piątek, 20 lutego 2015

Rozdział XVII cz. II

[Leokadia]

Nigdy nie dowiedziałam się, co chciała powiedzieć, bo wtedy zadzwonił telefon. Rozejrzałam się po pokoju, usiłując sobie przypomnieć, gdzie go zostawiłam. Stolik nocny z lampką! Anita sięgnęła go i podała mi. Zerknęłam na wyświetlacz. Nasze zguby postanowiły o sobie przypomnieć.
– Mhm? – zamruczałam do słuchawki i niemal podskoczyłam, gdy usłyszałam w telefonie głos Kuby. Dałabym głowę, że na wyświetlaczu widniało: „Maja”. Miałam ochotę walnąć się w czoło – w końcu mruczałam do Kuby! Albo też walnąć w czoło Maję. Dlaczego ten kretyn w ogóle dzwoni z jej telefonu?
– Kotek, mruczeć będziesz, jak zostaniemy sami – odpowiedział, a w tle usłyszałam jakiś wybuch śmiechu. Anita też parsknęła, więc pewnie strzeliłam całkiem ciekawą minę.
– Kotek, dlaczego ty dzwonisz z telefonu Mai? – Nie dam się sprowokować, aby miał ze mnie jeszcze większy ubaw. Opanowanie kluczem do sukcesu, tak mawia tata. – Okradli cię w parku, gdy spałeś na ławce?
– A tak się składa, kotku, że udało nam się znaleźć bardzo tani nocleg, raptem ulicę od dworca. – Do diabła! Niemal czułam, jak szczerzy się od ucha do ucha i chwali siódemkami, bo w posiadanie przez niego ósemek wątpiłam, w końcu nie bez powodu są nazywane zębami mądrości.
– I zapewne macie klimatyzację w pokoju, kotku? – Zerknęłam szybko w kierunku okna, a potem do niego podbiegłam. Ludzie chodzili w krótkich spodenkach, kilka dziewczyn widziałam w sukienkach. Było po dwunastej, na dworze musiał być niezły skwar.
– Koteczku, nie bądź takim burżujem.
Twoje szczęście, że nie mam cię pod ręką! Jakbym ci przywaliła, to żołądek by ci plecami wyszedł!
Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się lekceważąco do Nity.
– Czego ty w ogóle ode mnie chcesz? Eks chłopak nie dzwoni i chcesz się wyżalić?
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, a po chwili chłopak powiedział poważnym tonem:
– Koniec żartów i... – No! A tak fajnie się bawiłam! To niesprawiedliwe.
– A co, przegrywasz i pora zmienić strategię? – wtrąciłam się.
– Umówmy się o czternastej przed dworcem, ok? – Zmarszczyłam brwi niezadowolona. – Pasuje? To fajnie!
– Ale... – Usiłowałam coś powiedzieć.
– Aha. – Co znowu? – Eks chłopak się nie liczy, bo to już było, burżuj tak, więc jest dwa do jednego dla mnie.
– Ale...
Usłyszałam przez głośnik piknięcie, a potem połączenie zostało zakończone. Jak mam go zamordować, jak tylko go zobaczę? Może wepchnę pod tramwaj? Albo pod pociąg. O, pociąg jest chyba bardziej skuteczny.
Rozpoczęłyśmy z Anitą kolejne wyścigi do łazienki. Tym razem była szybsza. Nie wiem jak to możliwe, ale udało jej się w drodze złapać kosmetyczkę, także nie musiała nawet pertraktować ze mną, abym jej dostarczyła co trzeba do wykonania pełnego makijażu. Westchnęłam ciężko, zabrałam swoją kosmetyczkę i udałam się na pielgrzymkę do pokoju Mikiego, który od mojej ostatniej wizyty rano nie pojawił się u nas. Musiałam go poinformować o aktualnych planach i przy okazji wykorzystać jego łazienkę. Wątpiłam, aby robił sobie makijaż.
Gdy już miałam bogate doświadczenie, zaczęłam wdrążać w życie kilka rzeczy, których się nauczyłam. Stanęłam przed drzwiami i zapukałam. Od dziś już zawsze będę pukać wchodząc do pokoju Mikiego. Nie żebym miała zamiar robić to często – wiązało się to w końcu z częstym bywaniem u niego w domu – ale gdy tylko nadarzy się taka okazja, będę pukać. Zapytałam, czy mogę wejść, a gdy odpowiedział ze zdziwieniem, że tak, otworzyłam powoli drzwi. Obraz Mikiego bez spodni chyba wywarł jakiś trwały uraz na mojej psychice.
– Mogę do łazienki? – zapytałam z grzeczności.
– Jasne.
Miki nie chciał z nami jechać. Bardzo żałowałam. Powiedział, że to nie dotyczy jego, więc nie będzie się pchać. W gruncie rzeczy miał rację, ale przy nim czułam się znacznie pewniej i bezpieczniej. Prawie jakbym mogła góry przenosić. No, może z górami trochę przesadziłam, aczkolwiek uodporniałam się na Kubę, gdy Miki był w okolicy. Nie wiem, czy miałabym odwagę mu przywalić, jeśli nie miałabym pewności, że gdzieś tam niedaleko ode mnie znajduje się blisko dwumetrowy człowiek, za którym mogę się schować. Poza tym chłopak się źle czuł. Nie poddawałam jego słów w wątpliwość, choć nie widziałam, aby miał jakieś objawy.
Oczywiście się spóźniłyśmy. Anita zamknęła się w łazience na dobre czterdzieści minut. Nie mam bladego pojęcia, jak można się tak długo malować. Gdy już znalazłyśmy wszystkie potrzebne rzeczy i udało nam się wygrzebać z plecaków torebki, pożegnałyśmy się z Mikim, który życzył nam powodzenia i zrobiłyśmy jeszcze z dziesięć rzeczy niecierpiących zwłoki, zegar wskazywał czternastą. Po schodach zbiegłyśmy, winda nie chciała przyjechać. Wypadłyśmy z hotelu jak szalone, strasząc bagażowego i kilka gołębi na chodniku. Początkowo chciałyśmy biec, ale doszłyśmy do wniosku, że oni i tak nie mogą się bez nas ruszyć, więc poczekają.
Co wcale nie znaczy, że nie byli źli. Byli. Cała trójka, bo Piotr postanowił jak Miki zostać w hotelu. Kuba oczywiście wykorzystał moment, szedł obok mnie, gdy zmierzaliśmy w kierunku przystanku tramwajowego i opowiadał o ich małym hoteliku, który znaleźli w okolicy. Gdy już tracili nadzieję – wręcz byli pewni, że polegli na polu bitwy, które przy okazji było parkiem w Warszawie, w walce ze złośliwością i niegodziwością właścicieli lub recepcjonistów – zdarzył się cud! Akurat w jednym miejscu mieli wolne pokoje, cena wręcz spadła z nieba, zaś pani recepcjonistka była blondynką, co bardzo ucieszyło Kubę. Nie żebym się domyślała, sam mi to powiedział, oraz zaznaczył fakt, że stanowczo kręcą go blondynki. Rudzielce są do niczego jego zdaniem. Spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
– A wspominałeś o tym Miśce?
I wtedy się zamknął. Od dawna podejrzewałam, że łączy go z moją siostrą jakiś rodzaj dzikiej namiętności, bo w przyjaźń wątpiłam, bądźmy szczerzy. Oni byli nierozłączni, zawsze myśleli to samo i kryli sobie nawzajem tyły. Chciałam mu powiedzieć, że mnie nie kręcą faceci o jego kolorze włosów, ale poległam. Jego włosy zatrzymały się w połowie drogi między blondem a brązem i nijak nie ułatwiały mi nazwania ich.
– Lubię brunetów – stwierdziłam śmiało. Jakby kogokolwiek to interesowało.
– O, mam jednego kumpla, bruneta – zaczął Kuba. Litości! Ten kumpel nie mógł być normalny, skoro był znajomym Kuby, co znaczy, że z pewnością nie był w moim typie. Za nic w świecie.
Mi spojrzała na mnie groźnie. Wspominałam, że Piotr miał czarne włosy? Pewnie nie. A czy wspominałam, że Mi była najprawdopodobniej najwredniejszą osoba, jaką kiedykolwiek zdarzyło mi się poznać? No nie. Była mała, nie miała nawet metra sześćdziesiąt. Na pierwszy rzut oka wyglądała jak dziecko lub aniołek. Jedno z dwóch, wszakże miała drobną, dziewczęcą twarz i jasne loczki wokół niej. Ale gdy tylko spojrzała na człowieka tymi chłodnymi, szarymi oczami, miałam ochotę zacząć uciekać. A wspominałam, że strasznie przypominała mi Draco Malfoya...?
– W jaki tramwaj mamy wsiąść? – zapytała Miśka, stając trampkiem na moim bucie. Spojrzałam na nią ze złością. Zabrała nogę, ale biały ślad pozostał.
– W tramwaj? – zapytał Kuba, patrząc na nas ze zdziwieniem. – Dziewczyny, będziecie miały niepowtarzalną okazję, aby przejechać się metrem! Oczywiście jak tylko odnajdziemy tę cholerną stację.
Niesamowite! Czyżby w końcu zapoznał się ze schematem komunikacji w jakimś mieście? Szkoda, że była to dopiero Warszawa, w Krakowie i we Wrocławiu błądziliśmy niczym dzieci we mgle. Choć pewnie to dlatego, że w Warszawie, o ile było mi wiadomo, mieli tylko jedną linię metra. Nawet on by to ogarnął. Z tramwajami było gorzej. O autobusach nie wspominając. Gdybym tylko wiedziała o laptopie... Gdybym wiedziała...
Ruszyliśmy za Kubą niczym zagubione owieczki, choć bardzo chciałyśmy zyskać nieco samodzielności. Niestety on nie zamierzał podzielić się informacjami. Trzeba było nie oddawać mu laptopa, zabrać go ze sobą, przestudiować całą drogę tam i z powrotem. A wszystko po to, aby dać mu mniej satysfakcji. Uśmiechał się do siebie, jakby właśnie dostał Oscara.
– Jeśli myślisz, że nigdy nie jechałam metrem, to jesteś w błędzie – zaczęła nagle Anita. – Nawet dokładniej, jechałam tym metrem, na które nas teraz prowadzić. Jeśli się nie mylę, to nawet widzę już wejście na stację.
– Ja też jeździłam metrem! I to wiele razy. Gdy byliśmy z rodzicami w Barcelonie, jeździliśmy tylko metrem. Mają chyba jedenaście linii i wszędzie dało się dojechać – zaczęłam, a Kuba parsknął. Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
– I to niby tak sporo? – Zmarszczył brwi.
– A gdzie masz więcej, skoro taki z ciebie znawca?
– Czy tylko ja nigdy nie jechałam metrem? – wtrąciła się Mi, zostając nieco z tyłu, gdy schodziliśmy na stację. – Jakoś się specjalnie nie cieszę na myśl o podróży pod ziemią, wybaczcie. Boję się być pod powierzchnią.
– Ja też. – Miśka odwróciła się i poczekała na nią. – Dwa razy ja też.
– Metro w Londynie znam jak własną kieszeń. I mają dwanaście linii. To najstarsze metro na świecie – powiedział Kuba, przepuszczając mnie w kolejce do kasy. – Kup bilet, skoro się tak znasz.
– Jejku, to tylko jedna linia, musisz się licytować? – Anita była po mojej stronie. W końcu co rodzina, to rodzina!
– Nie wkurzaj mnie. Trzy ulgowe i dwa normalne. – Złapałam go i pchnęłam w kierunku okienka. – Skąd ty londyńskie metro tak dobrze znasz?
– Pół życia mieszkałem w Londynie!
– Zazdroszczę. – Miśka poklepała Kubę po ramieniu i zrobiła smutną minkę.
– Zamknijcie się, niech on kupi te bilety w końcu! – ryknęła Mi. Zamilkłam, reszta zrobiła to samo, nawet pani stojąca za nami, która rozmawiała przez telefon.
Kupiliśmy bilety i czym prędzej odeszliśmy od kasy, aby się jeszcze bardziej nie kompromitować. Nastąpiła zmiana na stanowisku lidera i Anita w końcu pokazała swoją wiedzę. Oczywiście wszystkie wolałyśmy podążać za nią niż za Kubą, więc wlókł się za nami z miną skazańca. Podróż nie zajęła nam zbyt wiele czasu, a gdy już wysiedliśmy na przystanku Racławicka, okazało się, że spory kawałek musimy jeszcze dojść. Najpierw szliśmy wzdłuż Alei Niepodległości – taka ulica to chyba w każdym mieście jest. Gdy Mi zaczęła marudzić, że mogliśmy podjechać autobusem, skręciliśmy w Goszczyńskiego i w Pilicką, na której mieszkała Julia. Trochę czasu zajęło nam znalezienie odpowiedniego domu, ale gdy już nam się to udało, stanęliśmy trochę zdziwieni. Nie wiem, co nas bardziej poraziło.
– Ma okropny kolor – stwierdziła Miśka.
– Kanarkowy – dodała Mi.
– Nie wiem jak wam, ale mnie podoba się ogród – mruknęłam pod nosem, ogarniając wzrokiem gąszcz krzewów i kwiatów. – Jest w nim jakiś artystyczny nieład, musicie przyznać.
– Do dzieła. – Kuba zgarnął ręką Miśkę i Anitę, bo stały najbliżej i otworzył furtkę.
Nie wiedziałam, co myśleć. Pomysł Kuby, aby po prostu podejść do drzwi, zadzwonić, zapytać o Julię, a potem próbować jej wszystko wytłumaczyć, wydawał mi się lekko naciągany. No dobra, poważnie naciągany. Znałam swoją reakcję i wątpiłam, aby jej była inna. Choć patrząc na reakcję Anity czy Emilii... Cóż. One mnie zaskoczyły. W przebłysku pomyślałam, że może pomysł Kuby nie jest takim kompletnym niewypałem, jak mogłoby się wydawać. Równie szybko oprzytomniałam, dzięki Bogu.
Zadzwonił. Wstrzymałam oddech, chowając się za ścianą. Postanowiliśmy, że lepiej będzie, jeśli w polu widzenia nie będzie więcej niż dwóch osób i te dwie osoby będą dziewczynami. Po burzliwej wymianie zdań, wytypowaliśmy Emilię i Miśkę. Miśkę dlatego, że zdaniem Anity sprawiała wrażenie godnej zaufania (choć podejrzewam, że chodziło tylko o to, że Nita sama nie chciała być wytypowana), zaś Mi wyglądała na najmłodszą z nas wszystkich (wprawdzie była o rok młodsza od Kuby, ale z naszej piątki najstarsza).
Nie czekaliśmy nawet minuty, gdy drzwi się otworzyły. Nita, stojąca obok mnie, poruszyła się niespokojnie, ale Kuba pokazał nam gestem, że mamy być cicho.
– Dzień dobry, zastałam Julię? – Usłyszałam głos Mi. Miała udawać koleżankę Julii ze szkoły. Może i jej matka w to uwierzy, ale gdy tylko dziewczyna się pojawi, nasz plan runie.
– JULA! – Kobieta zamknęła drzwi i zawołała córkę.
Wyskoczyliśmy zza ściany, ustawiając się przed drzwiami. Kuba złapał mnie za bluzkę i wypchnął do przodu. Spojrzałam na niego z oburzeniem, gdy zerkał ponad głową moją i Miśki. Nita ustawiła się za Mi. Wyglądaliśmy jak... Wyglądaliśmy dziwnie. Widziałam nasze odbicia w niewielkiej szybie w drzwiach.
Nikt nie oddychał, gdy drzwi otworzyły się ponownie, a za nimi pojawiła się postać niewysokiej i szczupłej dziewczyny. Skupiliśmy na niej wzrok, jakbyśmy właśnie zobaczyli Madonnę we własnej osobie. Chyba poczuła się lekko nieswojo, bo gdy zapytała, kim jesteśmy, głos lekko jej drżał. Wyglądała jak....
– Julia Mikulska? – zapytałyśmy chórem. Jedynie Kuba milczał.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Julia Mikulska–Wnuk. – O, miała dwuczłonowe nazwisko. Potem zapytała, kim jesteśmy, ale nikt się nie odezwał.
– Wybacz, nie przedstawiliśmy się. – Głos zabrał Kuba. Nikt nie wybierał go do reprezentowania nas, sam się wybrał! – Jestem Jakub Wiankowski, a to są Anita Dębska, Maja Falkiewicz, Leokadia Ratka i Emilia Streich. – Przestawił nas po kolei, Mi zostawiając na sam koniec. Pewnie liczył na to, że nazwisko Streich wyda się Julii znajome. Grubo się przeliczył, bo dziewczyna patrzyła na nas, nadal nic nie rozumiejąc. – Może to zabrzmi głupio...
– Cicho. – Miśka spojrzała na Kubę, a potem na Julię. – Musimy porozmawiać, ale w sumie tak dziwnie przez próg gadać, moglibyśmy wejść do środka i...
– Nie, myślę, że raczej nie – przerwała jej twardo Julia.
Przyjrzałam jej się uważnie. Nie wiem dlaczego odebrałam wrażenie, że jest taka nieśmiała i bojaźliwa. Przeliczyłam się, bo gdy chciała, była stanowcza. Ze zdumieniem zorientowałam się, że ma taki sam kształt oczu jak moje. Tęczówka była zielona a nie brązowa, ale wszystko inne się zgadzało. W dodatku jej skóra miała taki sam blady odcień, a na policzkach nie było śladu rumieńców charakterystycznych dla Miśki. Na tym kończyło się nasze podobieństwo z Julią. Jej włosy kręciły się jak włosy Mi, ale były w zupełnie innym kolorze, niemal czarne. Z pewnym opóźnieniem zrozumiałam, co mi przypominały. Na jednym zdjęciu, które pokazał mi Kuba, nasz ojciec, Daniel, miał identyczne, ciemnobrązowe loki co Julia. Bez wątpienia była jego córką, a co za tym idzie – także naszą siostrą. Największym problemem było przekonanie jej do tego.
– No dobra, to nie. – Miśka wzruszyła ramionami.
– Może to zabrzmi dziwnie, ale jesteśmy twoją rodziną. – Mi spróbowała z innej strony. – Rozumiem, że jesteś zdumiona, ale taka jest prawda i jeśli dałabyś nam piętnaście minut, wszystko byśmy ci wytłumaczyły...
– Ale nie wspominaj o teleportacji, dobrze? – szepnęła Anita do Kuby, ale ja także słyszałam. Spojrzał na nią, potem na mnie i uśmiechnął się łobuzersko. Zmarszczyłam brwi ostrzegawczo, a wtedy wywrócił oczami.
– Nie ma sprawy – stwierdził w końcu.
– Ale w jaki sposób moją rodziną? Wszyscy? – Zrobiła ręką łuk, ogarniając nasza piątkę.
– Bez Jakuba – odpowiedziałam jej. – My cztery.
– Jesteśmy twoimi siostrami. – Miśka odważyła się powiedzieć to, czego myśmy się bały.
Reakcja Julii była podobna do mojej. Wręcz mogłam się domyślić, co pomyślała. Zapytała, czy nam odbiło i zamierzała wrócić do środka. Mi chwyciła drzwi, a gdy okazało się, że Jula jest silniejsza, Kuba wkroczył do akcji i zablokował je ręką. Widziałam przerażenie w oczach dziewczyny – tak podobnych do moich własnych oczu. Wyrwałam Kubie z ręki teczkę z dokumentami i odnalazłam te dotyczące mojej najmłodszej siostry.
– Mamo! – krzyknęła dziewczyna, usiłując wymyślić jakiś sposób, aby się nas pozbyć. – MAMO!
– Hej, hej, spokojnie! – Podniosłam ręce do góry i przepchnęłam się do przodu, nadeptując Anitę. Dziewczyna dla odmiany zawołała teraz ojca. – Ja na początku też nie uwierzyłam. I jeśli myślisz, że jesteśmy wariatami, całkowicie cię rozumiem, do dziś tak uważam. Już sobie pójdziemy i nie zobaczysz nas więcej. – Kuba otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale go uciszyłam. Z jego twarzy wyczytałam, że jest zły. Fakt, dla mieszkania i powrotu na studia wszystko. Zapamiętałam, aby wypomnieć mu to, gdy tylko wrócimy do hotelu. – Ale chciałabym, abyś coś wzięła. Zapoznaj się z tym. Właściwie nic nie stracisz. Tu jest między innymi twój akt urodzenia oraz skrócony testament Daniela Streich, naszego ojca. – Wyciągnęłam długopis z torebki i zapisałam swój numer telefonu na którymś z dokumentów, co się później okazało, był papierem od notariusza. – Jak stwierdzisz, że chcesz się więcej dowiedzieć, to dzwoń.
Za Julią pojawiła się jej matka. Dziewczyna zabrała ode mnie plik kilku kartek i spojrzała na matkę. Nie wiem dlaczego, ale miałam wrażenie, że nie chce, aby kobieta je zobaczyła. Rzuciła nam jeszcze jedno spojrzenie, odwróciła się i pobiegła po schodach na piętro. Tyle byliśmy w stanie zobaczyć. Spojrzeliśmy z przestrachem na kobietę, która miała dość nieprzyjemną minę.
– Przepraszamy, my już pójdziemy – odezwała się Miśka, oddając mi długopis. Czym prędzej wrzuciłam go do torebki i wycofałam się, nadeptując tym razem Kubę.
– Miło było poznać. – Mi wyciągnęła dłoń w kierunku kobiety, ale ta nie uścisnęła jej. Uśmiechnęłam się do niej – również bez skutku. Miała równie zielone oczy co Julia. Spojrzałam w nie i znalazłam tam to, co spodziewałam się odnaleźć. A mianowicie – kobieta zamierzała wezwać policję. Lub też nas zamordować. Jedno i drugie było nam nie po drodze, więc szybko powiedziałam:
– To my już pójdziemy, do widzenia!
Złapałam Mi za wyciągniętą rękę i pociągnęłam ją za sobą. Kuba i Anita bez opóźnienia poszli moim śladem, Miśka została w tyle. Odwróciłam się i upewniłam, czy aby na pewno nikt jej nie złapał i nie zabił. Żyła i także odwracała się do tyłu. Najszybciej, jak tylko mogliśmy, ewakuowaliśmy się z terenu państwa Mikulskich czy też Wnuk. Rzuciłam jeszcze spojrzenie na dom i na okna. W jednym z nich, tym na piętrze, zobaczyłam Julię. Gdy zauważyła, że na nią patrzę, momentalnie odsunęła się i zniknęła.
Naszym jednym pomysłem był obiad. Zadzwoniłam do Mikiego, czy chce iść, ale dalej utrzymywał, że się źle czuje i nie chce mu się jeść. Miałam nadzieję, że jego złe samopoczucie nie wynikało z choroby czy też czegoś podobnego. Miki się po prostu źle czuł, każdemu może się zdarzyć. Powtarzałam to w myślach jak mantrę. To nic poważnego.
Ich hotel rzeczywiście był blisko dworca Warszawa Centralna. Dalej niż nasz, fakt, ale cena za noc była kilkukrotnie niższa. W tramwaju było gorąco jak w piekle i nikomu z nas specjalnie nie chciało się gadać. Nawet Kuba odpuścił sobie trochę i rzucił tylko jedną uwagę w moim kierunku na temat klimatyzacji. Stwierdził: owszem, nie mają jej, ale w ich pokoju jest tak chłodno, że jej nie potrzebują. Przyznałam mu rację, co nawet go specjalnie nie zdziwiło.
Kuba został, aby załatwić kilka spraw w recepcji, ale dowiedział się, że pewien pan już wszystko uzgodnił. Zdziwiło mnie to. Piotr musiał być całkiem zorganizowanym facetem. A gdy weszliśmy do pokoju i dowiedziałam się, że sam wysprzątał wszystko, byłam pełna podziwu. Stwierdziłam, że i mnie przydałby się taki ogarnięty chłopak. Liczyłam, że może coś ugotował, ale to byłoby zbyt piękne. Zapytaliśmy dziewczynę w recepcji o jakąś bliską i w miarę tanią restaurację. Dała nam ulotkę pizzerii znajdującej się kilka ulic dalej.
W lokalu było mnóstwo ludzi. Znalezienie wolnego stolika graniczyło z cudem, ale chyba Kuba, Miśka, Mi i Piotr należeli do grona szczęśliwców. Nie dość, że znaleźli tani hotel, to krótko po naszym przyjściu, kilka osób zaczęło się zbierać i zwolnili sześcioosobowy stolik. Usiadłam obok Mi i Piotra, którzy chyba byli nierozłączni. Nazwanie Kuby i Miśki papużkami nierozłączkami było sporą przesadą, patrząc na Mi i Piotrka. Zamówiłam z Miśką pizzę na pół, nawet nie słuchając, co zamawiają inni.
– Myślisz, że to przeczyta? – zapytał mnie Kuba. Na początku w ogóle nie rozumiałam, o co mu chodzi. – Tam było kilka dokumentów, które wolałbym jednak odzyskać.
– A jeśli ich nie będziesz miał, to twój powrót na studia i mieszkanie będą pod wielkim znakiem zapytania? – Nie mogłam się powstrzymać.
– Nie o to chodzi... – Westchnął ciężko i spojrzał na mnie... Dziwnie. Niemal smutno. Pożałowałam swoich słów, choć nie chciałam. – Dałaś jej chyba dwa dokumenty od notariusza i jej akt urodzenia. I coś jeszcze. W  sumie to nieistotne, ale wiesz jak trudno zdobyć taki akt urodzenia? A ona może go po prostu podrzeć i spalić w kominku...
– Ale wzięła je, tak? – wtrąciła się Miśka. – Ja bym tak od razu nie rezygnowała. Mówiąc szczerze, gdy byliśmy w Poznaniu, widziałam mniej szans na powodzenie niż teraz. Ty byłaś bardziej oporna – zwróciła się do mnie. Byłam? Dziwnie było znaleźć się nagle po tej drugiej stronie. Wśród ludzi, których kiedyś uważałam za wariatów. Nie żebym przestała.
– Ja myślę, że będzie ciekawa – powiedziała Anita, rozglądając się dookoła. – Ja byłam, jak pojawiły się na moim progu dwie dziewczyny i twierdziły, że są moimi siostrami. A zwłaszcza, że o ojcu wiedziałam tyle co nic. Ba, nawet nie znałam jego imienia.
– No właśnie, ojciec. – Kuba zacisnął usta w wąską kreskę. – Wołała ojca. Pytanie, czy wie, że ten facet, z którym mieszka, nie jest jej biologicznym ojcem. Jak wie, to mamy większe szanse. Jeśli nie, to może być jej trochę trudno uwierzyć, że kogoś kogo siedemnaście lat miała za rodzica nim nie jest, nie, Luśka?
Pokazałam mu język. Roześmiał się. Przypomniało mi się coś.
– Przestawiła się dwoma nazwiskami, choć wydaje mi się...
– W dokumentach jest jedno nazwisko! – Zauważyła Miśka, wyprzedzając mnie i Anitę. Obie chciałyśmy powiedzieć to samo. Chyba każda z nas dogłębnie przestudiowała wszystkie papiery, które Kuba wiózł ze sobą.
– Więc Mikulska ma po matce. A Wnuk po ojcu. W każdym razie po tym mężczyźnie, którego uważa za ojca.
– Ale jeśli myślałaby, że to jej biologiczny ojciec, to po co miałaby także nazwisko matki? Nie powinna się nazywać po prostu Julia Wnuk?
– Wiesz, czasami dzieciaki mają dwa nazwiska. Weź na przykład Shiloh Jolie–Pitt. Czy jak jej tam – powiedziała Anita, rozglądając się za kelnerem. – Głodna jestem, mogli by już przynieść obiad.
– Jakbyś miała takich rodziców, to też chciałabyś mieć oba nazwiska – mruknęła Miśka w kierunku Anity. Dziewczyna zmarszczyła czoło.
– Hej, chciałabym się nazywać Anita Dębska–Streich. Całkiem fajnie to brzmi.
– Dziwnie. – Miśka wzruszyła ramionami.
– Bardzo dziwnie. – Nie byłam fanką podwójnych nazwisk. Zazwyczaj było z nimi mnóstwo problemów. Weronika pytała mnie kiedyś, czy chciałabym mieć podwójne nazwisko. Nie ma mowy. Stwierdziła, że w takim razie będę mieć nosić nazwisko swojego męża. Wyśmiałam ją. W ogóle nie zamierzałam zmieniać nazwiska! Jeśli mój przyszły mąż... Abstrakcyjnie to brzmi. Kto normalny chciałby się ożenić z dziewczyną, która umie się teleportować i ma cztery siostry, które także to potrafią? Jeśli mój przyszły mąż chciałby, abyśmy nosili to samo nazwisko, zawsze może zmienić swoje na Ratka. Nie mam nic przeciwko. – To tak, jakbym ja nazywała się Leokadia Ratka–Streich. Pomijając fakt, że dziewięćdziesiąt procent ludzi nie umiałoby wymówić Streich.
– Tyle, że wtedy nazywałabyś się Leokadia Falkiewicz–Streich – poprawił mnie Kuba.
– Leokadia Falkiewicz jest okropne – podsumowała Miśka, w tym samym czasie, w którym ja powiedziałam:
– Za długie.
– A jeśli, nawet przeczytawszy dokumenty i tak dalej, Julia nie będzie chciała z nami pojechać? – zapytała Mi w końcu, odrywając wzrok od oczu Piotra. Chyba zaczynam rozumieć, dlaczego mieszkali sami. Przebywanie z nimi musiało być męczące.
– Wtedy zapakujemy Królewnę Śnieżkę do czyjegoś plecaka i uciekniemy do Gdańska. Pasuje? – zapytał Kuba, uśmiechając się od ucha do ucha jak mały chłopiec na widok nowej zabawki.
Właśnie! Już wiem, kogo mi przypominała Julia! Królewnę Śnieżkę! Wyglądała niczym ta postać z bajki! Długie, ciemne włosy, skóra niczym śnieg, brakowało jej jeszcze ust w kolorze płatków róż – nie przyglądałam się, nie pamiętam, jaki kolor miały.
Anita chrząknęła. Zamilknęliśmy, patrząc na nią.
– Obiad idzie!
Małe a cieszy. Dawno nie widziałam Nity takiej szczęśliwej. Pizza, którą zamówiłyśmy z Miśką na pół, w istocie była bardzo dobra, ale nie powodowała u mnie takiego wybuchu produkcji endorfin jak u Nity jej obiad. Gdy już przez każdym z nas stał talerz z jedzeniem, zaczęliśmy zawody. Bo inaczej nie można było tego nazwać. Starałam się jeść spokojnie, ale poległam. Dochodziła szesnasta, a my od rana niczego nie jedliśmy. Zapamiętałam, aby przed powrotem do hotelu, wskoczyć do jakiegoś sklepu spożywczego i kupić coś na kolację. W hotelu wprawdzie była restauracja, ale wyobrażałam sobie te ceny... Właściwie to wolałam ich sobie nie wyobrażać, już dostatecznie dużo kasy musiałam zapłacić za siebie i Mikiego. Widziałam, jak nowe buty machają mi na pożegnanie ze łzami w oczach.
Siedzieliśmy jeszcze godzinę w restauracji, gdy Kuba – a któż by inny – wpadł na pomysł, że można by wyskoczyć na jakieś piwo. Wcześniej doszliśmy do wniosku, że nie ma sensu planować dalszej podróży, jeśli nie jesteśmy pewni, czy Julia z nami pojedzie. Postanowiliśmy nie robić na dziś żadnych planów. Jeśli nie zdecyduje się do jutra, odwiedzimy ją jeszcze raz. Jeśli to na nic, wracamy do Gdańska. Znaczy się, w moim przypadku jedziemy, tylko w przypadku Miśki i Kuby wracamy.
Nie chciałam iść na to piwo. Anita usiłowała mnie namówić, ale gdy powiedziałam: „nie” po raz kolejny, doszła do wniosku, że to nie ma sensu. Chciałam wrócić do hotelu. Anita zastanawiała się chwilę, czy jechać ze mną i się przebrać, ale Miśka powiedziała, że najwyżej coś jej pożyczy. Pożegnaliśmy się po wyjściu z restauracji, gdy oni szli do siebie, a ja musiałam skręcić w inną uliczkę i wrócić do siebie.

Na ostatnim odcinku drogi powrotnej do hotelu towarzyszyło mi zachodzące słońce. Drzwi otworzyły się przede mną automatycznie. Udałam się wprost do windy. Nie kierowałam się do pokoju mojego i Anity, od razu zrezygnowałam. Chciałam widzieć Mikiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy