Jak powiedział, tak zrobił. Pojawił się równo co
do minuty. Niósł ze sobą butelkę wody mineralnej, która wyglądała, jakby
dopiero wyjął ją z lodówki. Wyciągnął rękę w moim kierunku bez słowa. Zabrałam
wodę i wypiłam co najmniej połowę.
–
Sklepu także nie znalazłam – odpowiedziałam, spuszczając głowę i wzruszając
ramionami. Asfalt był nagle bardzo interesujący. – Taka to ze mnie zdolna
osoba. Teraz możesz sobie poużywać.
–
Nie kopię leżącego. – Odebrał ode mnie butelkę i sam się napił. Podniosłam
głowę i spojrzałam na niego z nadzieją. – Ale orientację w terenie masz
rzeczywiście beznadziejną. I stwierdzam to bez grama złośliwości! – dodał, gdy
spojrzałam na niego ostro. Roześmiałam się beztrosko. Cały strach, że nigdy nie
wrócę do domu i obawa zniknęły. Może towarzystwo nie było idealne, ale w tym
momencie wydawało się być wymarzone.
–
Tata ciągle mi to powtarza. – Mężczyzna uśmiechnął się, ale zupełnie inaczej
niż zawsze. Bez grama złośliwości czy podstępu. Nie wiedziałam, że jest zdolny
do radości wynikającej z czegoś innego niż przykrości różnych osób.
–
Zgadzam się – mruknął pod nosem, ale i tak go słyszałam.
–
Nie przyjmuje niczego innego do wiadomości. Twierdzi, że nigdy się nie myli i
zawsze ma rację – opowiedziałam mimowolnie. Skarciłam siebie za taką
bezpośredniość. – Wracamy do mieszkania?
Kuba
pogrzebał chwilę po kieszeniach luźnych szortów, które sięgały mu do kolan i w
końcu znalazł telefon. Nie byłam pewna, co zrobi. Zadzwoni po swoich ludzi, że
odnalazł ofiarę i jednak mogą przyjechać, porwać mnie, zabić i zakopać gdzieś w
lesie?
–
Jest dopiero trzynasta. – Zmarszczył brwi, obracając w palcach telefon
komórkowy i zmieniając co pięć sekund nogę, na której się opiera. Wstałam,
wygładziłam sukienkę, otrzepałam ją z nieistniejącego piasku i zaczęłam stukać
niskim obcasem w asfalt. – Nie ma sensu wracać do mieszkania.
–
Więc co chcesz robić? – zapytałam. Jak to dziwnie zabrzmiało! Jak to źle
zabrzmiało! Matko Boska!
Uśmiechnął
się szerzej do swoich myśli. Zmarszczyłam czoło i udałam, że nie wiem, o co mu
chodzi, zakładając ręce i robiąc wyczekującą minę zniecierpliwionej i znudzonej
dziewczyny. Weronika mnie tego nauczyła któregoś razu, twierdząc, że skutecznie
odstrasza to facetów. Tych, których powinno, czyli nudziarzy i wszelkich
podobnych, z którymi przypadkiem wylądowałam na randce, na sąsiednich miejscach
w samolocie lub pociągu czy też maminsynków – ich na kierunku nam nie
brakowało.
–
Chodź na plażę – stwierdził wesoło i złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą.
Zaparłam się nogami o krawężnik, a gdy wcale nie zwalniał chwytu, poleciałam do
przodu niczym kukiełka, przemykając obok niego i stając obcasem na jego bucie.
Skrzywił się malowniczo.
–
Moment! – Wyrwałam rękę i odsunęłam się o krok, usiłując wszystko sobie w
głowie poukładać. – Plaża, tak? Ale jesteś świadom tego, że mogę cię
przypadkiem utopić? – upewniłam się.
–
Podejmę się tego ryzyka – powiedział poważnym głosem, prostując się. Wydawał
się wtedy jeszcze wyższy, a T–shirt i równie czarna koszula jedynie to
uwidoczniały.
–
Zgrywasz się? – zapytałam niepewnie, a gdy pokiwał głową, mimowolnie się
roześmiałam. – Powiedz mi, kim jesteś i co zrobiłeś z Kubą.
Znów
zastukałam obcasem w asfalt. Ukłonił się, zasalutował, a potem odwrócił się i
zaczął iść w stronę ulicy, z której ja przyszłam. Wątpiłam, aby mnie tu
zostawił. Gdy oddalił się o dziesięć metrów, zaczęłam się niepokoić.
Ostatecznie mogłam go śledzić, ale wiedziałam, o co mu chodzi. Czeka, aż
ustąpię. Moja wola topniała wraz z odległością i gdy znajdował się piętnaście
metrów ode mnie, krzyknęłam:
–
POCZEKAJ!
Dobiegłam
do niego, zanim się odwrócił. Znów miał ten bezczelny uśmiech, jakby doskonale
wiedział, że się poddam.
–
Cztery do dwóch – podsumował.
–
Nie obchodzi mnie to, nie odzywaj się do mnie – wymamrotałam.
–
Foch?
–
Tak, foch!
–
Weź jeszcze tupnij.
Zatrzymałam
się, wybrałam niepołamaną płytkę na chodniku i tupnęłam. Kuba był zachwycony.
–
Luśka, to był najpiękniejszy foch z przytupem, jaki kiedykolwiek widziałem!
Tupnęłam
drugi raz i ruszyłam przed siebie. Wrócić tą samą trasą na plażę, którą tu
przyszłam, to umiałam i bez niego. Jeśli myśli, że jest mi do szczęścia
potrzebny, to grubo się myli! Jestem dorosła i umiem sobie sama radzić! Telefon
do niego był: a) błędem, b) chwilowym załamaniem, które już minęło. Wyciągnęłam
z torebki słuchawki, włożyłam je do uszu, podłączyłam do telefonu i puściłam
sobie muzykę, zupełnie ignorując mojego towarzysza. Do czasu, bo gdy przez pięć
minut go nie widziałam, zaczęłam zapominać, że za mną idzie. Nagle złapał mnie
za ramiona i popchnął do przodu. Znów prawie się wywróciłam. Wyrwałam słuchawki
z uszu i ruszyłam w jego kierunku z morderczymi zamiarami. Zatrzymałam się
nagle – drań stał i śmiał się w najlepsze.
–
Naprawdę cię utopię – powiedziałam chłodno, ale on nie przestał się śmiać. – O
co ci chodzi?
–
Gdybyś widziała swoją przerażoną minę! – zawył, chwytając się za brzuch i
opierając o najbliższe drzewo, bo samodzielnie nie był w stanie ustać. Wzięłam
dwa głębokie oddechy, później policzyłam do dziesięciu, a gdy w końcu się
uspokoił, powiedziałam:
–
Gdzie dalej?
Machnęłam
ręką, obejmując skrzyżowanie, na którym się znaleźliśmy. Brakowało mu jakiegoś
zajęcia i zamierzałam mu je go dostarczyć. Mógł robić za przewodnika, raczej
nie powinien się zgubić we własnym mieście. Choć znając jego możliwości...
Kuba
opowiadał mi setki historii. Niektóre były tak absurdalne, że wątpiłam w ich
prawdziwość, inne przypominały te, które i mnie się przytrafiały. Spodziewałam
się chaosu w jego opowieściach, ale on zdawał się nad wszystkim panować. Było
też w nich coś, co wiedziałam już od dawna. Wszystko, co opowiadał, zabarwione
było w mniejszym lub większym stopniu sarkazmem. Lubił ironizować, tak, że
czasem gubiłam się w tym, co jest prawdą a co nie. Nie powiedział niczego, co
wydarzyło się wcześniej niż jego przyjazd do Gdańska. Wyjątkiem było kilka
historii o Danielu, ale one dotyczyły zazwyczaj bohatera a nie samego
narratora.
Zamilkł
dopiero, gdy zobaczyliśmy plażę. Zdjęłam buty, przyczepiłam je do torebki i
spojrzałam na niego wyczekująco. Nie zdjął swoich.
–
Prawo czy lewo? – Pokręciłam głową, a włosy momentalnie wleciały mi do oczu.
Zamachałam wściekle rękami i sięgnęłam do głowy. Gumkę założyłam na nadgarstek,
a włosy przeczesałam palcami i pozwoliłam im żyć własnym życiem na wietrze.
Były takie ciężkie i długie, że wątpiłam, aby ponownie właziły mi do oczu.
–
A gdzie chcesz. – Spojrzałam w prawo. Tam jeszcze nie byłam.
–
Prawo.
Szliśmy
plaża, nie zbliżając się do morza. Po kilkunastu metrach stopy mnie niemal
paliły. Spojrzałam na Kubę. Spryciarz. Butów nie zdjął, szło mu się znacznie
wygodniej, ale w trampkach musiało być mu gorąco jak w piekle. I chyba było, bo
zdjął koszulę. Znaleźliśmy w miarę luźny kawałek plaży i usiedliśmy, choć
początkowo marzyliśmy o cieniu. Głęboko się przeliczyliśmy.
Usiadłam,
prostując nogi i wygładzając sukienkę. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest
Miki i czy w ogóle bierze pod uwagę to, że mogłam jeszcze nie wrócić do domu i
się nie odnaleźć. Kuba chyba czytał mi w myślach, bo stwierdził:
–
Pewnie drażni cię to, że Miki jest teraz z Julią a nie z tobą, co?
Spojrzałam
na niego ze zdumieniem. Wątpiłam, aby umiał czytać w myślach, więc musiał mnie
łatwo rozszyfrować z mojego zachowania. Starałam się być miła dla Julii, ale
czasami mi to nie wychodziło.
–
Skąd wiesz? – zapytałam. Zaprzeczanie nie miało sensu, Kuba i tak by mi nie
uwierzył.
–
Masz taką specyficzną minę, jak ona się pojawia i zaczyna wesoło gawędzić z
Mikim, albo też siada obok niego i zajmuje ci miejsce.
Wplotłam
palce we włosy, opierając głowę na dłoniach i patrząc w piasek. Julia
rzeczywiście działała mi na nerwy. Czułam, że jest ode mnie lepsza.
Nieprzyjemne uczucie. Ostatnio towarzyszyło mi, gdy Radek zostawił mnie dla
Kaśki i dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że nikt nie jest gorszy lub lepszy,
jest po prostu inny. Julia tymczasem miała ściśle określone poglądy na
wszystko, począwszy od Kościoła, na modzie skończywszy. Niektóre z jej opinii
mnie denerwowały i usiłowałam je zmienić, ale z marnym skutkiem. Była młoda,
nie miała nawet siedemnastu lat, ale umysł tak zamknięty jak mało kto po
sześćdziesiątce. Nie mogłam zrozumieć, co Miki w niej widzi. Bo co ona widzi w
nim – z tym nie było problemu. Miki był niezwykły, choć o tym nie wiedział, a
nawet jeśli dopuszczał do siebie taką myśl, to i tak w nią nie wierzył.
Zasługiwał na więcej niż taka ograniczona Julia.
–
Co cię z nim łączy? – zapytał znienacka Kuba, a ja potrząsnęłam głową,
wyrywając się z sideł własnych przemyśleń i wniosków. Wyprostowałam się i
zamrugałam zdumiona.
–
Jesteśmy przyjaciółmi – odpowiedziałam. Ostatnio dość często to mówiłam.
Zupełnie, jakby ludzie byli ślepi, albo jakby uważali, że skoro spędzam z nim
tyle czasu, to na pewno coś jest na rzeczy. Julia jednak – niestety – myślała
inaczej, bo nie odstępowała chłopaka na krok. Na szczęście zostały trzy dni. Po
tych trzech dniach Miki będzie w Poznaniu, Julia wróci do Warszawy i to będzie
koniec ich wesołego ćwierkania. – Jak poznałam Mikiego, to teoretycznie byłam z
kimś innym. Właściwie to leczyłam złamane serce. I tak już wyszło, że jesteśmy
przyjaciółmi.
–
To o tym chłopaku mówiłaś w pociągu? – Kuba wbił we mnie wyczekujące
spojrzenie. Zrobił się dziwnie ciekawski. To do niego niepodobne.
–
A ty co, zbierasz informacje, aby móc je potem przeciw mnie wykorzystać? –
zapytałam, zakładając ręce i robiąc minę w stylu: „i tak wszystko wiem”.
Westchnął
ciężko, a potem pogrzebał po kieszeniach i wyciągnął z jednej z nich
czekoladowego batonika. Wbiłam wzrok w kolorowe opakowanie, a potem w jego
dłoń, gdy wyciągnął ją w moim kierunku.
Ciekawe,
jakie skarby jeszcze nosi w kieszeniach.
–
Cukru? – zapytał, a ja porwałam
błyskawicznie batonika z jego ręki. – Musisz mieć o mnie okropną opinię, skoro
myślisz, że wykorzystam te informacje przeciw tobie. – Zrobiło mi się głupio. –
Nie zamierzam. Poza tym nawet bez tych informacji wygrywam cztery do dwóch,
także nie będę stosować jakiś nieuczciwych zagrywek. Poza tym – może dziwnie to
zabrzmi – ale lubię cię.
–
Zdajesz sobie sprawę, że to chyba najmilsza rzecz, jaką kiedykolwiek mi
powiedziałeś?! – wykrzyknęłam, rozdzierając opakowanie z trudem. Czekolada była
miękka i niewiele brakowało jej do przejścia w stan płynny. – Tak, o nim.
Byliśmy parą do momentu, w którym znalazłam go w łóżku z moją najlepszą
przyjaciółką. W moim łóżku!
–
Skandal, po prostu skandal! – Walnęłam go w ramię, aż się zachwiał. Chwilę
później poleciał do tyłu, kładąc się na gorącym piasku. – Dobrze zrobiłaś. –
Włożył ręce pod głowę. – Dlaczego w ogóle rozważałaś drugą szansę?
–
Bo dowiedziałam się kilku rzeczy. I wina Radka w całej tej sprawie była
znikoma. Nic nie stało mi na przeszkodzie, aby do niego wrócić i dalej z nim
być. Chodzić na te wszystkie idealne randki, dostawać kwiaty i SMSy z
„dobranoc” przed snem... – Wzruszyłam ramionami, urywając nagle. Chwyciłam
opakowanie, aby nie ubrudzić się czekoladą i wbiłam zęby w batonika.
–
Zaraz zwymiotuję – stwierdził Kuba po dłuższej chwili milczenia. – Nie wiem,
komu mam bardziej współczuć z racji istnienia tego związku. Tobie czy jemu.
–
Dzięki – warknęłam, oczywiście brudząc ręce. Mam nadzieje, że tylko je, bo nie
miałam przy sobie lusterka.
Kuba
usiadł, kręcąc głową i robiąc przepraszającą minę.
–
Nie to miałem na myśli! Po prostu wasz związek musiał być taki słodki... Luśka, oddawaj ten cukier! –
Wyciągnął rękę w kierunku zjedzonego przeze mnie do połowy batonika. – Ile z
nim byłaś? Na pewno masz podwyższony poziom glukozy we krwi!
– Spadaj! – Trzepnęłam go w
wyciągniętą rękę, jedząc dalej.
–
Dlaczego, skoro ten związek był taki idealny,
nie dałaś mu drugiej szansy?
Pytanie, na które sama dobrze nie
znałam odpowiedzi. Zastanawiałam się nad tym setki razy. Wiedziałam w momencie
naszego ostatniego spotkania, że na pewno go nie kocham. Tyle, że minęło raptem
kilka tygodni. Jaka naprawdę musiała być moja miłość, skoro byłam w stanie
zapomnieć o tym uczuciu w niecały miesiąc? I czy w ogóle można było nazwać to
miłością? A z drugiej strony, jeśli to nie była miłość, to czym ona jest?
–
Bo go nie kochałam – odpowiedziałam, śmiejąc się cicho pod nosem. Podniosłam
wzrok i spojrzałam na Kubę. Patrzył na mnie uważnie, ale nic nie powiedział.
Chciałam, aby się odezwał, aby mnie wyśmiał lub powiedział, że to niemożliwe.
Rzeczywistość była bolesna, dlatego nie chciałam się do niej przyznać. –
Głupie, nie? Niecały miesiąc, a ja byłam w stanie po prostu go zostawić. A
wydawało mi się, że go kocham. Chyba nigdy tak naprawdę nie kochałam. –
Zaśmiałam się histerycznie. – Masz chusteczki? Ubrudziłam się.
–
Nie mam. – Pokręcił głową. – Byłaś z facetem, którego nawet nie kochałaś?
–
Tak, wiem. Wydawało mi się, że go kocham. Pomyliłam się. – Otworzyłam torebkę i
zaczęłam szukać w niej jakiejś zagubionej chusteczki, ale z marnym skutkiem.
–
To nie było to, czego szukasz – stwierdził filozoficznym tonem. Puściłam
torebkę i spojrzałam na niego z wyczekiwaniem, trzymając lepkie dłonie w
powietrzu.
–
Więc czego twoim zdaniem szukam? I skąd możesz to wiedzieć?
–
Szukasz miłości, która cię pochłonie. Zwariowanej, niemożliwej i w każdym calu
nieprzewidywalnej. Chcesz kogoś takiego, z kim każdy dzień będzie inny.
Kwiatki, czekoladki i romantyczne kolacje to nie w twoim stylu.
–
Podobno nie wierzysz w miłość – zauważyłam. – Przeczysz sam sobie, skoro teraz
mówisz, że istnieje.
–
Zakładam, że istnieje. – Uśmiechnął się szeroko. – Jeśli istnieje, to miłość
jest... przywiązaniem. Nie żadnymi gołębiami w żołądku czy...
–
Motylkami w brzuchu! – wtrąciłam z oburzeniem. Specjalnie przekręcał!
–
... podniosłym stanem, czy też inne bzdety z komedii romantycznych. Jeśli
miałbym wierzyć w miłość, powiedziałbym, że to codzienność. Kochasz kogoś. bez
kogo nie wyobrażasz sobie życia. Kogoś, kogo traktujesz jak przedłużenie
siebie. Oczywiście, miłość ta może być różna, do rodziców, do rodzeństwa, do
chłopaka. Ale widzisz ją nie w prezentach czy romantycznych randkach, ale w
codziennych, małych rzeczach. Ktoś zostawi wszystko, aby ci pomóc. Ktoś lubi
twój śmiech. Ktoś inny dostosowuje swój plan dnia tak, aby jak najwięcej czasu
spędzić z tobą. Ktoś, kogo życie kochasz tak bardzo, że oddałabyś swoje, aby
tylko ta osoba mogła dalej żyć, patrzeć w niebo, jeść, oddychać, czuć.
Patrzyliśmy
na siebie w zamyśleniu. Nie umiałam stwierdzić, czy ma rację. Kiedyś miałam
swoje zdanie na ten temat. Później cała sytuacja z Radkiem skonfrontowała moje
poglądy z rzeczywistością i obaliła z hukiem. Nie wymyśliłam nic nowego od tego
czasu. Odpowiedź Kuby, choć chaotyczna, sprawiała wrażenie w dużym stopniu
prawdziwej.
Uśmiechnął
się lekko i spojrzał na moje dłonie, które ciągle trzymałam w powietrzu.
–
To nie chusteczek potrzebujesz a wody – powiedział nagle, wstając i wskazując
ręką morze.
Podparłam
się przy wstawaniu, więc dłoń oblepiła mi się cała piaskiem. Skierowałam się w
kierunku wody, a Kuba szedł o krok za mną. Kucnęłam i opłukałam dłonie. Woda
zalała mi nagie stopy. Aż jęknęłam, taka zimna była. Umyłam ręce na tyle, ile
było to możliwe i wyprostowałam się, biorąc od Kuby swoją torebkę.
–
Zobaczysz, będziesz jeszcze przez Mikiego płakać – powiedział nagle Kuba, idąc
obok mnie brzegiem plaży.
Spojrzałam
na niego ze złością, nic nie mówiąc. Mewy latały całymi stadami nad plażą.
Minęliśmy grupkę dzieci, które budowały zamek z piasku. Woda czasem obmywała
podeszwy butów Kuby. Poprawiłam torebkę na ramieniu i nie odzywałam się ani
słowem.
–
Gdybyś trochę opanowała swój temperament, może faceci by od ciebie nie uciekali
– odezwał się, gdy byliśmy już blisko naszego zejścia z plaży.
Uderzyłam
w niego ramieniem, popychając. Chyba zgrałam się z falą. Kuba, nie spodziewając
się niczego, poleciał w kierunku morza. Woda zalała mu buty i odpłynęła.
Zacisnęłam usta.
–
Ups – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, z całej siły próbując się nie
uśmiechać od ucha do ucha. Spojrzałam na jego minę i poległam, wybuchając
śmiechem.
Mina
mi zrzedła, gdy ruszył w moim kierunku. Rzuciłam się do ucieczki, ale w dwóch
krokach był przy mnie. Złapał mnie za rękę. Usiłowałam ją wyrwać. Gdy to się na
nic nie zdało, próbowałam drugą pięścią walnąć go w żołądek zgodnie ze
wcześniejszymi doświadczeniami, ale złapał mnie za obie dłonie, przyciągnął do
siebie i wziął na ręce. Zaczęłam drzeć się wniebogłosy. Zostawił swoją koszulę
i moją torebkę na brzegu plaży, a ze mną podszedł do wody, nie puszczając mnie.
A próbowałam wielu chwytów, także wsadzenie palca w oko czy walnięcie łokciem w
brodę. Woda zalała mu buty, gdy wszedł trochę głębiej, a potem mnie puścił.
Wydałam z siebie dziki kwik, który chyba słyszeli kilometr dalej i wleciałam do
wody.
Spadłam
boleśnie na pośladki, podparłam się rękoma, a potem wyskoczyłam z wody, jakby
parzyła. Przeklinając pod nosem pozbierałam się i dwie sekundy później
znajdowałam się już na ciepłym piasku. Wyzywałam pod nosem, krzyczałam na Kubę
i chyba jednocześnie ryczałam, usiłując złączyć zęby razem. Ludzie dookoła nas
się gapili, gdy trzęsąc się z zimna, wykręcałam sukienkę z wody. Szczęście w
nieszczęściu – zmoczyła się tylko do pasa. Mokrych miałam także połowę włosów.
Sukienka powinna szybko wyschnąć, ale do tego czasu chyba połamię sobie zęby.
Zatrzymała
się obok nas jakaś starsza pani. Spojrzała na Kubę z wyższością, choć sięgała
mu do ramienia. Zdjęła torebkę, zamachnęła się i uderzyła go nią. Byłam
kompletnie zdumiona, aż przestałam dygotać i otworzyłam usta.
–
Żeby swoją dziewczynę do wody wrzucać! Co za brak wychowania! – krzyczała na
Kubę, a on zdawał się kurczyć z przerażenia.
–
To nie jest mój chłopak! – sprostowałam, a Kuba podbiegł do mnie prędko i
podniósł nasze rzeczy. Złapał mnie za ramię i jęknął:
–
Ewakuacja!
Zaparłam
się stopami, zabierając od niego torebkę i przerzucając ją sobie przez ramię.
Okręciłam się w kółko, aby sukienka odkleiła mi się od nóg i zaczęła schnąć.
–
To ciebie biją torebką – stwierdziłam beztrosko, wzruszając ramionami.
Kuba
popatrzył na mnie, następnie zarzucił mi na ramiona swoją koszulę, owinął mnie
nią mocno, objął ramieniem i pociągnął siłą w stronę wyjścia z plaży. Zrobił to
wszystko tak szybko, że nawet nie zdążyłam zaprotestować. Usiedliśmy na ławce,
abym mogła założyć buty. Kuba podwinął mi rękawy, w które ja zaraz wsunęłam
ręce, a potem zapięłam guziki. W tym czasie on wyciągnął moje włosy spod
koszuli i zaczął szukać czegoś po swoich kieszeniach.
–
Wracamy do domu – zarządził, nie pytając mnie nawet o zdanie. A może chciałabym
pospacerować nieco w mokrej sukience po Gdańsku, aby wszyscy widzieli jakim
kretynem jest mój towarzysz i co zrobił? Zauważył mój sprzeciw, a potem
wyciągnął coś z kieszeni z triumfalną miną. – Mam bilety! Zafunduję ci bilet!
Zanim
się zgodziłam, walnęłam go edukacyjne torebką. Ruszyliśmy na pętlę. Cały czas
drżałam z zimna. Ludzie przypatrywali nam się ze zdumieniem. Wyglądaliśmy
wspaniale. Kuby buty skwierczały przy każdym kroku. Ja wyglądałam, jakbym miała
na sobie worek, drżałam z zimna i mamrotałam pod nosem najróżniejsze klątwy pod
adresem Kuby. W dodatku rozmazał mi się makijaż, kilka kropel musiało spaść mi
na twarz.
Wsiedliśmy
do tramwaju tuż przed odjazdem. Gdy tylko ruszył, odbiłam bilet i wróciłam do
Kuby. Stał na końcu pierwszego wagonu i opierał o barierkę, a tuż obok niego
ustawił się chłopak z pozdzieraną skórą na kolanach. Podeszłam do mężczyzny, a
dzieciak wbił we mnie zdumione spojrzenie, nawet nie siląc się na dyskrecję.
Byłam nieco zła z wiadomych powodów, więc zapytałam młodego:
–
Nie widziałeś nigdy mokrego człowieka?
Chwilę
trwało, zanim zrozumiał, że mówię do niego, a potem czym prędzej wziął nogi za
pas. Teraz stał na początku wagonu tuż przy motorniczym. Oparłam się ramieniem
o barierkę w miejscu, które ten mały wcześniej zajmował. Kuba przyjrzał mi się
uważnie.
–
Nawet takich małych odstraszasz.
Wysiedliśmy
na następnym przystanku. Ignorowałam spojrzenia ludzi. W koszuli było mi
cieplej, w dodatku była czarna, więc przyciągała wszelkie zagubione promienie
słoneczne. Kuba zmusił mnie, abyśmy skoczyli jeszcze do sklepu i kupili coś na
obiad. Dwadzieścia minut później niosłam w jednej ręce reklamówkę z ziemniakami,
w drugiej karton z sokiem, co jedynie dopełniało pełen obraz nędzy i rozpaczy,
jaki przedstawiałam swoją osobą.
W
mieszkaniu czekali na nas wszyscy. Miki, gdy tylko przekroczyłam próg, złapał
mnie i przytulił. Dopiero potem odsunął od siebie i zobaczył, jak ja w ogóle
wyglądam.
–
Co się stało? – zapytał, patrząc to na mnie, to na Kubę. Był nieco poirytowany.
– I dlaczego nie odbierasz telefonów? Martwiłem się, że kompletnie się
zgubiłaś.
–
Jakoś wcześniej nie byłeś skory do pomocy – odpowiedziałam, nawet na niego nie
patrząc. Gdy zrobił krok w moim kierunku, ja się odsunęłam. Rzucił wściekłe
spojrzenie Kubie. – Miki – dodałam karcąco. Kuba przyszedł mi z pomocą,
zmieniając temat.
–
Wrzuciłem ją do morza – mruknął taki tonem, aby był z siebie dumny. Jeśli
walczyłby o statuetkę kretyna roku, to w oczach wszystkich miałby wygraną w
kieszeni.
–
Zwariowałeś. Woda ma z piętnaście stopni – powiedziała Miśka.
–
Czternaście – poprawił ją Kuba.
–
Ale ja najpierw wrzuciłam go – zaczęłam, stając w jego obronie. Zmarszczył
czoło zdziwiony, ale ja nie ustępowałam. – Właściwie to już prawie wyschłam,
tylko wyglądam jak kupka nieszczęścia, bo jest mi zimno. A Kuba oddał mi
koszulę, abym nie zmarzła.
–
Jak sobie chcecie – wtrąciła się Mi, zabierając ode mnie zakupy. – Choć i tak
bym się przebrała. Zrobimy z Piotrem obiad.
Posłuchałam
Mi i się przebrałam, a sukienka schła na parapecie. Kuba ustawił buty na
słońcu. Później przez chwilę zastanawialiśmy się, gdzie powiesić koszulę, aż w
końcu użyliśmy klamki od szklanych drzwi. Skasowałam z telefonu nieodebrane
połączenia, a potem posiedziałam trochę w łazience, poprawiając makijaż i
rozczesując włosy. Gdy wyszłam, wpadłam na Julię a potem na Anitę. Wszyscy
kręcili się kompletnie bez żadnej synchronizacji. Może kawalerka była jednak za
mała na osiem osób? Mieszkanie było znacznie przeludnione. W kuchni trudno
byłoby dwóm osobom zjeść obiad, a co dopiero ośmiu, więc nawet nie próbowaliśmy
tam wchodzić. Rozłożyliśmy się w pokoju, trzy osoby siedziały na łóżku, trzy na
rozkładanej kanapie, a Miki wraz z Anitą wylądowali na dywanie. Chmury na
niebie pojawiły się nie wiadomo skąd. Deszcz spadł jak szalony, mocząc moją
prawie już suchą sukienkę. Pozbierałam wszystkie rzeczy z parapetu, zamknęłam
okno i wróciłam do obiadu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz