czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział VIII, cz. I

[Maja]



Piątek, 6 kwietnia 2012

Wielki narodowy zryw. Od parteru, aż po najwyższe piętra mojego bloku, niosły się dźwięki obijania się garnków o siebie, a także zapachy pieczonych ciast i innych potraw wielkanocnych, które przyrządzano od rana. Czekało mnie jeszcze sprzątanie, za które mogłam wziąć się wcześniej, jednak miałam jeszcze w czwartek zajęcia, na których obowiązkowo musiałam być, bo na wykładach była lista, a na laboratoriach musieliśmy oddać zaległe sprawozdanie. Nastąpiła też mała zmiana planów i w poniedziałek miała przyjechać jakaś dawno niewidziana kuzynka ciotki z rodziną, więc trzeba było przygotować o wiele więcej jedzenia, niż wcześniej planowałyśmy. Zebrało się na spotkania rodzinne… Za oknem przebijały się promienie wschodzącego słońca, choć nie było zbyt ciepło. Termometr pokazywał kilka stopni powyżej zera. W radiu oczywiście prezenterzy przebijali się w podawaniu jak największej ilości informacji dotyczących nadchodzących świąt, czasem puszczając jakąś smętną muzykę. Ciotka miała wolne – jak w prawie każdej firmie na święta. Kroiła więc obok mnie warzywa na sałatkę, opowiadając mi o tym, kto dokładnie przyjedzie i w jakim jest wieku, jakby chcąc mnie swatać z dziećmi jej kuzynek. Nie miałam w zwyczaju przedstawiać jej moich chłopaków, więc najprawdopodobniej nie wiedziała, że aktualnie jestem z Adamem. Mogła się domyślać, ale i ja nadal nie do końca wiedziałam, co jest między nami. Na gazie gotował się bigos, który miałyśmy w planach postawić na stole w poniedziałek, jako główną ciepłą potrawę. Mi w tym roku przypadły ciasta – babę do święconki miałam już upieczoną, a ciasto na mazurek właśnie wałkowałam, aby potem wyłożyć je na blaszce. Pozostawał mi jeszcze tylko sernik.
Dłonie miałam całe w mące, a jak na złość zaczął dzwonić mój telefon. Wygrzebałam go z kieszeni, nie zważając na to, że się pobrudzi i odebrałam, wkładając go między ramię, a ucho i kontynuowałam wałkowanie mojego ciasta.
- Cześć Maja – usłyszałam głos Kuby w słuchawce. – Słuchaj, mówiłaś mi, że z chęcią mi pomożesz, prawda? – zapytał.
- A co, pieczesz ciasta, sprzątasz, czy gotujesz? – Zadałam pytanie. – Niestety, nie mogę Ci pomóc, bo sama mam urwanie głowy.
- Nie, nie o to chodzi. Zobaczysz, na czym polegają te moje zadania, które muszę zrobić w zamian za uczelnię i mieszkanie – powiedział.
- A czy ty myślisz, że ja nie mam co robić, tylko patrzeć jak załatwiasz jakieś sprawy? – zapytałam bezczelnie. Nie miałam zupełnie ochoty wychodzić z domu. Chciałam ten jeden dzień poświęcić na wszystkie przygotowania, aby później mieć święty spokój.
- Tak myślę – powiedział. Ten człowiek cały czas mnie zadziwiał. Po prostu szkoda słów. Miałam nadzieję, że przynajmniej tym razem nie odetnie mi prądu, bo ciotka by go chyba zamordowała. – Naprawdę nie pojechałabyś ze mną do Malborka? Nawet mogę kupić ci bilety w obie strony – zaproponował.
- Naprawdę mi się nie chce. Są święta, wreszcie jakaś przerwa od uczelni i trzeba dużo w domu zrobić – powiedziałam. I wtedy przypomniałam sobie, że Adam miał wracać do domu dzisiaj przed południem, a z tego, co się orientowałam, wszystkie pociągi do Elbląga, zatrzymywały się w Malborku. Kojarzyłam, że na miejscu miał być za piętnaście dwunasta. I  jechał ponad półtorej godziny. Czyli koło dziesiątej musiałabym być na dworcu. A była dopiero ósma. – No nic, szkoda, pojadę sam – powiedział po chwili.
- Czekaj – odpowiedziałam szybko. – Mogę z tobą jechać – dodałam. – Zaraz oddzwonię, tylko umyję ręce i coś sprawdzę. – Rozłączyłam się pospiesznie i pobiegłam do komputera.
W czasie, gdy się uruchamiał, zdążyłam uczesać włosy i oczyścić dłonie z mąki. Sprawdziłam w Internecie rozkład pociągów i faktycznie był jeden, który odjeżdżał z Dworca Głównego osiem po dziesiątej i był w Elblągu o jedenastej czterdzieści cztery. A więc to musiał być ten pociąg. Przy okazji weszłam na chwilę na facebook’a, a w ramce po prawej stronie pojawiła się zaskakująca informacja – Adam ma dzisiaj urodziny. To dobra wiadomość, zrobię mu niespodziankę. Nie miałam dla niego prezentu, jednak istniała cicha nadzieja, że jakiś sklep z gadżetami albo pamiątkami będzie otwarty w okolicach tunelu.
Oddzwoniłam do Kuby i umówiliśmy się, że podjadę tramwajem do niego i na dworzec udamy się razem. Nie miało to dla mnie żadnego sensu, bo nadrabiałam kilka przystanków, ale przecież miałam czas. Poprosiłam ciotkę, aby przypilnowała mojego mazurka, a wieczorem obiecałam upiec ostatni sernik. Wsiadłam w piątkę i wysiadłam przy skrzyżowaniu alei Hallera z Czarnym Dworem i Uczniowską, które było ogromne. Zgodnie z instrukcjami szłam w kierunku Brzeźna, a przed Dworską skręciłam w prawo, między bloki.
Było ich kilka, niedużych i kolorowych. W porównaniu do mojego dziesięciopiętrowego, były maleńkie. Na środku stała piaskownica, a niedaleko były garaże. Skądś kojarzyłam to miejsce, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Dziura w głowie. Na ławeczce siedział żul z butelką trunku winopodobnego w dłoni i idealnie dopełniał swą osobą ten krajobraz. Poczekałam chwilkę, a Kuba wyszedł z niebieskiego bloku, na którego numer nawet nie zwróciłam uwagi. Może to było trzysta dwadzieścia jeden, a może dwieście trzydzieści jeden. Nie przywiązywałam do tego żadnej uwagi. Usiedliśmy na ławeczce na przystanku Dworska i czekaliśmy ma tramwaj bezpośredni do Głównego. Czas zleciał nam na rozmowach o wszystkim, zaczynając od pogody, przez stan przystanków, ruch uliczny, przechodzących ludzi, po jego mieszkanie. Powiedziałam mu, że ma świetny punkt i jest szczęściarzem, bo wielu za dziesięć minut do morza piechotą dałoby się pokroić. A ceny za metr były adekwatne do lokalizacji. No i że biegam tamtędy często, gdy nie chce mi się objeżdżać całej dzielnicy – podjeżdżam tramwajem do przystanku Hallera i stamtąd biegnę w kierunku morza.
Tramwaj przyjechał po chwili i stopniowo z każdym przystankiem się coraz bardziej zapełniał. Dojechaliśmy „na śledzika” do dworca, na którym też było dużo ludzi. Wszyscy zjeżdżali do domów na święta, to zrozumiałe. Ustawiłam Kubę w kolejce do kas, a sama pobiegłam poszukać prezentu dla Adasia. Liczyłam, że będzie otwarty jakiś sklepik z pamiątkami i gadżetami. Znalazłam jedną budkę w tunelu, z nawet przyzwoitymi cenami. Jeden kubek szczególnie wpadł mi w oko – miał wypisane sporo wzorów z fizyki. Coś akurat dla niego, studenta polibudy. Poprosiłam sprzedawczynię, aby jakoś ładnie zapakowała, zapłaciłam i wróciłam do kas. Kuba był już prawie przy okienku, więc stanęłam obok niego i zakupiliśmy bilety. Spojrzeliśmy na tablicę odjazdów i przyjazdów – nasz pociąg miał odjechać z peronu pierwszego i mieliśmy jeszcze do niego ponad dwadzieścia minut. Zeszliśmy powolnym krokiem po schodach i skierowaliśmy się do tunelu, z którego wyszliśmy na samym jego końcu.
Na peronie zgromadziło się sporo ludzi, miałam nadzieję, że wszyscy wsiądą we wcześniejszy pociąg dalekobieżny – spóźniający się pół godziny ekspres do Zakopanego przez Warszawę i Kraków, który w końcu nadjechał i faktycznie wypełnił się ludźmi. Stanęłam na palcach, próbując dostrzec Adasia. Miałam na sobie tylko adidasy, więc było to ciężkim zadaniem. Chyba go zauważyłam i pobiegłam, przeciskając się między ludźmi, na drugi koniec peronu. To był on, więc rzuciłam się mu, niczego nieświadomemu, w ramiona.
- Cześć – powiedziałam.
- Co tu robisz? – zapytał wyraźnie zdziwiony.
- Przyszłam złożyć ci życzenia urodzinowe – powiedziałam. – Wszystkiego najlepszego staruszku! – Wrzasnęłam, po czym wyciągnęłam kubek z torebki i mu go wręczyłam.
- Dzięki – powiedział. – Nie musiałaś specjalnie przyjeżdżać – dodał, obejmując mnie ramieniem.
- Wiesz, jadę jeszcze z kuzynem do Malborka odwiedzić rodzinę. – Wskazałam na Kubę. To była, jedynie bajeczka, wymyślona na poczekaniu, jednak Adaś w nią uwierzył. Nie chciałam, aby był zazdrosny o Kubę lub bał się o mnie, że jadę gdziekolwiek z nieznajomym. Miałby rację, a ja byłam głupia i nieodpowiedzialna. Rozmawialiśmy o przygotowaniach do świąt i miałam wrażenie, że moi dwaj towarzysze podróży niezbyt się polubili. Wychodziło na to, że rozmawiałam z Adamem, a Kuba stał z boku i milczał, czasem zerkając na wyświetlacz powieszony na jednym ze słupów, na którym podawano bieżące informacje ze świata. Nasz pociąg przyjechał punktualnie, więc wsiedliśmy do niego. Udało nam się nawet zająć miejsca siedzące na górze w wagonie piętrowym. Nigdy takim nie jechałam, Adam mówił, że na jego linii takie jeżdżą dość często, a pociąg na Przystanek Woodstock z Trójmiasta zwykle się z takich składa, a ja jako wzorowa mieszkanka Gdańska powinnam to wiedzieć. Umówiliśmy się tym samym, że zabierze mnie na następną edycję festiwalu, nawet siłą. Siedziałam naprzeciwko Kuby, a obok niego leżała walizka. Adaś siedział obok mnie i opowiadał mi o każdej wsi, którą mijaliśmy po drodze. W wielu miał rodzinę i bywał tam w dzieciństwie. Bawiłam się przy okazji jego ciemnymi włosami, a czasem kładłam głowę na jego ramieniu. To nic, że nie znaliśmy się zbyt długo, ale dogadywaliśmy się dobrze. Kuba patrzył na nas spod przymrużonych powiek, czasem włączając się do dyskusji. Miałam świadomość, że niezbyt mu jest na rękę to, że mamy dodatkowego kompana, przynajmniej na podróż w pociągu. Atmosfera była sztywna, ale podróż zleciała nam dość szybko.
- W takim razie, miłego zwiedzania zamku – powiedział Adam.
- W Malborku można robić ciekawsze rzeczy, niż zwiedzać zamek – odpowiedział mu Kuba i przejechał językiem po górnej wardze, spoglądając na mnie. Myślałam, a raczej miałam cichą nadzieję, że Adaś mu walnie, ale jego uwagę zaabsorbował konduktor, który pojawił się właśnie w wagonie w celu sprawdzenia biletów. Minęliśmy zamek, pożegnałam się z Adamem dość czule, jak na stopień i długość naszej znajomości, ale to było też pokazanie, kto tu rządzi.
Wysiedliśmy na dość ładnej stacji, a zbudowany z czerwonej cegły budynek dworca po prostu mnie zachwycił. Może i nie był w najlepszej kondycji, ale przypominał wyśniony pałacyk z dzieciństwa. Przeszliśmy koło parkingu, a później skręciliśmy w prawo w ulicę Żelazną, aby potem przejść kawałek szeroką aleją Rodła. Po jakimś czasie skręciliśmy między bloki i tam przystanęliśmy.
- Wiesz pewnie, że nie ciągnąłbym cię tutaj, gdybym nie miał jakiegoś specjalnego powodu. Miałem mówić wcześniej, ale nie było okazji z wiadomych powodów – powiedział Kuba po chwili namysłu. A więc jednak był płatnym mordercą. Cholera jasna. I do tego ma coś do Adama. Mam tylko nadzieję, że mi go nie zabije, bo utrudnia mu kontakty ze mną. Dobra, Miśka. Rozpędziłaś się, przystopuj. – Zapalisz? – zapytał wyciągając paczkę fajek z kieszeni. Grzecznie odmówiłam, więc on odpalił swojego i głęboko się zaciągnął, wypuszczając po chwili dym. Powinnam się wkurzyć, bo nawet nie zapytał, czy mi nie będzie przeszkadzało, jeśli on zapali, ale stwierdziłam, że nie warto mu tego wypominać.
- Jaki jest więc ten powód? – zapytałam, przestępując z nogi na nogę.
- Nie powiedziałem ci nigdy dokładnie, co robię w zamian za uczelnię i mieszkanie – zaczął. – Nie wiem, może się domyślałaś, może i nie.
- No to mi powiedz, skoro to jest takie ważne, że muszę to akurat teraz wiedzieć – powiedziałam lekko zirytowana. Działał mi na nerwy. Zdecydowanie wolałam, gdy nic nie mówił. Co mnie tu w ogóle przyniosło?
- Działam na zlecenie twojego ojca – powiedział w końcu. No super. Świetnie. Fajnie. Bosko. Zamurowało mnie zupełnie i nie mogłam znaleźć w głowie żadnych innych słów, aby w jakiś sposób to skomentować. Zamrugałam kilka razy i już wiedziałam, gdzie widziałam to blokowisko, na którym mieszkał Kuba. – I właśnie jemu wizytę złożymy – dodał, korzystając z okazji, że nie mogłam wydusić z siebie słowa. Był wyraźnie zadowolony, ja niezbyt.
- Powiedz mi, kogo tutaj pogrzało? – zapytałam jadowicie po chwili. – Jego, skoro nie widziałam go od piętnastu lat i nagle sobie o mnie przypomniał, robiąc jakieś dziwne podchody, obiecując komuś góry lodowe w zamian za znalezienie mnie? Wie gdzie mieszkam, mógł się chociaż pofatygować i złożyć mi wizytę. A może ciebie, skoro się na to zgodziłeś? – Kontynuowałam, a złość wzrastała we mnie stopniowo z każdym wypowiedzianym słowem. – Słuchaj, ja nie chcę się z nim spotykać, skoro i on nie miał czasu, aby się ze mną spotkać.
- Ale posłuchaj… – zaczął. A raczej próbował, bo nie dałam mu dokończyć.
- Albo nie. Zaprowadź mnie do niego i sama mu to wygarnę – powiedziałam. Kuba wypalił papierosa, rzucił peta na chodnik i zgasił go butem.
- Niech ci będzie – powiedział w końcu. Był z czegoś niezadowolony. Ta rozmowa chyba nie poszła po jego myśli. Punkt dla mnie.
Całą pozostałą drogę milczeliśmy, a ja oglądałam wszystkie budynki, aby móc zawiesić na czymkolwiek wzrok. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Tak się po prostu nie robi. Już zaczynałam traktować go jak brata, a teraz stracił wszystko, na co pracował przez ostatnie tygodnie. Przypominałam sobie wszystkie nasze rozmowy, próbując wyłapać każdy istotny szczegół. Powoli się uspokajałam, ale i tak byłam zła. Starałam się zapamiętać układ ulic. To taki nawyk z dawnych czasów, gdy dużo sama wyjeżdżałam w nieznane miejsca, abym potem wiedziała jak wrócić. Rozrysowywałam sobie w głowie plan miasta, zapełniając kolejne puste pola. Całość wyglądała średnio, szare stare budynki pooddzielane nowymi. Tutaj chyba też dotarł ten pijany architekt spod Politechniki, który poustawiał wysokie bloki przy zabytkowych kamieniczkach. Znów skróciliśmy sobie drogę idąc jakąś osiedlową uliczką, a potem, koło Galerii Alkoholi skręciliśmy w jakąś ulicę, gdzie po prawej stronie były zabytkowe kamieniczki, a po lewej park. Na rogu stał jakiś szary budynek, z rzeźbami nagich ludzi na fasadzie. Kuba zatrzymał się przy drzwiach, które mieściły się w zaokrągleniu budynku. Fajna miejscówka, wychodzisz z domu, a tam skrzyżowanie. Gorzej, jeśli wychodzisz po pijanemu i wpadasz pod rozpędzonego TIRa. No dobra, co robiłby TIR w centrum miasta na niezbyt uczęszczanej ulicy? Mniejsza.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział. – A teraz posłuchaj mnie uważnie i mi nie przerywaj – dodał.
- Bo co? – zapytałam tonem pięciolatki, której ktoś czegoś zabronił. Każde jego słowo mnie denerwowało.
- Słuchaj, twojemu ojcu nie zostało zbyt wiele życia i byłoby miło, gdybyś to jednak uszanowała. Długa choroba go właściwie wykończyła. – Wytrzeszczyłam oczy. Moje plany uległy zmianie. Chciał mi to powiedzieć wcześniej, ale mu przerwałam.
- Niech już ci będzie, zachowam się, jak przystoi – powiedziałam z pokorą. – Ale nie licz na to, że tobie też to ujdzie płazem. Rozliczymy się potem.
Kuba nacisnął jakiś przycisk na domofonie i chwilę czekaliśmy, aż ktoś nam otworzy. W drzwiach ukazała się zmęczona życiem jasnowłosa kobieta, która mogła mieć około pięćdziesiątki.
- Jakubie, dobrze, że jesteś – powiedziała, po czym spróbowała się do niego uśmiechnąć. Później rzuciła mi oceniające spojrzenie. Pewnie to jakaś kochanka mojego ojca, która nie opuściła go nawet w trudnych chwilach. Słodkie. Kuba popatrzył jej w oczy, w których pojawiły się łzy. Przekrzywił głowę, a ona rozłożyła ręce w bezradności. Nie czekając na słowa wyjaśnienia, pobiegł na górę. – Przykro mi, Maju. – Skierowała słowa w moją stronę.
- Słucham? – zapytałam zdezorientowana. Nie rozumiałam już zupełnie nic. Albo i nie chciałam rozumieć.
- Chodź – odpowiedziała mi i chwyciła moją dłoń, kierując się po schodach na górę. Nie pozostało mi nic innego, jak podążać za nią. Weszłyśmy na trzecie piętro zakręcającymi schodami. Drzwi do jednego z mieszkań były otwarte. Przeszłyśmy przez korytarz i skręciłyśmy do jednego z pokoi. Na środku stało puste łóżko, wokół którego stało mnóstwo automatów do podtrzymywania życia. Wszystkie były wyłączone. Okno było szeroko otwarte, a Kuba wpatrywał się w nie tępym wzrokiem.
- Gdzie on jest? – zapytał, patrząc na kobietę.
- W kostnicy – powiedziała. – Pogrzeb dopiero we wtorek, bo nie można tego zorganizować w święta.
- Kiedy to się stało? Dlaczego nie zadzwoniłaś? – Widziałam, że był jednocześnie zdenerwowany i załamany. Kobieta spojrzała na zegarek na nadgarstku. Dopiero wtedy do mnie dotarło, co się stało. Mój ojciec nie żyje. Już nigdy nie będę miała okazji go poznać i porozmawiać z nim.
- Trzy godziny temu, zabrali go przed godziną. Pożegnał się i kazał ci to przekazać. – Podała mu jakąś dużą kopertę. Mimo, że go prawie w ogóle nie znałam, zrobiło mi się przykro. To znaczy, nie aż tak bardzo, aby wylewać łzy, po prostu poczułam się gorzej. – Zaparzę herbaty – powiedziała, po czym się ulotniła.
- Kim ona jest? – zapytałam Kubę cicho.
- Rodziną – odpowiedział smutno. Na ten moment, wystarczyło mi to wyjaśnienie.
Nie miałam pojęcia, dlaczego to zrobiłam, ale przytuliłam się do niego, układając w tym czasie myśli w głowie. Zupełnie nic się nie zgadzało, a od tego nadmiaru nieprzetworzonych informacji czułam się jeszcze gorzej. Wszystko się zmieniało, a ja nie miałam na to żadnego wpływu i to denerwowało mnie najbardziej. Wolałam panować nad moim życiem. To głupie, ale mój ojciec był bliższy Kubie niż mnie. To on bardziej przejął się jego śmiercią ode mnie, a powinno być odwrotnie. Jednak z drugiej strony, skoro nie widziałam go piętnaście lat, to miałam nagle zacząć płakać?
- Chodź – powiedział po chwili. Ujął mnie w talii i poszliśmy korytarzem do kolejnego pomieszczenia, które okazało się kuchnią. Kobieta siedziała na krześle przy drewnianym stole, więc usiedliśmy naprzeciwko niej.
- Powiedziałeś jej o wszystkim? – zapytała, jednocześnie patrząc na Kubę. Pokręcił przecząco głową.
- Nie było okazji. – Wzruszył ramionami. – Ale wszystko przed nami. – Spojrzałam na niego badawczym wzrokiem. Nie wiedziałam, czy chcę tego słuchać. Wiadomość o śmierci ojca to i tak było dla mnie za dużo jak na jeden dzień, a wyglądało na to, że czekało na mnie jeszcze więcej nowości. Jedyne, czego teraz pragnęłam, to chwila samotności, aby oswoić się z tym wszystkim.
- W takim razie was zostawię, a wy sobie porozmawiajcie – powiedziała.
Gdy kobieta wyszła z pomieszczenia, Kuba wyjął papiery z koperty, którą mu wcześniej podała i z jakiejś teczki. Położył je na stole i coś poprzeglądał przez chwilę, po czym podrapał się po głowie.
- To wszystko miało wyjść inaczej, ale trudno – zaczął, opierając się łokciami o stół i patrząc mi prosto w oczy. – Posłuchaj, o zmarłych się źle nie mówi, ale twój ojciec to święty nie był. Nie jesteś jedynaczką – powiedział. W ogóle nie ruszyła mnie ta informacja. Kiedyś marzyłam o rodzeństwie to je mam. Tyle, że wtedy chciałam takie, z którym dogadywałabym się bez słowa i razem bawiła. Chciałam przyjaciela, a nie kogoś obcego.
- Mam siostrę czy brata? – zapytałam niezbyt inteligentnie. To była raczej próba ukazania, że mnie to interesuje.
- Masz cztery siostry – powiedział spokojnie. Toż to cała gromadka! Boże święty…
- Cztery?! – Niemal wrzasnęłam. Musiałam złapać się stołu, aby nie spaść z krzesła. Kiwnął głową w ramach potwierdzenia. – No to nie powinieneś ich też ściągnąć tutaj i zaprosić na pogrzeb, stypę czy cokolwiek? – zapytałam nieco bezczelnie. Ale taki był właśnie mój sposób na odreagowanie stresu.
- I tutaj jest pies pochowany, bo one tak samo jak ty nic nie wiedzą. Ciebie obserwowałem przez miesiąc i zdołałem trochę poznać, aby wiedzieć, jak ci to przekazać. Ale mamy coraz mniej czasu, więc do pogrzebu raczej nie zdążymy.
- W takim razie, po co ich szukać? Skoro zapewne wiodą sobie spokojne życie, jakie ja dotąd wiodłam. Nie możesz im tego przerywać, jeśli tego nie chcą.
- Twój ojciec wyraźnie zażyczył sobie, że mam odnaleźć wszystkie. Zresztą, czytaj. – Podał mi jakiś zwitek papieru. Znałam to pismo, choć teraz było napisane wyraźnie trzęsącą się ręką. Przeleciałam wzrokiem przez niedługi tekst, w którym wyrażał swoje żądanie.
- Dlaczego skierował ten tekst do dwójki? Skoro od początku działasz sam? – zapytałam po przeczytaniu.
- Bo na początku było nas dwoje. Ja i Szakal. Wkurzał mnie idiota, to kazałem mu spadać – powiedział, po czym wzruszył ramionami.
- I co? Tak po prostu sobie odpuścił? – zapytałam. – Przecież też miał jakieś życzenie…
- Wiesz, nie obchodzi mnie, co on robi. Niech i sobie będzie na jakichś Karaibach, Ibizie czy czymkolwiek. Ja słowa dotrzymuję. Jeszcze jakieś pytania? – zapytał Kuba.
- W sumie, to nie – powiedziałam, choć w głowie kłębiło mi się ich wiele.
- A wracając, spotkanie w sprawie spadku będzie w Gdańsku. Notariusz ma wszystkie potrzebne dokumenty.
- Sam mu je zaniosłeś? – zapytałam, choć odpowiedzi byłam pewna. Powoli tworzyłam w swojej głowie układankę, która pozwoliłaby mi to wszystko zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy