Obudziłam się słysząc głosy dobiegające z drugiego końca mieszkania. Rozpoznałam głos Pawła i głos Kuby. Przeciągnęłam się i przeczesałam dłonią włosy. Nie zdążyłam się wyspać, ale i tak przespałam więcej niż planowałam. Wyszłam z pokoju i dołączyłam do moich aktualnych współlokatorów, którzy chyba nawet się dogadali. Oglądali jakiś mecz w telewizji i głośno komentowali. Dołączyłam do nich, wtulając się w Pawła. Może i nie byłam jakąś fanką piłki nożnej, ale orientowałam się mniej więcej w składach popularniejszych drużyn. Leciała powtórka meczu rewanżowego Barcelony i Chelsea, ale żadne z nas wcześniej go nie oglądało, nie znaliśmy nawet wyniku. Usiadłam na kanapie obok Pawła i wtuliłam głowę w jego ramię. Gładził mnie po dłoni, co było jego dawnym przyzwyczajeniem. Przyjemnym przyzwyczajeniem. Mecz skończył się remisem. Zjedliśmy kolację, podczas której udawałam, że tak naprawdę to lubię Kubę i nie pluję na niego jadem na każdym kroku. A potem przebrałam się w dres i wyszłam pobiegać z Pawłem. Proponowaliśmy Kubie, aby wyszedł z nami, ale postanowił zostać w domu. No tak, mógł stwierdzić, że to nie na jego kondycję. Widział mój bieg, gdy uciekałam przed nim w Malborku, więc wiedział też, czego może się spodziewać.
- Macie w tym Poznaniu
jakieś fajne miejsca do biegania czy jedyną atrakcją jest omijanie ludzi na
starówce? – zapytałam od razu, gdy tylko wyszliśmy z bloku.
- Mamy dużo fajnych
miejsc – odpowiedział i wyszczerzył do mnie zęby. – Co prawda morza nie mamy,
ale jezioro jak najbardziej.
- Biegałam wzdłuż rzeki
i morza, ale wzdłuż jeziora jeszcze nie – powiedziałam, po czym uśmiechnęłam
się do niego. – Więc dokąd teraz uderzamy? – zadałam pytanie.
- Na tramwaj, a potem
nad Maltę – odpowiedział mi krótko. – Mam nadzieję, że twoja kondycja jest w
podobnym stanie do zeszłorocznej.
- Myślę, że nawet w
lepszej – odparłam. Przygryzłam wargę na wspomnienie naszego pierwszego
wspólnego biegania, które właśnie pojawiło się w mojej głowie.
- Przypomniało mi się,
jak poszliśmy biegać po raz pierwszy i dostałaś zadyszki po jakichś nie wiem,
dwustu metrach. – Roześmiał się. Mimo, że to była dość wstydliwa sprawa, aby
zachować twarz, też musiałam się uśmiechnąć.
Jedno z naszych
pierwszych spotkań sam na sam. Wcześniej widywaliśmy się w szkole, mijaliśmy na
mieście, ale właściwie nie gadaliśmy. Któregoś razu wspólni znajomi nas
wystawili i wyszło na to, że poszliśmy na koncert we dwójkę. Pamiętam to tak,
jakby było wczoraj. Ja, urzeczona głosem wokalisty, który słyszałam po raz
pierwszy na żywo i Paweł stojący obok mnie, wsłuchany w muzykę. Staliśmy gdzieś
z tyłu, w pewnej odległości od siebie. To nic, że tego dnia coś mi wpadło do
oka i mało widziałam. Nie spodziewałam się, że po tym koncercie nawiąże się
między nami jakakolwiek więź, która przetrwa niemal trzy lata.
Doszliśmy na przystanek
tramwajowy i zaczekaliśmy chwilę na linię, którą dojechaliśmy do przystanku
Baraniaka. A potem przeszliśmy nad spore jezioro.
- Dwa okrążenia,
dziesięć kilometrów, dasz radę, prawda? – zapytał mnie. Ciężkie wyzwanie, nie
biegałam ostatnio długich tras, ale powinnam sobie poradzić.
- Powinnam –
odpowiedziałam. – Biegam prawie codziennie, więc co to dla mnie?
Zaczęliśmy biec,
niezbyt szybkim tempem. Wspominaliśmy te wszystkie chwile, które spędziliśmy
razem. Jednak, aby wszystko sobie przypomnieć, potrzebne by były niezliczone
ilości czasu. Patrzyłam na niego teraz jak na kogoś obcego, jakby wszystko, co
za nami, było tak zamierzchłą przeszłością, że już przestało mnie dotyczyć.
Wystarczyło nie widzieć się przez rok i już zdawało mi się, jakby to była cała
wieczność. Utrwalałam sobie w pamięci obrazy, które przywoływaliśmy. Próbowałam
poznać go od nowa takiego, jakim jest teraz. To nie był ten sam Paweł, jakiego
znałam, ale nadal posiadał sporo tych cech, w których kiedyś się zakochałam.
Nasze tempo było takie jak kiedyś, nie próbowaliśmy zwalniać, ani biec
szybciej. Po prostu biegliśmy przed siebie, wdychając świeże powietrze.
- Uwielbiam biegać –
powiedziałam. – Ostatnio to jedyna czynność, podczas której mogę wszystko
przemyśleć – dodałam. Głos miałam już lekko zdyszany, ale czułam się dobrze.
- Ja lubię sobie
pobiegać po jakichś kolokwiach i egzaminach tak, aby odpocząć. Albo jakaś
przerwa w wieczornej nauce zawsze się przyda – odpowiedział. Niespodziewanie
złapał mnie za rękę i tak biegliśmy jeszcze przez jakiś czas.
- Wiesz, ja mam tak
skopany plan zajęć, że jak wracam do domu, to już jest ciemno i właściwie to
wieczorem może biegam raz w tygodniu, a tak to zwykle rano. Naprawdę, fajnie
jest nałapać świeżego powietrza przed stresującym dniem – powiedziałam.
Powolutku zaczynaliśmy znów budować coś w stylu przyjaźni. Wcześniej nie
sądziłam, że w ogóle istniałyby szanse, aby cokolwiek wyszło z kontynuowania
naszej znajomości. Teraz docierało do mnie, że gdybyśmy tego nie zakończyli, to
mogłoby trwać mimo odległości. Ale nie trwało, a ja miałam Adama. Adama, z
którym byłam szczęśliwa i który zdawał się mnie rozumieć przez cały czas.
- A biegasz sama czy z
kimś? – zapytał mnie Paweł. Zastanowiłam się, czy aby przypadkiem nie czyta
moich myśli, skoro dosłownie parę sekund wcześniej pomyślałam o Adasiu.
- Od prawie półtora
miesiąca biegam z Adamem, jesteśmy na tym samym kierunku, więc i większość
godzin nam pasuje – odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się. – A ty?
- Ostatnio sam,
odzwyczaiłem się od biegania z kimś, więc wiesz, jakbym biegł za szybko, to
mów.
- Jest dobrze –
powiedziałam, po czym odetchnęłam ciężko. Zaczynałam się męczyć, ale nie
obchodziło mnie to. Zawsze trzeci kilometr był najgorszy, a potem szło z górki.
Miałam jeszcze dużo sił. – Tak szczerze mówiąc, powiedz mi, dlaczego nasz
kontakt się urwał? – zapytałam. Dobrze wiedziałam, jak to wyglądało z mojej
strony, ale chciałam poznać jego wersję.
- Nie miałaś dla mnie
wiecznie czasu, to i starałem się nie włazić w twoje życie – odpowiedział. –
Zresztą wiesz, oboje jesteśmy winni, wyszło jak wyszło.
- Nie no, wtedy to mnie
faktycznie więcej nie było niż byłam. Całe zeszłe wakacje pracowałam, a potem
studia i tak jakoś wyszło. A powiedz mi jeszcze, wspominasz coś czasem? –
zapytałam. Wiedziałam, że nie powinnam nawet o to pytać, bo to było
rozdrapywanie starych ran, które dopiero się zabliźniły, ale po prostu
musiałam.
- Czasami –
odpowiedział wymijająco, nawet na mnie nie patrząc. Niby trzymaliśmy się za
ręce i biegliśmy razem, ale zapadło między nami jakieś takie milczenie, które
ciężko było znieść.
- A jak tam na studiach
ogólnie? Wiesz już, co będziesz robić? – zapytał jakieś dwieście metrów dalej.
- Jak to co? Będę
wykładać Chemię i dręczyć moich studentów. Tradycję trzeba utrzymywać –
odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. – A tak serio, to jeszcze nie wiem. Po
niecałych dwóch semestrach ciężko o tym mówić. A ty?
- Po Elektronice myślę,
że znaleźć coś nie będzie mi trudno – odpowiedział. – Zwłaszcza, że od
przyszłego roku wezmę chyba jeszcze drugi kierunek – dodał. – I tak nie mam co
robić wieczorami, więc chociaż czymś pożytecznym się zajmę.
- Ja jestem na to za
leniwa – powiedziałam szczerze. – Serio, nie chciałoby mi się chodzić nie wiem
ile razy na polibudę.
- Dałabyś radę, moje
kierunki trochę się pokrywają na początku, więc część można przepisać i tak
dalej.
- Ale i tak nie chcę –
odpowiedziałam. – Wolę iść do pracy na pół etatu albo coś, z kasą ciężko, to
wolę zarabiać. – Wzruszyłam ramionami. – No i imprezy by mnie ominęły. –
Roześmiałam się.
- Aż tyle ich macie? –
zapytał z zaciekawieniem. – My tam jak mamy koła to nie imprezujemy.
- My też nie, ale po
kołach trzeba, przed nauką też, więc całkiem sporo tego wychodzi. Ale znowu,
gdyby nie jedna impreza, to nie spotykałabym się z Adamem – powiedziałam, zanim
ugryzłam się w język. Nie powinnam tego mówić. W ogóle nie powinnam zbyt wiele
opowiadać o Adasiu.
- To znaczy? – zapytał.
– Poznaliście się na imprezie?
- Znaliśmy się
wcześniej, ale odprowadzał mnie i koleżankę po imprezie, bo niezbyt byłyśmy w
stanie wracać. I wtedy się okazało, że sporo nas łączy – opowiedziałam
pokrótce.
- To prawie jak ja i
Marlena, ale później się okazało, że właściwie więcej nas dzieli niż łączy –
powiedział i wzruszył ramionami. – Łatwo przyszło, łatwo poszło – powiedział
znowu.
Biegliśmy dalej,
opowiadając sobie śmieszne historie, które spotkały nas w minionym roku. Coraz
bardziej uświadamiałam sobie, że nasze rozstanie było błędem, którego nie da
się już naprawić. I nie byłam z tego w żaden sposób zadowolona. Było to coś, co
już dawno minęło, do czego musiałam teraz przymusowo wrócić.
Zatrzymaliśmy się na
chwilę, aby odpocząć i trochę się porozciągać. Zrobiłam kilka skłonów i
przeciągnęłam się parę razy. Paweł zrobił to samo i po chwili był już gotowy do
dalszego biegu. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale podeszłam do niego i
objęłam go ramionami. Policzkiem dotknęłam jego policzka i przejechałam nim po
jego delikatnym zaroście. W głowie myśli toczyły zacięty bój. Robiłam w
ostatnich dniach tyle rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła, że to
przechodziło wszelkie pojęcie. Nie protestował, tylko delikatnie gładził mnie
dłonią po plecach. Lodowy mur, którym odgrodziłam się od niego dawno temu,
topniał pod wpływem ciepła naszych serc. Dopiero teraz dotarło do mnie ze
zdwojoną siłą, jak bardzo go kiedyś kochałam. Wewnętrzny ogień zaczynał znów
płonąć, choć gdy się rozstawaliśmy i gdy go dzisiaj zobaczyłam, był tylko
niewielką iskierką. Nie mogłam sobie pozwolić na więcej, to mogła być tylko
jednorazowa chwila słabości. Mówi się, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej
rzeki. Opanowałam się po chwili i oderwałam się od niego. Bez słów pobiegliśmy
dalej.
Trasa była dość długa i
czułam, że będę mieć następnego dnia problemy ze wstaniem z łóżka, ale nie
obchodziło mnie to teraz. Bieganie mnie uspokajało, więc był to całkiem dobry
sposób, aby przemyśleć wszystko, rozbijając to na składowe. Nie trzymaliśmy się
już za ręce, nie rozmawialiśmy. Dopiero w tramwaju zaczął mnie znów zagadywać
na temat naszych wspólnych znajomych.
W mieszkaniu zastaliśmy
Kubę, ambitnie wertującego mojego Słowackiego. Było to dla mnie zdziwienie, bo
nie uważałam go za kogoś, kto jakoś specjalnie lubiłby poezję. Ale wiedziałam
też, że oceniłam go zbyt ostro. Nie zamierzałam znowu zmieniać jakoś mojego
zdania, ale chyba trochę u mnie zapulsował. Abym go polubiła, musiałoby minąć
jeszcze wiele czasu, ale wszystko przed nami. Właściwie to musiałabym zacząć
chociaż udawać, że go lubię, bo wtedy przy przekonywaniu moich sióstr, że nimi
naprawdę są i że to mi spadek najbardziej się należy, byłabym wiarygodniejsza.
Zrobiliśmy sobie
kolację i nawet nie był to chleb posmarowany nożem, czy kanapka z bułką, a
warzywa zapiekane na patelni i polane jakimś dobrym sosem. Przypomniałam sobie,
że Paweł nigdy nie przepadał specjalnie za mięsem, więc wcale mnie to nie
zdziwiło, a jego kuchnia wciąż mi smakowała. Starałam się być miła dla Kuby, to
znaczy nie wytykałam mu głupoty na każdym kroku. Chyba to zauważył, bo patrzył
na mnie ze zdziwieniem. Wyszłam na chwilę przed blok, aby w spokoju porozmawiać
z Adamem przez telefon. Próbował się do mnie dodzwonić wcześniej, ale nie
miałam w zwyczaju zabierać telefonu, gdy szłam biegać. Mógł się o mnie martwić
i chyba to robił. Uspokoiłam go, mówiąc o noclegu i zapewniłam, że dobrze sobie
radzę. Mimo, że byłam w obcym mieście, czułam się dość pewnie. Podświadomie
wydawało mi się, że wszystko się ułoży tak jak powinno. Zapewniłam Adama, że za
nim tęsknię, porozmawialiśmy chwilę o wszystkim i o niczym, a potem
zakończyliśmy rozmowę. Wróciłam do mieszkania i znów pojawiły się we mnie
wątpliwości na temat tego, co dalej. Kuba grał z Pawłem w karty, a ja im się
przypatrywałam. Nie lubiłam gier karcianych, bo często przegrywałam. Chwilę
później skończyli, Kuba wyszedł na balkon na fajkę, a potem stwierdziliśmy, że
wypadałoby iść spać. Każde z nas ulokowało się w innym pokoju – Paweł w swoim,
ja w tym z dwoma łóżkami, a Kuba na kanapie w salonie.
Byłam strasznie zmęczona, ale nie mogłam
zasnąć. Co przyłożyłam głowę do poduszki i zamknęłam oczy, w mojej głowie
pojawiały się tysiące myśli, które zabraniały mi spać. Wspomnienia chwil, które
przeminęły stawały się tak wyraźne, jak jeszcze nigdy nie były. Skrzynia, w
której kiedyś próbowałam je zamknąć, po prostu zniknęła, jakby nigdy jej nie było.
Nie da się ot tak wykreślić prawie trzech lat z życia. Może i przez jakiś czas
czułam się dobrze, wreszcie byłam wolna i mogłam szaleć, bo związek mnie
ograniczał, ale bałam się przyznać nawet przed samą sobą, że coś, co było
między mną i Pawłem nigdy nie zgasło do końca. A teraz on był w pokoju obok, a
śpiący w salonie Kuba nie stanowił żadnego problemu. Falka, opanuj się! O czym
ty myślisz? Wystarczyło kilka godzin spędzonych z nim, a już przestawiłam się
na stare przezwisko i stare nawyki. Do tego czułam jakiś stres spowodowany
chyba tym, że byłam w obcym mieście i nie wiedziałam, co dalej. Wiedziałam, że
będę musiała przycisnąć Kubę, aby wyjawił mi wszystko po kawałku. Tym razem nie
ucieknę. Niech się stanie, co się ma stać. I tak wiem już za dużo. Ale teraz
nie potrzebowałam tej wiedzy, bo na pewno nie ułatwiłaby mi zaśnięcia.
Potrzebowałam ciepła i uczucia, które ktoś mógłby mi okazać. Nie wiem czy to
przez brak Adasia, który ostatnio był na każde moje zawołanie, czy przez
obecność Pawła. Ale takie myślenie w ogóle nie pomagało w zaśnięciu, a
potęgowało głupie myśli. Druga zarwana nocka z rzędu mogła nie wyjść mi na
dobre.
Usiadłam na łóżku i zastanowiłam się, co
tak właściwie mam robić. Na myśl przychodziła mi tylko jedna rzecz. Mimo, że
próbowałam ją zwalczyć, stłumić, pojawiała się w mojej głowie ze zdwojoną siłą
za każdą próbą. Raz się żyje. Chciałam się tylko przytulić, poczuć czyjąś
bliskość. Ostatnio potrzebowałam dużo więcej ciepła niż zwykle, może dlatego,
że w moim życiu działo się zdecydowanie zbyt dużo i na każdym kroku musiałam
upewniać się, że nie straciłam nagle wszystkiego, że nie spaliłam za sobą
żadnych mostów. Przez tę fatalną wizytę w Malborku, zaczęłam bać się rzeczy, w
które wcześniej nie wierzyłam. Czasem wpadałam w paranoję, mając wrażenie, że
ktoś nade mną stoi, choć nikogo nie było. I wtedy z pomocą przychodził mi Adam,
do którego mogłam zadzwonić w każdej chwili. Mimo, że nie powiedziałam mu
wszystkiego na temat wydarzeń z Malborka, zdawał się mnie rozumieć. Ale teraz
go nie było przy mnie, a nie chciałam zawracać mu głowy. Wstałam i wyszłam na
palcach z pokoju. Wypiłam szklankę wody z kranu, ale i to nie pomogło. Pomocy,
ratunku! Ze mną dzieje się coś niedobrego. Przeszłam przez korytarz na palcach
i uchyliłam drzwi pokoju Pawła.
- Śpisz? – zapytałam szeptem. Podniósł
się na łokciach i wbił we mnie spojrzenie. Musiałam zabawnie wyglądać w jego
koszulce, ale nie pomyślałam o tym, aby zabrać coś do spania.
- Jeszcze nie – zaprzeczył.
- Mogę wejść? – zapytałam. Jeśli
powiedziałby, że nie mogę, to zrozumiałabym to i wróciła do siebie.
- Chodź – powiedział, po czym przesunął
się do ściany, robiąc mi miejsce.
Zamknęłam za sobą drzwi i ułożyłam się
obok niego na boku i patrzyłam mu w oczy, z których swego czasu mogłam wyczytać
wszystko. Teraz, gdy oddaliliśmy się od siebie, sprawiało mi to trudność.
Pogłaskałam go wierzchem dłoni po policzku, po jego delikatnym zaroście, który
tak lubiłam, a później przejechałam po jego krótkich włosach. Patrzył na mnie
niepewnie, jakby czekając na mój kolejny ruch. Opowiadałam mu dzisiaj o Adasiu,
wspominaliśmy stare czasy, ale nigdzie poza moimi myślami nie pojawiło się nic,
co miałoby zwiastować powrót do nich. Bo to, że się do niego przytuliłam nie
musiało wcale tego oznaczać. Sama zresztą nie wiedziałam, czego właściwie chcę.
- Co jest? – zapytał mnie, po czym
odgarnął mi włosy z czoła za ucho i złapał mój podbródek, kierując go ku sobie.
- Sama nie wiem. – Spróbowałam się
uśmiechnąć. – Wiesz, wtedy wydawało mi się, że to, co było między nami zgasło
zupełnie, pozostała jedynie nic nieznacząca iskra. A teraz ta iskra zaczyna
płonąć coraz mocniej. Nie słuchaj mnie, chrzanię głupoty.
Nie odpowiedział, tylko pogładził mnie
po ramieniu. Delikatnie, opuszkiem palca przesunął po całej mojej ręce, a mnie
przeszedł przyjemny dreszcz. Upajałam się zapachem jego perfum, których tak
dawno nie czułam. Przerzuciłam rękę na jego tył i podrapałam go po plecach.
Jeszcze przez chwilę na nowo poznawaliśmy mapę swych ciał błądząc po nich
dłońmi, aż w końcu odważyłam się przerwać milczenie. Czułam, że on mnie
zrozumie i nie będzie zadawał głupich pytań. A coś, co dusiło się we mnie od
niemal miesiąca bardzo chciało wyjść na powierzchnię. Usiadłam, opierając się
plecami o ścianę i podkuliłam nogi pod brodę. Paweł również się uniósł i zajął
miejsce obok mnie, obejmując mnie ramieniem i wlepiając we mnie zaciekawione
spojrzenie.
- Pewnie zastanawiasz się, jaka sprawa
przyciągnęła mnie tutaj, do Poznania – zaczęłam niepewnie. Kiwnął głową na
znak, że tak właśnie było. – Pamiętasz jak wyglądała moja sytuacja rodzinna,
nie? – zapytałam przekrzywiając głowę. Miałam nadzieję, że nie będę musiała mu
chociaż tego tłumaczyć.
- No, mieszkałaś z ciotką, bo twoja
matka nie żyła, a ojciec zniknął dawno temu, tak? – zapytał, po czym uniósł jedną
brew czekając z zaciekawieniem na ciąg dalszy mojej historii. Pokiwałam głową.
- To powiedz mi, co byś zrobił na moim
miejscu. Wyobraź sobie, poznajesz w tramwaju miłego człowieka, który dopiero
się przeprowadził, idziecie na obiad, na kawę i któregoś razu jedziecie do
Malborka. A tam okazuje się, że ten miły człowiek jest twoim dalekim kuzynem i
dostał zlecenie od twojego ojca, aby cię odnaleźć – urwałam, odetchnęłam ciężko
i czekałam na jego reakcję.
- Zdziwiłbym się – powiedział. – Bardzo
bym się zdziwił.
- To słuchaj dalej. Dojechaliśmy na
miejsce i okazało się, że mój ojciec zmarł parę godzin wcześniej. Nie znałam go
prawie, no trudno. Ale mam cztery siostry, każda mieszka gdzieś indziej i
jeździmy po Polsce, aby je znaleźć, bo tatuś zażyczył sobie, że przy odczytaniu
testamentu wszystkie muszą być obecne. A mi kasy potrzeba, ciotka straciła
pracę – znów urwałam. Odsunęłam się na chwilę od niego i spojrzałam mu głęboko
w oczy.
- Przykro mi – szepnął.
- Wiesz, może nie mam serca, ale śmierć
ojca mnie niespecjalnie przejęła. Gorzej z innymi rzeczami. – Wzruszyłam
ramionami, westchnęłam i odgarnęłam dłonią włosy za szyję. – Moja rodzina to
jakiś specjalnie uzdolniony ród, jest jakaś Rada, w której zasiadał mój ojciec
i ma zasiąść jedna z nas. Chciał nas chyba przed tym ochronić, ale zmarł zbyt
szybko. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Z takim czymś spotkałem się tylko w
książkach od historii, więc chyba ci nie pomogę – powiedział.
- Ale to nie jest najgorsze… –
powiedziałam, po czym urwałam na chwilę i spojrzałam na Pawła. – Rada niech
sobie będzie, ale jest jeszcze jedna rzecz, o której nie wiem jak ci
powiedzieć. – Zamilkłam, zastanawiając się, jak ubrać w słowa te wieści o
magii, czy cokolwiek to było.
- Najlepiej prosto z mostu. – Uśmiechnął
się. – Tak jest najłatwiej.
- W takim razie, obiecaj mi, że mnie nie
wyklniesz, nie zejdziesz na zawał i że nikomu nie powiesz. – Chciałam się
upewnić. Sama nie wiem, dlaczego wybrałam akurat go do podzielenia się tą
informacją, ale wątpiłam, że wytrzymałabym z tym dłużej.
- Obiecuję – powiedział. Zaczerpnęłam
powietrza, usiadłam naprzeciwko niego i złapałam go za ręce.
- Jesteś pewien? To, co ci teraz powiem,
może ci zrujnować cały światopogląd, wszystko, co dotąd poznałeś. – Mówiłam
dość cicho, aby Kuba mnie nie usłyszał. Nie chciałam, aby wiedział, że
podzieliłam się tą wiedzą z kimś spoza rodziny. Najłatwiej zwierzać się komuś,
z kim nie ma się na co dzień kontaktu.
- Jestem pewien – odpowiedział.
- W takim razie, wierzysz w jakieś
zjawiska paranormalne? Byłbyś w stanie zaakceptować to, że ktoś może wpływać na
pogodę, wywoływać deszcze, czy coś? – zapytałam. Starałam się przekazać to mu w
najdelikatniejszej formie, w jakiej potrafiłam.
- Jeśli bym zobaczył, to myślę, że bym
to zaakceptował. A co? Ten ród to jakaś sekta i was tam tego uczą? – zapytał
dość ironicznie. Gdybym sama na początku tak nie myślała i nie widziała na
własne oczy tego, co robił Kuba, w życiu bym mu nie uwierzyła.
- To nie jest sekta, nikt nie wie, skąd
to się bierze. Ale jeden ród w Radzie ma jeden talent, niektórzy mają dwa. Kuba
potrafi wpływać na pogodę i się teleportować – wykrztusiłam w końcu. Odpowiedź,
jaką mogłabym uzyskać, nie była ważna. Liczyło się to, że wreszcie komuś o tym
powiedziałam. Jeszcze trochę, a trafiłabym do psychiatryka na oddział
zamknięty.
- To fizycznie niemożliwe, Falka –
powiedział jakby z przerażeniem w głosie. – To niemożliwe. Widziałaś jak to
robił?
- Widziałam. Zwiewałam mu przez to przez
cały Malbork. – Uśmiechnęłam się w duchu na wspomnienie tej chwili. – Najpierw
rozgonił chmury, a potem zniknął i pojawił się jakieś dwadzieścia metrów dalej.
Nic nie ćpałam, też nie umiem tego wyjaśnić.
To, co mu powiedziałam, chyba go
przeraziło. Zamilkł na dłuższą chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć. Moja reakcja
była podobna, więc wcale mnie to nie zdziwiło. Teraz już uwierzyłam, że
faktycznie coś może w tym być i starałam się jakoś to sobie logicznie wyjaśnić.
- Nie musisz mi odpowiadać, nie musisz
nic komentować. Potrzebowałam po prostu się komuś wygadać i bardzo ci dziękuję,
że dałeś mi tę możliwość – powiedziałam spokojnie. – Źle się czuję z tą wiedzą,
a to, że Kuba spławia mnie ogólnikami, denerwuje mnie jeszcze bardziej –
dodałam, po czym wzruszyłam ramionami.
- Dla mnie zawsze będziesz tą samą
Falką, jaką byłaś kiedyś – powiedział, po czym objął mnie znów ramieniem.
Położyliśmy się na bokach, twarzami zwróceni ku sobie. Patrzyliśmy sobie w
oczy, uśmiechaliśmy się do siebie. Czułam, że ta noc to nasze pożegnanie, które
jedynie zostanie w pamięci i nie zostanie powtórzone.
- Dziękuję – powiedziałam, po czym
zbliżyłam usta do jego ust i pocałowałam go krótko i zdecydowanie. Sama nie
wiedziałam, po co to zrobiłam, ale zaraz po tym zasnęłam. To właśnie snu było
mi trzeba.
Nie zeby cos, ale w koncu dzieje sie cos ciekawego. Moze mam dziwne wymagania, ale dopiero teraz mam wrazenie, ze bohaterowie - w sumie bohaterka - sa jakos bardziej... czlowiekiem z krwi i kosci. Rozdzial wyszedl wysnienicie :)
OdpowiedzUsuń