tyle spać?
- Ładnie – odpowiedziałam krótko i
uśmiechnęłam się. Odsunęłam się od niego i przetarłam oczy. Byłam już gotowa,
aby sprostać kolejnemu zadaniu.
Wysiedliśmy z pojazdu i znaleźliśmy się
przy zatłoczonym jak zwykle dworcu. Pochodziliśmy przez chwilę po okolicznych
przystankach, aż w końcu znalazłam linię tramwajową, która jechała na
Kurdwanów, o którym wspominał Damian. Następny kurs miał być za minutę, więc
odczekaliśmy i wsiedliśmy do dość zatłoczonego pojazdu. Był to dobrze mi znany
model tramwaju, którym jeździłam na uczelnię, jedynie pomalowany w krakowskie
niebieskie barwy. Luśce udało się usiąść, a my staliśmy. Rozmowa jakoś się nie
kleiła, jedynie moja młodsza siostra nadawała o czymś Mikołajowi, ale po chwili
też wlepiła wzrok w widoki za szybą.
- Wiem! – wrzasnęła Anita chyba na cały
tramwaj, a my spojrzeliśmy na nią jak na wariatkę.
- Co? – zapytał Kuba, wyrwany z
zamyślenia.
- Przystanek Nowosądecka, tam będzie
Carrefour i niedaleko jest ta ulica – odpowiedziała z uśmiechem na ustach. –
Jednak kiedyś byłam z matką w tych okolicach i coś mi się zaczyna przypominać.
- Myśl, myśl – odpowiedziałam. – Jakoś
trafimy. – Znów zagapiłam się w okno. Ani Paweł, ani Adam się nie odzywali.
Wiedziałam, że pewnie mają dużo zajęć, ale miałam ochotę z kimś pogadać przez
telefon. To znaczy, miałam świadomość, że z jednym z nich nie mam jakiejś
świetnej relacji, a z drugim ta relacja zniknie, ale i tak miałam wrażenie, że
tęsknię za czymś, co się już nie wydarzy. Ogarnęła mnie straszna melancholia,
znów miałam ochotę rzucić to i wracać do domu. Tyle, że nie wiedziałam, co tam
zastanę.
- Chyba tutaj – powiedziała Anita, po
czym skierowała się do wyjścia. Wysiedliśmy z tramwaju i szliśmy za nią, jakąś
wąską dróżką, minęliśmy budkę z owocami i z pieczywem. Spojrzałam na tabliczkę
na jednym z domów i zauważyłam, że jesteśmy już na prawidłowej ulicy. Mam
genialną siostrę. Jeszcze tylko paręnaście numerów i będziemy na miejscu.
Znaleźliśmy się chwilę później wśród czteropiętrowych bloków. Anita stanęła i
zaczęła się rozglądać.
- Jesteśmy w ciemnej dupie, tego numeru
tu po prostu nie ma – powiedziała z rezygnacją i wykrzywiła usta. Luśka pokręciła
głową, a ja westchnęłam ciężko. Miałam nadzieję, że matka Emilii nie
zażartowała z nas i adres, który podała, istniał.
- A tam? – zapytał Kuba, wskazując na
kilka budynków w oddali. – Wyglądają na wybudowane niedawno.
Moja bliźniaczka zrobiła coś, czego bym
się po niej nie spodziewała. Chyba po raz pierwszy w życiu przejęła inicjatywę
i zapytała o drogę starszą kobietę, która akurat nas mijała. Babcia
potwierdziła tylko domysły Kuby i udaliśmy się w kierunku tych bloków.
Gdy już znaleźliśmy odpowiedni budynek i
odpowiednią klatkę, na której przypuszczalnie znajdowało się mieszkanie mojej
siostry, pojawił się problem, z którym podczas tej wyprawy jeszcze się nie
zetknęliśmy. Drzwi były zamknięte, a klatka miała domofon. Kuba wcisnął numer
mieszkania mojej siostry.
- Tak? – usłyszeliśmy dość wysoki głos,
podobny do głosu matki.
- Przyszliśmy w sprawie śmierci Daniela
Streicha. – Wyrecytował Kuba.
- No nareszcie jesteście! – Prawie
wrzasnęła. – Wchodźcie. – Nacisnęłam klamkę, która tym razem ustąpiła i znaleźliśmy
się w środku.
Emilia mieszkała na pierwszym piętrze,
więc wspinanie się po schodach nie zajęło nam za dużo czasu. Drzwi otworzyła
nam niska blondynka, która niewiele zmieniła się od czasu uwiecznienia jej na
zdjęciu.
- Cześć. – Uśmiechnęła się do nas i
zaprosiła do środka. Zamknęła za nami drzwi i kazała usiąść w salonie. Coś mi
nie grało i próbowałam domyślić się, o co jej chodzi. Po raz kolejny
przypomniałam sobie notatki Kuby. – Piotr poszedł po zakupy, przyniesie jakieś
ciastka, a ja zrobię kawę, okej? – zapytała i, nie czekając na odpowiedź,
wyszła do kuchni.
Spojrzałam na Kubę, a on spojrzał na
mnie. Przekrzywiłam głowę i w oczy rzuciło mi się zdjęcie przedstawiające na
oko dziesięcioletnią Emilię i mojego ojca. Spotykał się z nią dłużej niż z
nami, więc możliwe, że jako najstarsza córka wiedziała więcej. Nie mówiliśmy
nic, czekając na jej powrót i na moment, w którym wszystko sobie wyjaśnimy.
Kilka minut później postawiła kubki
przed nami i usiadła na jednym z foteli, naprzeciwko mnie i Luśki. Założyła
nogę na nogę i zmierzyła nas zaciekawionym wzrokiem.
- A więc jednak się spotykamy –
powiedziała, po czym upiła łyk kawy. – Tata dzwonił do mnie miesiąc temu, aby
się pożegnać i powiedział, że prawdopodobnie odwiedzi mnie dwóch facetów, jeśli
umrze. – Spojrzała na Kubę i na Mikiego, który zmarszczył brwi.
- Niestety – powiedział Kuba. – Nie było
mu dane długo cieszyć się życiem – dodał smutnym tonem. O moim towarzyszu można
było powiedzieć wiele negatywnych rzeczy, ale właściwie zazdrościłam mu, że
miał szansę poznać mojego ojca, który wydawał się być ciekawą postacią.
- Mieszkał przez dziesięć lat z moją
matką, czasami znikał na dłużej, aż w końcu zniknął na zawsze. Nie powiedział
nigdy, dlaczego i dokąd wyjeżdża. Miałam do niego ogromny żal, chyba wiecie,
jak to jest stracić kogoś bliskiego. Odezwał się dopiero wtedy, kiedy umierał,
więc i tutaj nie mogłam się cieszyć z tego telefonu – wypowiedziała z żalem
Emilia.
- Musiał was chronić, dlatego nie
wiedziałyście wcześniej o swoim istnieniu. Rodzeństwo Daniela mogłoby go
szantażować, chociażby przez porwanie którejś z was. Najlepiej było, jeśli nikt
nie dowiedział się, że istniejecie. Ale przed śmiercią zdecydował, że powinien
was połączyć, bo razem stanowicie siłę, a Rada musiała się o was dowiedzieć
przy okazji spadku. Dlatego tutaj jesteście i musicie działać wspólnie. –
Przygryzłam wargę. Dotąd nie zdawałam sobie sprawy, że to wszystko nie skończy
się wraz z odebraniem spadku, a wiąże się z długą przeprawą związaną z poznawaniem
tej całej Rady i systemu, jakim rządzony był ten mini świat.
- Tata mówił mi o jakiejś Radzie, ale
będąc dziesięciolatką niewiele z tego rozumiałam – powiedziała Emilia. –
Słyszałam też, że to ja mam w niej zasiąść, a nawet nie wiem, co się z tym
wiąże. Nauczył mnie teleportacji i na tym koniec.
- Mamy jak na razie plan, aby jechać po
Julię do Warszawy, a później wrócić do Gdańska i odebrać spadek. My,
Wiankowscy, nigdy nie byliśmy członkami Rady, ale trochę to poznałem, gdy
mieszkałem u waszego ojca, więc po drodze mogę wyjaśnić ci, o co w tym
wszystkim chodzi.
Cały czas się dziwiłam, dlaczego Mikołaj
się nie odzywa. Powinien zrobić cokolwiek, aby przekonać nas, że to wszystko
jest prawdą, a tymczasem opierał się na tym, co powiedział Kuba. W naszych poszukiwaniach
też był niezbyt przydatny. Może to wkurzało w nim Kubę, dlatego kazał mu
spadać. Sama już nie wiem. Pozostało mi czekać na odpowiedni moment i go o to
po prostu zapytać.
Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy i
rozmawialiśmy na tematy mojego ojca, który był barwną postacią. Bo jak inaczej
określić kogoś, kto był w związku z czterema kobietami, miał pięć córek, które
w zasadzie w życiu go nie widziały, znał jakiś rodzaj magii, potrafił się
teleportować. A jednak mimo tego, przez cały czas był gdzieś w pobliżu, choć
wiele rzeczy mu to utrudniało. Usłyszałam szczęknięcie klucza w zamku, a potem
do mieszkania wszedł wysoki mężczyzna, który musiał być narzeczonym Emilii.
Oceniłam go wzrokiem, zauważając też, że Luśka i Anita robią to samo. Co
siostry, to siostry jednak. Rozejrzał się ze zdziwieniem i posłał pytające
spojrzenie swojej wybrance. Skinęła głową ku niemu, a on nie zadawał pytań.
Rozumieli się chyba bez słów, bo po prostu usiadł i pogrążył się w rozmowie z
nami. Od razu widać było, kto rządzi w tym związku i na pewno Piotr nie był
kimś takim. Moja siostra trzymała władzę i całkiem nieźle jej to wychodziło.
- Pewnie jesteście głodni – powiedziała
Emilia i spojrzała na narzeczonego.
- Nie aż tak – powiedziała Luśka.
- Zjemy później na mieście – dodał Kuba.
- Nie trudź się – dopowiedziałam.
Ostatnio stanowiliśmy z Luśką i Kubą
dość zgrane trio, mimo naszych wielu kłótni. Jeśli w grę wchodził wspólny cel,
walczyliśmy razem. Jeśli zdania były inne, tu już było trochę gorzej…
- Mogę coś ugotować – powiedział Piotr,
a moja siostra kiwnęła na niego głową. Chciałabym kiedyś tak wychować sobie
faceta. Na dosłownie chwilę przypomniałam sobie czasy, gdy wspólnie z Pawłem
gotowaliśmy u niego w domu. Właściwie spędzałam u niego wtedy bardzo dużo
czasu, więc trochę tego się nazbierało. Ale raczej wszystko robiliśmy razem, a
nie był na moje skinienie.
Narzeczony mojej siostry wyszedł do
kuchni, a Emilia policzyła coś na palcach i wyszła do pokoju. Wróciła po chwili
z różowym laptopem, usiadła na fotelu i coś wstukała.
- Macie już jakiś plan odnośnie sposobu,
w jaki dotrzemy do Warszawy? – zapytała.
- Najlepiej złapać jak najwcześniejszy
pociąg – odpowiedział jej Kuba i podrapał się po głowie. Luśka spojrzała na
Mikołaja, a ja milczałam. Dopadł mnie jakiś melancholijny nastrój, nie miałam
ochoty nawet próbować ogarniać pociągu. Teraz kolej na nich, niech się wykażą.
Kuba wstał i podszedł do Emilii,
wyciągając szyję w kierunku laptopa i coś mówił do niej cichym głosem,
pokazywał palcem i coś ustalali.
- Mieliśmy jechać do znajomych do
Kołobrzegu jutro, ale to można odwołać – powiedziała Emilia.
- Gdańsk też jest ładnym miastem i ma
morze – powiedział Kuba i uśmiechnął się do niej. Cały czas miałam wrażenie, że
mój towarzysz znalazł sobie bratnią duszę w mojej najstarszej siostrze, a ona
miała w sobie coś, co przyciągało do niej ludzi.
- Mi, mamy ziele angielskie? –
usłyszałam głos Piotra. Moja siostra oddała laptopa Kubie i wyszła do kuchni do
swojego narzeczonego. Wstałyśmy z Anitą i Luśką, aby dowiedzieć się, co wymyślili.
Kolejny pociąg, kolejne przygody. Późnym wieczorem, a właściwie już w nocy
mieliśmy dojechać do Warszawy.
- Nocleg? – zapytałam krótko Kubę.
- Jak będziemy już w Warszawie to coś
załatwię – odpowiedział mrużąc oczy. – Chyba, że chcesz teraz spędzić trzy
godziny dzwoniąc po hotelach.
- Nie, dzięki, skoro bierzesz to na
siebie, to proszę bardzo – odparłam. Miałam świadomość, jak to wszystko
wyjdzie, ale zupełnie mnie to już nie obchodziło. Najprawdopodobniej spędzimy
trzy godziny w samej Warszawie, super. Skoro Kuba wziął to na siebie, to
postanowiłam, że nie będę się mieszać i zbytnio tym przejmować. Zbyt dużo myśli
krążyło mi po głowie i najchętniej biegałabym przez całą noc, aż mi nogi
odpadną.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i
zauważyłam dwa nieodebrane połączenia widniejące na wyświetlaczu. Jakim cudem
mogłam ich nie słyszeć i nie czuć? Czasem już to mi się zdarzało, ale to były
bardzo rzadkie przypadki. Adam dzwonił dziesięć minut temu, Paweł piętnaście.
Westchnęłam ciężko i podrapałam się po głowie. Zgarnęłam torebkę i powiedziałam
reszcie, że wrócę za pół godziny.
Wyszłam z mieszkania siostry i
skierowałam się w bliżej nieznaną mi stronę. Krążyłam przez chwilę między
blokami, aby w końcu usiąść na schodkach niedaleko jakiegoś miniaturowego parku.
Zapaliłam papierosa i pokręciłam głową sama do siebie. Potrzebowałam kogoś, kto
sprowadzi mnie do pionu. Wybrałam numer Pawła i czekałam na połączenie.
- Cześć – powiedziałam do słuchawki. –
Dzwoniłeś – dodałam.
- Hej Falka, jesteś może już w domu? –
Pokręciłam głową, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że przecież mnie nie
widzi.
- Jeszcze nie, dopiero w Krakowie
jesteśmy – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Niedużo zostało, ale pewnie zanim
wrócę to trochę czasu minie.
- No nic, szkoda – usłyszałam w jego
głosie zawód. – Miałem nadzieję, że się zobaczymy i pogadamy, ale no trudno. –
Zaciągnęłam się dymem i wypuściłam go z ust. Słowa, które usłyszałam, zasiały
we mnie kolejny cień niepewności.
- Kiedy wracasz do Poznania? –
zapytałam. – Bo może zdążę do tego czasu dojechać do domu.
- Może w niedzielę albo w poniedziałek,
wcześnie rano. To się jeszcze zobaczy – odpowiedział. – Trochę czasu
straciliśmy przez ten rok, co? – Uśmiechnęłam się słysząc jego słowa.
Potraktował te ostatnie dni, jako odnowienie znajomości, najprawdopodobniej w
formie przyjaźni.
- Ale też trochę za dużo nadrobiliśmy
drugiej nocy, nie sądzisz? – Skoro już rozmawialiśmy, musiałam zbadać, jak to w
końcu z jego strony wygląda.
- Mi tam się podobało – roześmiał się.
Pokręciłam głową i westchnęłam ciężko. – A właśnie, twój Adam jakoś to przyjął
do wiadomości czy raczej ciężko? – zapytał. Zanim mu odpowiedziałam,
zaciągnęłam się trzy razy palonym przeze mnie papierosem.
- Ciężka to będzie rozmowa jak wrócę do
domu – odpowiedziałam. – Jeszcze nic mu nie mówiłam, wolę porozmawiać w cztery
oczy niż załatwiać sprawę przez telefon, rozumiesz.
- Będzie dobrze, Falka – powiedział. –
Porozmawiacie, wszystko będzie dobrze.
- Chciałabym w to wierzyć, Paweł.
Naprawdę. – Po moim policzku spłynęła łza. Czułam, że tak się nie da, że Adaś
tego nie zrozumie. Nie będę nawet w stanie spojrzeć mu w oczy. – A jak tam to
kolokwium, zdane? – zapytałam zmieniając temat. Nie miałam ochoty się rozklejać
zwłaszcza, że następnym moim rozmówcą miał być Adam.
- Chyba do przodu – powiedział. –
Zobaczymy jak będą wyniki.
- Na pewno zdałeś, przecież chyba nie ma
przedmiotu, z którym miałbyś jakiś szczególny problem, prawda?
- Czasem się zdarzają. W sumie, skoro
cię nie ma, to idę chyba zrobić z dyszkę biegiem.
- Biegaj, biegaj, trzeba pracować nad
kondycją w końcu – powiedziałam, po czym zgasiłam wypalonego już peta o
schodek. Hipokrytka. – Czyli jeszcze się zgadamy w tym tygodniu, jak coś to
dzwoń o każdej porze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz