niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział XIII cz. III

Nie było ich jeszcze. Miki poszukał naszego pociągu na wielkiej tablicy z napisem: „odjazdy”. Było napisane, że peron pierwszy, ale jakoś im nie ufałam. Mieliśmy czas, więc po pięciu minutach Miki usadowił się wygodnie pod ścianą przy KFC, a ja patrzyłam z niechęcią na podłogę. Skończyło się na tym, że siedziałam na walizce, która była dziwnie płaska, jakbym już kiedyś zrobiła sobie z niej siedzenie. Oczy mi się zamykały, a Miki wpatrywał się przed siebie, nie odzywając ani słowem.
Oboje podskoczyliśmy, gdy zadzwonił telefon. Maja się do mnie dobijała. Mówiła, że już są blisko i prosiła, abym stanęła w kolejce po bilety i w miarę możliwości kupiła jeden studencki i jeden normalny na TLK do Wrocławia. Spojrzeliśmy z Mikim jak jeden mąż do pierwszej części dworca, w której były kasy i jęknęliśmy razem. Kolejki były rzeczywiście długie. Miki wstał i z krzywą miną poszedł ustawić się w jednej z nich, a ja siedziałam i przysypiałam dalej.
Powiedziałam Mai, że siedzę pod KFC, więc nie spodziewałam się takiego powitania z jej strony.
– Nie mogliśmy cię znaleźć – powiedziała z wyrzutem, zdejmując plecak podróżny i kładąc go koło moich rzeczy. – Miałaś stanąć w kolejce.
– Miki stoi. – W tym samym momencie, w którym to powiedziałam, chłopak podszedł do nas, wyminął Kubę szerokim łukiem i stanął obok Miśki. Zmarszczyła brwi i spojrzała na mnie, a potem na Mikołaja. Kuba wyglądał na wkurzonego.
– Co on tu robi? – zapytał, podchodząc do mnie i kucając, aby nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. – Powiedziałaś mu wszystko? – zapytał ciszej konspiracyjnym tonem.
Popatrzyłam na niego, unosząc brwi.
– Oczywiście – oznajmiłam, wzruszając ramionami. Kuba wyglądał... Cóż, ciekawie. – Miki będzie nam towarzyszył w podróży.
– Nie ma mowy – zaprotestował. – On nigdzie nie jedzie.
– Niby dlaczego? – wtrącił się ten on, czyli Miki, machając Kubie kartką papieru przed nosem. – Wisisz mi za bilet. I ty też. – Podał Mai jej bilet, a ona patrzyła na niego z konsternacją.
– Ale kim ty w ogóle jesteś? – zapytała.
– Jak on nie jedzie to ja też nie! – powiedziałam Kubie, wstając. On też się wyprostował.
Ciekawe, jak wyglądaliśmy. Ja kłóciłam się z Kubą, Miśka niezbyt ogarniała, co się dzieje, a Miki był niezwykle zadowolony i podekscytowany podróżą. Cieszył się za nas oboje. Byłam pewna, że nawet przeżyje towarzystwo, bo jego największy przeciwnik – Kuba – tak jak przewidywałam, doczepił się do mnie.
– Ale on nie jest od nas! – mruknął, łapiąc mnie boleśnie za przedramię i ciągnąc na bok. Usiłowałam mu się wyrwać, a gdy mi się to nie udało, zwinęłam wolną dłoń w pięść i uderzyłam go w żołądek. Jęknął, ale mnie nie puścił. Złapał mnie za nadgarstki, ścisnął je tak mocno, że aż się skrzywiłam z bólu i przysunął się bliżej. Instynkt podpowiadał mi ucieczkę, ale nie mogłam się wyrwać – choć próbowałam.
– Nigdy więcej tak nie rób – powiedział chłodno, patrząc na mnie z góry. Ścisnął moje ręce jeszcze mocniej i miałam wrażenie, że zaraz połamie mi kości.
Nie dałam się zbić z pantałyku, choć byłam trochę przerażona. Gdy tylko mnie puścił, zaatakowałam od razu.
– Mikołaj jedzie z nami, jasne?! – warknęłam, nie dając mu chwili chociażby na nabranie powietrza. Zerknęłam w kierunku pozostałej dwójki: Maja oddawała właśnie Mikiemu kasę za bilet. Po chwili zaczęli coś żartować i miałam wrażenie, że całkiem dobrze się dogadali. – I nie możesz zaprotestować. – Otworzył usta, pewnie aby to zrobić, ale go wyprzedziłam i kontynuowałam bezlitośnie: – Jak on nie jedzie, ja też nie. A potrzebujesz mnie do pozostałych sióstr. Siostry – pięć sióstr – potrzebujesz do spadku. Jeśli nie ma spadku i notariusza, nie ma twojego mieszkania i powrotu na studia. Więc z łaski swojej daruj sobie strzelanie fochów i pretensje jak rozwydrzona nastolatka, bo jesteś od nas zależny. I to nawet bardziej niż my od ciebie, jasne?!
Zamilkł. Miałam dziką ochotę zapisać tę chwilę w kalendarzu. Może pierwszy i ostatni raz udało mi się tak konkretnie go przegadać i wygrać z nim bitwę. Domyślałam się, że jeszcze trochę ich będzie. W końcu przed powrotem do Gdańska musieliśmy zaliczyć trzy miasta, a Kuba do osób łatwych w kontaktach nie należał. Miałam przynajmniej pewność, że moje pięści są skuteczne, a jego żołądek nie jest stalowy. Choć musiałam mieć pewność, że nie postanowi mi oddać lub że ewakuuję się z miejsca zbrodni odpowiednio szybko.
– A, i oddaj Mikiemu kasę za bilet.
Zostawiłam go. Usiłowałam się nie szczerzyć wesoło, ale moja dusza wręcz śpiewała. Poprawił mi humor na cały dzień. Jeśli jestem w stanie wygrać z nim, żadna z sióstr nie powinna stanowić problemu. Wróciłam do Mai i Mikiego, a Kuba dreptał ze mną z miną skazańca. Maja posłała mi spojrzenie pełne dumy. Kuba wyciągnął portfel i oddał Mikiemu pieniądze, ja zrobiłam to samo. Sprawdziliśmy rozkład po raz ostatni i poszliśmy w kierunku drzwi, aby dostać się na peron pierwszy.
Pociąg podjechał trochę wcześniej. Był nieźle załadowany. Właściwie było bardzo mało miejsca. Kuba szedł pierwszy, a ja zamykałam nasz pochód. Wyglądaliśmy trochę jak wycieczka. Miśka przepuściła Mikiego w drzwiach na zewnątrz i dopiero wtedy dostrzegła jego niezwykły bagaż.
– Po co ci gitara? – zapytała kompletnie zdumiona.
– Pogięło go – stwierdziłam po prostu. Maja zmierzyła poirytowanego Mikiego spojrzeniem od stóp do głowy, zatrzymując się na glanach i skórzanej kurtce. Zapewne widziała w nim jakąś bratnią dusze, czy coś. Teraz to ja spojrzałam na jej glany i kurtkę ze skóry.
– Przynajmniej będziemy mieli więcej rzeczy, które ktoś może nam podpierdolić. Zajebiście, stary – odezwał się Kuba, ukryty za dymkiem tytoniowym, który właśnie opuścił jego płuca. Miałam ochotę mu powiedzieć, że na dworcu obowiązuje zakaz palenia. Albo nakleić mu taką naklejkę na czole. Może by o tym pamiętał. Nie chciałam umrzeć na raka płuc. Poklepał Mikiego po ramieniu, gdy ten przechodził obok niego i ruszył dalej, przepychając się.
Miki prychnął niczym kot na spotkanie z wodą. Spojrzał na mnie, ja na niego, a potem wzruszyłam ramionami. Co miałam odpowiedzieć? Nikt nie mówił, że przyjdzie podróżować nam z kimś względnie normalnym. Zresztą – sam tego chciał. Mówiłam, że kupię bilety na samolot. Miśka fakt faktem się nie zgodziła, ale ja planowałam z Mikim swoją własną podróż. Oni mogli jechać pociągiem, ja i Miki lecieć samolotem. Spotkalibyśmy się na miejscu. Ale oczywiście nie, uparł się, że to będzie świetna przygoda. Podróż pociągiem przez Polskę. W istocie, jest genialnie. Dzięki, Miki. Dobrze ci tak, że się ciebie czepiają.
Pierwszy do pociągu wszedł Kuba z górskim plecakiem na plecach. Domyślam się, że było mu całkiem wygodnie. Maja chyba postanowiła wziąć z niego przykład i też miała plecak. Miki miał na ramieniu torbę a na plecach plecak. Na drugim ramieniu niósł pokrowiec z gitarą klasyczną. Właściwie moja sytuacja przedstawiała się najgorzej. Stanęłam przed drzwiami do pociągu i spojrzałam na wąskie schodki bez jakiejkolwiek nadziei na powodzenie. Miki zatrzymał się, zostawił swoje rzeczy i wrócił. Wyskoczył, wstawił moją walizkę do środka i pomógł mi samej wejść. Obiecałam sobie, że gdy tylko dojedziemy do Wrocławia, idę do sklepu, kupuję plecak i się przepakowuję, chociażby na ławce w parku. Byle tylko pozbyć się tej diabelskiej walizki. Miałam rację – powinniśmy wybrać samolot jako środek lokomocji.
Udało nam się znaleźć przedział, w którym jedno miejsce było wolne. Kuba wepchnął Maję do środka, zanim zdążyłam powiedzieć, że chętnie bym sobie usiadła. Następnie spojrzał krytycznie na mnie i Mikiego i wziął ode mnie walizkę. Chciałam mu podziękować, a chwilę później przywalić, gdy zobaczyłam, jak bezczelnie wrzuca ją na wolne miejsce na bagaże. Na jedyne wolne miejsce, należy zaznaczyć. Plecak Mai wepchnęliśmy na podłogę, pozostali pasażerowie nie mieli nic przeciwko niemu. Nawet mieli na czym położyć nogi. Pozostałe siedem osób w przedziale wyglądało, jakby właśnie jechało na jakąś imprezę lub koncert. Wszyscy byli mniej więcej w naszym wieku, gadali i śmiali się głośno. Kuba ustawił swój plecak z jednej strony, z drugiej torbę Mikiego i jego plecak i zrobiło nam się w ten sposób małe obozowisko. No, może zostawił trochę miejsca, jakby ktoś chciał powędrować do toalety. Usiadł na swoim plecaku, Mikiemu przypadło rozkładane krzesełko na korytarzu, a ja stałam i na nich patrzyłam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
– Jak chcesz, możesz mi usiąść na kolanach – odezwał się bezczelnie Miki.
– A może ustąpiłbyś damie miejsca? – zapytała go z nadzieją, że jednak ma w sobie coś z dżentelmena i mi zejdzie. Ani myślał. A Kuba widocznie go popierał.
– Albo ja cię mogę wziąć na kolana! – krzyknął jakiś chłopak z przedziału. Już wolałam Mikiego, serio.
– Dzięki, to ja już wolę podłogę – odpowiedziałam i spojrzałam krytycznie w dół. Było brudno. Strasznie brudno. Mówi się trudno.
– Chodź tu – odezwał się Kuba.
Przecisnęłam się między drzwiami do przedziału a Mikim i usiadłam obok Kuby na jego plecaku. Starałam się odsunąć tak, aby go nie dotykać, ale plecak miał ograniczone wymiary i i tak musiałam niemal się do niego przytulać, aby nie zlecieć na podłogę. I ja miałam w takich warunkach spędzić trzy godziny? Boże, ratuj.
Przez pierwsze pół godziny przysłuchiwałam się rozmowie ludzi z przedziału. Miki z Kubą dyskutowali o jakiś męskich sprawach, o których nie miałam bladego pojęcia. Wciąż darzyli się wyraźną niechęcią, ale z braku zajęcia zaczęli ze sobą rozmawiać. Maja jak na moje ucięła sobie drzemkę.
– Hej, kolego – odezwał się któryś z chłopaków z przedziału, nie widziałam który. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nieznajomy mówi do Mikiego. – Zagrasz nam coś? – Wskazał brodą na gitarę.
– Jasne – odpowiedział Miki i zabrał się do wyciągania gitary z pokrowca. Ktoś szturchnął Maję i ta się obudziła. Miki spojrzał niepewnie na ludzi w przedziale. – Może być Happysad? To znam najlepiej.
– Happysad jest idealny! – krzyknęła dziewczyna z przedziału. Chłopak posłał uśmiech w jej kierunku.
Miki usiadł wygodniej i wziął gitarę. Sprawdził, czy struny ma dobrze naciągnięte, potem brzdąknął kilka razy i zaczął grać. Nie rozpoznawałam piosenki, ale reszta towarzystwa widać tak, bo niektórzy zaczęli nucić muzykę pod nosem.
– Ile jestem ci winien. – Miki zaczął śpiewać, a ja spojrzałam na niego ze zdumieniem i podziwem. Wiedziałam, że umie śpiewać, ale zawsze robił na mnie wrażenie swoim głosem. Był taki niski z niesamowitą chrypką. – Ile policzyłaś mi za swą przyjaźń, ale...
– …kiedy wszystko już oddam czy, będziesz szczęśliwa i wolna czy... – zaśpiewała Maja, kończąc za Mikiego, który zamilkł i pozwolił śpiewać mojej siostrze.
– Będziesz szczęśliwa i wolna czy – zanucił Kuba, a Maja zamilkła. Widać zamierzali śpiewać na zmianę, komu się uda odezwać, ten śpiewa jakiś kawałek. Żałowałam, że nie znałam słów.
– Ale zanim pójdę... Ale zanim pójdę... – odezwały się dwie osoby z przedziału jednocześnie. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, ale dwóm nieznajomym dziewczynom to nie przeszkadzało, śpiewały razem. – Ale zanim pójdę, chciałbym powiedzieć ci że!
Uśmiechnęłam się mimowolnie na ten widok. W samolocie nikt z pewnością by nie śpiewał, a tu mogłabym przysiąc, że słyszałam śpiew z sąsiedniego przedziału też. Zrobiliśmy furorę gitarą i muzyką. Moja mama stwierdziła kiedyś, że to świetny sposób integrowania ludzi, ale ja jakoś nie byłam do tego przekonana. Ona była inna niż ja, taka jakby nieustraszona. Ja byłam ostrożna. Jak tata.
– Miłość to nie pluszowy miś! Ani kwiaty, to też nie diabeł rogaty! – zaśpiewał razem cały przedział, a ja byłam pewna, że słyszeli nas we wszystkich przedziałach w naszym wagonie.
– Ani miłość, kiedy jedno płacze, a drugie po nim skacze – wtrącił się Miki.
– Miłość to żaden film w żadnym kinie – zaczęła Maja, ale potem jej głos zniknął w tłumie, gdy cały przedział zaśpiewał dalej:
– Ani róże, ani całusy małe, duże! Ale miłość...
Wszyscy śpiewali dalej, a Kuba odwrócił się w moim kierunku i zanim zdążyłam się odsunąć czy zdziwić, co on wyrabia, zaśpiewał mi końcówkę refrenu na ucho:
– Ale miłość, kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze.[1]
Odsunęłam się od niego tak mocno, że prawie spadłam z plecaka, lądując pod siedzeniem Mikiego. Posłałam mu urażone spojrzenie, a on uśmiechnął się bezczelnie. Jeśli myślał, że po tym, jak u mnie spał, staliśmy się nagle przyjaciółmi czy czymś takim, to głęboko się mylił. Wciąż uważałam, że narusza moją intymną przestrzeń, gdy znajduje się ode mnie mniej niż dwadzieścia centymetrów, ale z racji pełnego pociągu nie mogłam liczyć na więcej. Poza tym wciąż byłam mu wdzięczna za kawałek plecaka.
Miki zagrał coś jeszcze, ale im więcej czasu mijało, tym ludziom mniej chciało się śpiewać. Po trzydziestu minutach gitara została spakowana z powrotem do pokrowca. Po godzinie Miki stwierdził, że nie chce mu się dłużej siedzieć i wstał. Akurat wtedy dojeżdżaliśmy do Leszna. Zauważył, że przedział obok nas pustoszeje. Rodzina, która go wcześniej zajmowałam, wyglądała, jakby wysiadała właśnie. Gdy tylko zebrali swoje rzeczy, wraz z Mikim rzuciłam się, aby zająć przedział. Ja pilnowałam, aby nikt obcy nam się nie wepchnął, a Miki odbierał bagaże od Kuby i wrzucał je na półki. Po chwili Maja przeszła mu pod ramieniem i zajęła miejsce przy oknie. Ja siedziałam naprzeciwko niej. Pociąg zatrzymał się, sporo osób wyszło, a chłopacy w końcu usiedli. Miki oczywiście obok mnie, a Kuba na drugiej dwójce po stronie mojej siostry. Zerknął za drzwi, a potem je zamknął, zasłaniając zasłonki.
– No nareszcie – powiedział z ulgą. – Nikt nie powinien nam się tu wbić – stwierdził. – Najwyżej będziemy trzymać drzwi albo mówić, że ta wolna dwójka jest tak naprawdę zajęta.
Nie miałam sił się kłócić. Maja ułożyła się wygodnie, opierając o ścianę, a ja poszłam za jej przykładem, gdy już udało mi się namówić Mikiego do przesiadki obok. Kuba odchylił głowę do tyłu i wyglądał, jakby spał, ale wiedziałam, że tylko udaje. Nie zasnąłby. Ktoś musi pilnować rzeczy i nas.
Obudziłam się, gdy Miki mnie szturchnął. Zaczęliśmy wjeżdżać do jakiegoś większego miasta. Spojrzałam za okno, ale nie dostrzegłam niczego charakterystycznego. Gdy prostowałam nogi, przypadkiem kopnęłam Maję, która się obudziła. Posłała mi urażone spojrzenie, a ja wyszeptałam: „sorry”.
– Patrz, Miki! – Przykleiłam się do okna, jednocześnie słysząc, jak Maja ubiera buty. – Wrocław Mikołajów!
Roześmiał się. Otworzyliśmy okno jeszcze szerzej. Staliśmy na tej stacji z minutkę, a potem pociąg ruszył. Przesunęłam się bardziej do środka, aby Miki mógł kucnąć na fotelu i również patrzeć za okno. Maja zajęła miejsce obok mnie, a za Mają Kuba. Musieliśmy bardzo ciekawie wyglądać, cztery głowy przyklejone do okna i wypatrujące kolejnego przystanku.
Po kilku minutach nasze poszukiwania zostały nagrodzone. Przed nosami mignął nam krótko napis Wrocław Główny, a pociąg zaczął zwalniać. Kuba zaczął ściągać nasze bagaże, a Miki wkrótce do niego dołączył. Zostałyśmy z Miśką we dwie, wypatrując nie wiadomo czego i ciesząc oczy miastem, w którym miałyśmy odnaleźć kolejną siostrę.



[1] Happysad – Zanim pójdę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy