Piątek,
6 kwietnia 2012
Wielki
narodowy zryw. Od parteru, aż po najwyższe piętra mojego bloku, niosły się
dźwięki obijania się garnków o siebie, a także zapachy pieczonych ciast i
innych potraw wielkanocnych, które przyrządzano od rana. Czekało mnie jeszcze
sprzątanie, za które mogłam wziąć się wcześniej, jednak miałam jeszcze w
czwartek zajęcia, na których obowiązkowo musiałam być, bo na wykładach była
lista, a na laboratoriach musieliśmy oddać zaległe sprawozdanie. Nastąpiła też
mała zmiana planów i w poniedziałek miała przyjechać jakaś dawno niewidziana
kuzynka ciotki z rodziną, więc trzeba było przygotować o wiele więcej jedzenia,
niż wcześniej planowałyśmy. Zebrało się na spotkania rodzinne… Za oknem
przebijały się promienie wschodzącego słońca, choć nie było zbyt ciepło.
Termometr pokazywał kilka stopni powyżej zera. W radiu oczywiście prezenterzy
przebijali się w podawaniu jak największej ilości informacji dotyczących
nadchodzących świąt, czasem puszczając jakąś smętną muzykę. Ciotka miała wolne
– jak w prawie każdej firmie na święta. Kroiła więc obok mnie warzywa na
sałatkę, opowiadając mi o tym, kto dokładnie przyjedzie i w jakim jest wieku,
jakby chcąc mnie swatać z dziećmi jej kuzynek. Nie miałam w zwyczaju
przedstawiać jej moich chłopaków, więc najprawdopodobniej nie wiedziała, że
aktualnie jestem z Adamem. Mogła się domyślać, ale i ja nadal nie do końca
wiedziałam, co jest między nami. Na gazie gotował się bigos, który miałyśmy w
planach postawić na stole w poniedziałek, jako główną ciepłą potrawę. Mi w tym
roku przypadły ciasta – babę do święconki miałam już upieczoną, a ciasto na mazurek
właśnie wałkowałam, aby potem wyłożyć je na blaszce. Pozostawał mi jeszcze
tylko sernik.
Dłonie miałam całe w
mące, a jak na złość zaczął dzwonić mój telefon. Wygrzebałam go z kieszeni, nie
zważając na to, że się pobrudzi i odebrałam, wkładając go między ramię, a ucho
i kontynuowałam wałkowanie mojego ciasta.
- Cześć Maja –
usłyszałam głos Kuby w słuchawce. – Słuchaj, mówiłaś mi, że z chęcią mi
pomożesz, prawda? – zapytał.
- A co, pieczesz
ciasta, sprzątasz, czy gotujesz? – Zadałam pytanie. – Niestety, nie mogę Ci
pomóc, bo sama mam urwanie głowy.
- Nie, nie o to chodzi.
Zobaczysz, na czym polegają te moje zadania, które muszę zrobić w zamian za
uczelnię i mieszkanie – powiedział.
- A czy ty myślisz, że
ja nie mam co robić, tylko patrzeć jak załatwiasz jakieś sprawy? – zapytałam
bezczelnie. Nie miałam zupełnie ochoty wychodzić z domu. Chciałam ten jeden
dzień poświęcić na wszystkie przygotowania, aby później mieć święty spokój.
- Tak myślę –
powiedział. Ten człowiek cały czas mnie zadziwiał. Po prostu szkoda słów. Miałam
nadzieję, że przynajmniej tym razem nie odetnie mi prądu, bo ciotka by go chyba
zamordowała. – Naprawdę nie pojechałabyś ze mną do Malborka? Nawet mogę kupić
ci bilety w obie strony – zaproponował.
- Naprawdę mi się nie
chce. Są święta, wreszcie jakaś przerwa od uczelni i trzeba dużo w domu zrobić
– powiedziałam. I wtedy przypomniałam sobie, że Adam miał wracać do domu
dzisiaj przed południem, a z tego, co się orientowałam, wszystkie pociągi do
Elbląga, zatrzymywały się w Malborku. Kojarzyłam, że na miejscu miał być za
piętnaście dwunasta. I jechał ponad
półtorej godziny. Czyli koło dziesiątej musiałabym być na dworcu. A była
dopiero ósma. – No nic, szkoda, pojadę sam – powiedział po chwili.
- Czekaj –
odpowiedziałam szybko. – Mogę z tobą jechać – dodałam. – Zaraz oddzwonię, tylko
umyję ręce i coś sprawdzę. – Rozłączyłam się pospiesznie i pobiegłam do
komputera.
W czasie, gdy się
uruchamiał, zdążyłam uczesać włosy i oczyścić dłonie z mąki. Sprawdziłam w
Internecie rozkład pociągów i faktycznie był jeden, który odjeżdżał z Dworca
Głównego osiem po dziesiątej i był w Elblągu o jedenastej czterdzieści cztery.
A więc to musiał być ten pociąg. Przy okazji weszłam na chwilę na facebook’a, a
w ramce po prawej stronie pojawiła się zaskakująca informacja – Adam ma dzisiaj
urodziny. To dobra wiadomość, zrobię mu niespodziankę. Nie miałam dla niego
prezentu, jednak istniała cicha nadzieja, że jakiś sklep z gadżetami albo pamiątkami
będzie otwarty w okolicach tunelu.
Oddzwoniłam do Kuby i
umówiliśmy się, że podjadę tramwajem do niego i na dworzec udamy się razem. Nie
miało to dla mnie żadnego sensu, bo nadrabiałam kilka przystanków, ale przecież
miałam czas. Poprosiłam ciotkę, aby przypilnowała mojego mazurka, a wieczorem
obiecałam upiec ostatni sernik. Wsiadłam w piątkę i wysiadłam przy skrzyżowaniu
alei Hallera z Czarnym Dworem i Uczniowską, które było ogromne. Zgodnie z
instrukcjami szłam w kierunku Brzeźna, a przed Dworską skręciłam w prawo,
między bloki.
Było ich kilka,
niedużych i kolorowych. W porównaniu do mojego dziesięciopiętrowego, były
maleńkie. Na środku stała piaskownica, a niedaleko były garaże. Skądś
kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Dziura w głowie.
Na ławeczce siedział żul z butelką trunku winopodobnego w dłoni i idealnie
dopełniał swą osobą ten krajobraz. Poczekałam chwilkę, a Kuba wyszedł z
niebieskiego bloku, na którego numer nawet nie zwróciłam uwagi. Może to było
trzysta dwadzieścia jeden, a może dwieście trzydzieści jeden. Nie
przywiązywałam do tego żadnej uwagi. Usiedliśmy na ławeczce na przystanku
Dworska i czekaliśmy ma tramwaj bezpośredni do Głównego. Czas zleciał nam na
rozmowach o wszystkim, zaczynając od pogody, przez stan przystanków, ruch
uliczny, przechodzących ludzi, po jego mieszkanie. Powiedziałam mu, że ma
świetny punkt i jest szczęściarzem, bo wielu za dziesięć minut do morza
piechotą dałoby się pokroić. A ceny za metr były adekwatne do lokalizacji. No i
że biegam tamtędy często, gdy nie chce mi się objeżdżać całej dzielnicy –
podjeżdżam tramwajem do przystanku Hallera i stamtąd biegnę w kierunku morza.
Tramwaj przyjechał po
chwili i stopniowo z każdym przystankiem się coraz bardziej zapełniał.
Dojechaliśmy „na śledzika” do dworca, na którym też było dużo ludzi. Wszyscy
zjeżdżali do domów na święta, to zrozumiałe. Ustawiłam Kubę w kolejce do kas, a
sama pobiegłam poszukać prezentu dla Adasia. Liczyłam, że będzie otwarty jakiś
sklepik z pamiątkami i gadżetami. Znalazłam jedną budkę w tunelu, z nawet
przyzwoitymi cenami. Jeden kubek szczególnie wpadł mi w oko – miał wypisane
sporo wzorów z fizyki. Coś akurat dla niego, studenta polibudy. Poprosiłam
sprzedawczynię, aby jakoś ładnie zapakowała, zapłaciłam i wróciłam do kas. Kuba
był już prawie przy okienku, więc stanęłam obok niego i zakupiliśmy bilety.
Spojrzeliśmy na tablicę odjazdów i przyjazdów – nasz pociąg miał odjechać z
peronu pierwszego i mieliśmy jeszcze do niego ponad dwadzieścia minut.
Zeszliśmy powolnym krokiem po schodach i skierowaliśmy się do tunelu, z którego
wyszliśmy na samym jego końcu.
Na peronie zgromadziło
się sporo ludzi, miałam nadzieję, że wszyscy wsiądą we wcześniejszy pociąg
dalekobieżny – spóźniający się pół godziny ekspres do Zakopanego przez Warszawę
i Kraków, który w końcu nadjechał i faktycznie wypełnił się ludźmi. Stanęłam na
palcach, próbując dostrzec Adasia. Miałam na sobie tylko adidasy, więc było to
ciężkim zadaniem. Chyba go zauważyłam i pobiegłam, przeciskając się między
ludźmi, na drugi koniec peronu. To był on, więc rzuciłam się mu, niczego
nieświadomemu, w ramiona.
- Cześć – powiedziałam.
- Co tu robisz? –
zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Przyszłam złożyć ci
życzenia urodzinowe – powiedziałam. – Wszystkiego najlepszego staruszku! –
Wrzasnęłam, po czym wyciągnęłam kubek z torebki i mu go wręczyłam.
- Dzięki – powiedział.
– Nie musiałaś specjalnie przyjeżdżać – dodał, obejmując mnie ramieniem.
- Wiesz, jadę jeszcze z
kuzynem do Malborka odwiedzić rodzinę. – Wskazałam na Kubę. To była, jedynie
bajeczka, wymyślona na poczekaniu, jednak Adaś w nią uwierzył. Nie chciałam, aby
był zazdrosny o Kubę lub bał się o mnie, że jadę gdziekolwiek z nieznajomym.
Miałby rację, a ja byłam głupia i nieodpowiedzialna. Rozmawialiśmy o
przygotowaniach do świąt i miałam wrażenie, że moi dwaj towarzysze podróży
niezbyt się polubili. Wychodziło na to, że rozmawiałam z Adamem, a Kuba stał z
boku i milczał, czasem zerkając na wyświetlacz powieszony na jednym ze słupów,
na którym podawano bieżące informacje ze świata. Nasz pociąg przyjechał
punktualnie, więc wsiedliśmy do niego. Udało nam się nawet zająć miejsca
siedzące na górze w wagonie piętrowym. Nigdy takim nie jechałam, Adam mówił, że
na jego linii takie jeżdżą dość często, a pociąg na Przystanek Woodstock z
Trójmiasta zwykle się z takich składa, a ja jako wzorowa mieszkanka Gdańska
powinnam to wiedzieć. Umówiliśmy się tym samym, że zabierze mnie na następną
edycję festiwalu, nawet siłą. Siedziałam naprzeciwko Kuby, a obok niego leżała
walizka. Adaś siedział obok mnie i opowiadał mi o każdej wsi, którą mijaliśmy
po drodze. W wielu miał rodzinę i bywał tam w dzieciństwie. Bawiłam się przy
okazji jego ciemnymi włosami, a czasem kładłam głowę na jego ramieniu. To nic,
że nie znaliśmy się zbyt długo, ale dogadywaliśmy się dobrze. Kuba patrzył na
nas spod przymrużonych powiek, czasem włączając się do dyskusji. Miałam
świadomość, że niezbyt mu jest na rękę to, że mamy dodatkowego kompana,
przynajmniej na podróż w pociągu. Atmosfera była sztywna, ale podróż zleciała
nam dość szybko.
- W takim razie, miłego
zwiedzania zamku – powiedział Adam.
- W Malborku można
robić ciekawsze rzeczy, niż zwiedzać zamek – odpowiedział mu Kuba i przejechał
językiem po górnej wardze, spoglądając na mnie. Myślałam, a raczej miałam cichą
nadzieję, że Adaś mu walnie, ale jego uwagę zaabsorbował konduktor, który
pojawił się właśnie w wagonie w celu sprawdzenia biletów. Minęliśmy zamek,
pożegnałam się z Adamem dość czule, jak na stopień i długość naszej znajomości,
ale to było też pokazanie, kto tu rządzi.
Wysiedliśmy na dość
ładnej stacji, a zbudowany z czerwonej cegły budynek dworca po prostu mnie
zachwycił. Może i nie był w najlepszej kondycji, ale przypominał wyśniony
pałacyk z dzieciństwa. Przeszliśmy koło parkingu, a później skręciliśmy w prawo
w ulicę Żelazną, aby potem przejść kawałek szeroką aleją Rodła. Po jakimś
czasie skręciliśmy między bloki i tam przystanęliśmy.
- Wiesz pewnie, że nie
ciągnąłbym cię tutaj, gdybym nie miał jakiegoś specjalnego powodu. Miałem mówić
wcześniej, ale nie było okazji z wiadomych powodów – powiedział Kuba po chwili
namysłu. A więc jednak był płatnym mordercą. Cholera jasna. I do tego ma coś do
Adama. Mam tylko nadzieję, że mi go nie zabije, bo utrudnia mu kontakty ze mną.
Dobra, Miśka. Rozpędziłaś się, przystopuj. – Zapalisz? – zapytał wyciągając
paczkę fajek z kieszeni. Grzecznie odmówiłam, więc on odpalił swojego i głęboko
się zaciągnął, wypuszczając po chwili dym. Powinnam się wkurzyć, bo nawet nie
zapytał, czy mi nie będzie przeszkadzało, jeśli on zapali, ale stwierdziłam, że
nie warto mu tego wypominać.
- Jaki jest więc ten
powód? – zapytałam, przestępując z nogi na nogę.
- Nie powiedziałem ci
nigdy dokładnie, co robię w zamian za uczelnię i mieszkanie – zaczął. – Nie
wiem, może się domyślałaś, może i nie.
- No to mi powiedz,
skoro to jest takie ważne, że muszę to akurat teraz wiedzieć – powiedziałam
lekko zirytowana. Działał mi na nerwy. Zdecydowanie wolałam, gdy nic nie mówił.
Co mnie tu w ogóle przyniosło?
- Działam na zlecenie
twojego ojca – powiedział w końcu. No super. Świetnie. Fajnie. Bosko.
Zamurowało mnie zupełnie i nie mogłam znaleźć w głowie żadnych innych słów, aby
w jakiś sposób to skomentować. Zamrugałam kilka razy i już wiedziałam, gdzie
widziałam to blokowisko, na którym mieszkał Kuba. – I właśnie jemu wizytę
złożymy – dodał, korzystając z okazji, że nie mogłam wydusić z siebie słowa.
Był wyraźnie zadowolony, ja niezbyt.
- Powiedz mi, kogo
tutaj pogrzało? – zapytałam jadowicie po chwili. – Jego, skoro nie widziałam go
od piętnastu lat i nagle sobie o mnie przypomniał, robiąc jakieś dziwne podchody,
obiecując komuś góry lodowe w zamian za znalezienie mnie? Wie gdzie mieszkam,
mógł się chociaż pofatygować i złożyć mi wizytę. A może ciebie, skoro się na to
zgodziłeś? – Kontynuowałam, a złość wzrastała we mnie stopniowo z każdym
wypowiedzianym słowem. – Słuchaj, ja nie chcę się z nim spotykać, skoro i on
nie miał czasu, aby się ze mną spotkać.
- Ale posłuchaj… –
zaczął. A raczej próbował, bo nie dałam mu dokończyć.
- Albo nie. Zaprowadź
mnie do niego i sama mu to wygarnę – powiedziałam. Kuba wypalił papierosa,
rzucił peta na chodnik i zgasił go butem.
- Niech ci będzie –
powiedział w końcu. Był z czegoś niezadowolony. Ta rozmowa chyba nie poszła po
jego myśli. Punkt dla mnie.
Całą pozostałą drogę
milczeliśmy, a ja oglądałam wszystkie budynki, aby móc zawiesić na czymkolwiek
wzrok. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Tak się po prostu nie robi. Już
zaczynałam traktować go jak brata, a teraz stracił wszystko, na co pracował
przez ostatnie tygodnie. Przypominałam sobie wszystkie nasze rozmowy, próbując
wyłapać każdy istotny szczegół. Powoli się uspokajałam, ale i tak byłam zła.
Starałam się zapamiętać układ ulic. To taki nawyk z dawnych czasów, gdy dużo
sama wyjeżdżałam w nieznane miejsca, abym potem wiedziała jak wrócić.
Rozrysowywałam sobie w głowie plan miasta, zapełniając kolejne puste pola.
Całość wyglądała średnio, szare stare budynki pooddzielane nowymi. Tutaj chyba
też dotarł ten pijany architekt spod Politechniki, który poustawiał wysokie
bloki przy zabytkowych kamieniczkach. Znów skróciliśmy sobie drogę idąc jakąś
osiedlową uliczką, a potem, koło Galerii Alkoholi skręciliśmy w jakąś ulicę,
gdzie po prawej stronie były zabytkowe kamieniczki, a po lewej park. Na rogu
stał jakiś szary budynek, z rzeźbami nagich ludzi na fasadzie. Kuba zatrzymał
się przy drzwiach, które mieściły się w zaokrągleniu budynku. Fajna miejscówka,
wychodzisz z domu, a tam skrzyżowanie. Gorzej, jeśli wychodzisz po pijanemu i
wpadasz pod rozpędzonego TIRa. No dobra, co robiłby TIR w centrum miasta na
niezbyt uczęszczanej ulicy? Mniejsza.
- Jesteśmy na miejscu –
powiedział. – A teraz posłuchaj mnie uważnie i mi nie przerywaj – dodał.
- Bo co? – zapytałam
tonem pięciolatki, której ktoś czegoś zabronił. Każde jego słowo mnie
denerwowało.
- Słuchaj, twojemu ojcu
nie zostało zbyt wiele życia i byłoby miło, gdybyś to jednak uszanowała. Długa
choroba go właściwie wykończyła. – Wytrzeszczyłam oczy. Moje plany uległy
zmianie. Chciał mi to powiedzieć wcześniej, ale mu przerwałam.
- Niech już ci będzie,
zachowam się, jak przystoi – powiedziałam z pokorą. – Ale nie licz na to, że
tobie też to ujdzie płazem. Rozliczymy się potem.
Kuba nacisnął jakiś
przycisk na domofonie i chwilę czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. W drzwiach
ukazała się zmęczona życiem jasnowłosa kobieta, która mogła mieć około
pięćdziesiątki.
- Jakubie, dobrze, że
jesteś – powiedziała, po czym spróbowała się do niego uśmiechnąć. Później
rzuciła mi oceniające spojrzenie. Pewnie to jakaś kochanka mojego ojca, która
nie opuściła go nawet w trudnych chwilach. Słodkie. Kuba popatrzył jej w oczy,
w których pojawiły się łzy. Przekrzywił głowę, a ona rozłożyła ręce w
bezradności. Nie czekając na słowa wyjaśnienia, pobiegł na górę. – Przykro mi,
Maju. – Skierowała słowa w moją stronę.
- Słucham? – zapytałam
zdezorientowana. Nie rozumiałam już zupełnie nic. Albo i nie chciałam rozumieć.
- Chodź – odpowiedziała
mi i chwyciła moją dłoń, kierując się po schodach na górę. Nie pozostało mi nic
innego, jak podążać za nią. Weszłyśmy na trzecie piętro zakręcającymi schodami.
Drzwi do jednego z mieszkań były otwarte. Przeszłyśmy przez korytarz i
skręciłyśmy do jednego z pokoi. Na środku stało puste łóżko, wokół którego
stało mnóstwo automatów do podtrzymywania życia. Wszystkie były wyłączone. Okno
było szeroko otwarte, a Kuba wpatrywał się w nie tępym wzrokiem.
- Gdzie on jest? –
zapytał, patrząc na kobietę.
- W kostnicy –
powiedziała. – Pogrzeb dopiero we wtorek, bo nie można tego zorganizować w
święta.
- Kiedy to się stało?
Dlaczego nie zadzwoniłaś? – Widziałam, że był jednocześnie zdenerwowany i
załamany. Kobieta spojrzała na zegarek na nadgarstku. Dopiero wtedy do mnie
dotarło, co się stało. Mój ojciec nie żyje. Już nigdy nie będę miała okazji go
poznać i porozmawiać z nim.
- Trzy godziny temu,
zabrali go przed godziną. Pożegnał się i kazał ci to przekazać. – Podała mu
jakąś dużą kopertę. Mimo, że go prawie w ogóle nie znałam, zrobiło mi się
przykro. To znaczy, nie aż tak bardzo, aby wylewać łzy, po prostu poczułam się
gorzej. – Zaparzę herbaty – powiedziała, po czym się ulotniła.
- Kim ona jest? –
zapytałam Kubę cicho.
- Rodziną –
odpowiedział smutno. Na ten moment, wystarczyło mi to wyjaśnienie.
Nie miałam pojęcia,
dlaczego to zrobiłam, ale przytuliłam się do niego, układając w tym czasie
myśli w głowie. Zupełnie nic się nie zgadzało, a od tego nadmiaru
nieprzetworzonych informacji czułam się jeszcze gorzej. Wszystko się zmieniało,
a ja nie miałam na to żadnego wpływu i to denerwowało mnie najbardziej. Wolałam
panować nad moim życiem. To głupie, ale mój ojciec był bliższy Kubie niż mnie.
To on bardziej przejął się jego śmiercią ode mnie, a powinno być odwrotnie.
Jednak z drugiej strony, skoro nie widziałam go piętnaście lat, to miałam nagle
zacząć płakać?
- Chodź – powiedział po
chwili. Ujął mnie w talii i poszliśmy korytarzem do kolejnego pomieszczenia,
które okazało się kuchnią. Kobieta siedziała na krześle przy drewnianym stole,
więc usiedliśmy naprzeciwko niej.
- Powiedziałeś jej o
wszystkim? – zapytała, jednocześnie patrząc na Kubę. Pokręcił przecząco głową.
- Nie było okazji. –
Wzruszył ramionami. – Ale wszystko przed nami. – Spojrzałam na niego badawczym
wzrokiem. Nie wiedziałam, czy chcę tego słuchać. Wiadomość o śmierci ojca to i
tak było dla mnie za dużo jak na jeden dzień, a wyglądało na to, że czekało na
mnie jeszcze więcej nowości. Jedyne, czego teraz pragnęłam, to chwila
samotności, aby oswoić się z tym wszystkim.
- W takim razie was
zostawię, a wy sobie porozmawiajcie – powiedziała.
Gdy kobieta wyszła z
pomieszczenia, Kuba wyjął papiery z koperty, którą mu wcześniej podała i z
jakiejś teczki. Położył je na stole i coś poprzeglądał przez chwilę, po czym
podrapał się po głowie.
- To wszystko miało
wyjść inaczej, ale trudno – zaczął, opierając się łokciami o stół i patrząc mi
prosto w oczy. – Posłuchaj, o zmarłych się źle nie mówi, ale twój ojciec to
święty nie był. Nie jesteś jedynaczką – powiedział. W ogóle nie ruszyła mnie ta
informacja. Kiedyś marzyłam o rodzeństwie to je mam. Tyle, że wtedy chciałam
takie, z którym dogadywałabym się bez słowa i razem bawiła. Chciałam
przyjaciela, a nie kogoś obcego.
- Mam siostrę czy
brata? – zapytałam niezbyt inteligentnie. To była raczej próba ukazania, że
mnie to interesuje.
- Masz cztery siostry –
powiedział spokojnie. Toż to cała gromadka! Boże święty…
- Cztery?! – Niemal
wrzasnęłam. Musiałam złapać się stołu, aby nie spaść z krzesła. Kiwnął głową w
ramach potwierdzenia. – No to nie powinieneś ich też ściągnąć tutaj i zaprosić
na pogrzeb, stypę czy cokolwiek? – zapytałam nieco bezczelnie. Ale taki był
właśnie mój sposób na odreagowanie stresu.
- I tutaj jest pies
pochowany, bo one tak samo jak ty nic nie wiedzą. Ciebie obserwowałem przez miesiąc
i zdołałem trochę poznać, aby wiedzieć, jak ci to przekazać. Ale mamy coraz
mniej czasu, więc do pogrzebu raczej nie zdążymy.
- W takim razie, po co
ich szukać? Skoro zapewne wiodą sobie spokojne życie, jakie ja dotąd wiodłam.
Nie możesz im tego przerywać, jeśli tego nie chcą.
- Twój ojciec wyraźnie
zażyczył sobie, że mam odnaleźć wszystkie. Zresztą, czytaj. – Podał mi jakiś
zwitek papieru. Znałam to pismo, choć teraz było napisane wyraźnie trzęsącą się
ręką. Przeleciałam wzrokiem przez niedługi tekst, w którym wyrażał swoje
żądanie.
- Dlaczego skierował
ten tekst do dwójki? Skoro od początku działasz sam? – zapytałam po
przeczytaniu.
- Bo na początku było
nas dwoje. Ja i Szakal. Wkurzał mnie idiota, to kazałem mu spadać – powiedział,
po czym wzruszył ramionami.
- I co? Tak po prostu
sobie odpuścił? – zapytałam. – Przecież też miał jakieś życzenie…
- Wiesz, nie obchodzi
mnie, co on robi. Niech i sobie będzie na jakichś Karaibach, Ibizie czy
czymkolwiek. Ja słowa dotrzymuję. Jeszcze jakieś pytania? – zapytał Kuba.
- W sumie, to nie –
powiedziałam, choć w głowie kłębiło mi się ich wiele.
- A wracając, spotkanie
w sprawie spadku będzie w Gdańsku. Notariusz ma wszystkie potrzebne dokumenty.
- Sam mu je zaniosłeś?
– zapytałam, choć odpowiedzi byłam pewna. Powoli tworzyłam w swojej głowie
układankę, która pozwoliłaby mi to wszystko zrozumieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz