czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział XX cz. II

[Maja]

Rozmowę z Pawłem przerwał mi dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się gości, a na spotkanie z notariuszem byliśmy umówieni dopiero na później. Rozłączyłam się i przeszłam do korytarza. Spojrzałam w wizjer, a moim oczom ukazał się Kuba, a za nim stały Emilia i Jula. Czego chcieli? Przecież do wizyty u notariusza pozostały jeszcze dwie godziny.
- Co tu robicie? – zapytałam. Kuba się uśmiechał, a mina Emilii była jakby skwaszona.
- Notariusz zadzwonił i mamy się stawić jednak za pół godziny – powiedział Kuba. – Nie było czasu, aby po ciebie dzwonić, więc stwierdziliśmy, że zgarniemy cię po drodze.
- A reszta? – Rozejrzałam się i nie zauważyłam nikogo poza nimi.
- Czekają na dole – powiedziała Julia. – Winda nie działa, a Luśka w swoich szpilkach zrezygnowała z wchodzenia po schodach. – Roześmiałam się na myśl, jak komicznie musiała wyglądać sytuacja przed blokiem.
- Niech wam będzie – powiedziałam i wyciągnęłam z szafki botki na koturnie. Nie miałam ochoty wychodzić, ale wierzyłam, że po uregulowaniu wszystkiego u notariusza w końcu będę mieć spokój.
Zeszliśmy na dół, rozmawiając o tym, co mamy jeszcze do załatwienia. Luśka opowiadała coś Anicie i żywo przy tym gestykulowała. Obie rzuciły mi coś w stylu „Cześć” i kontynuowały rozmowę. Piotr i Mikołaj, jak później wyjaśniły mi Jula i Mi, zostali w mieszkaniu Kuby, bo w końcu ich sprawa spadku nie dotyczyła. Miałam wrażenie, że podczas mojej nieobecności coś się stało, bo Luśka nie zbliżała się do Kuby, a Anita wiernie jej towarzyszyła. Zastanawiałam się, kogo zapytać, o co im poszło. Najpierw pomyślałam o Jakubie, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to mogłoby być bardzo subiektywne i najlepiej wyjaśni mi to Anita. Miałam nadzieję, że to po prostu chwilowy foch Luśki, jakich miewała sporo i nie odbije to się jakoś specjalnie na naszych nowych rodzinnych relacjach. Już wczoraj wieczorem coś odwalała, gdy wydzwanialiśmy do niej z Mikołajem, a on później pojechał z nią porozmawiać. To, że Emilia sprzymierzyła się z Kubą, rozumiałam. Między nimi była nić porozumienia wywołana tym, że oboje mieli wcześniej dość długą styczność z Danielem. Luśka chyba nie polubiła Juli, więc wspólne spiskowanie przeciwko Kubie nie ł wchodziło w grę w tym przypadku. Tak to widziałam, ale miałam świadomość, że mogło być zupełnie inaczej. Nie zamierzałam oceniać więcej, zanim nie poznam prawdy. Poszliśmy na przystanek tramwajowy i zaczekaliśmy na Trójkę. Podobno spotkanie miało odbyć się gdzieś na Starym Mieście.
Tramwaj jak zwykle jechał dość ospale i trząsł się niemiłosiernie. Kuba stał obok mnie i wpatrywał się za okno. Nie rozmawialiśmy, a atmosfera wydawała się być ciężka. Anita próbowała jakoś ją rozładować i opowiadała kawały o notariuszach i prawnikach, które kiedyś zasłyszała od znajomych. Roześmiałam się kilka razy, ale to nie sprawiło, że napięcie opadło. Mimo, że Kuba mniej więcej powiedział nam, co przepisał nam w spadku ojciec, każda z nas jakby obawiała się tego spotkania.
Wysiedliśmy przy Bramie Wyżynnej i przeszliśmy przez Targ Węglowy, aby chwilę później znaleźć się na ulicy Piwnej. To tutaj po raz pierwszy spotkałam się z Kubą. Minęliśmy knajpkę, w której byliśmy i kilka innych i podeszliśmy do drzwi jednej z kamienic, pomiędzy dwoma kafejkami. Nie było żadnego szyldu informującego o tym, że mieści się tutaj kancelaria notarialna, a na domofonie widniał napis Orwas Witold. Może i nie powinnam oceniać po imieniu, ale odniosłam wrażenie, że to będzie najnudniejszy czas w moim życiu. Nie lubiłam takich oficjalnych wizyt. Kuba nacisnął przycisk przy nazwisku, powiedział kim jest i w jakiej sprawie przyszedł, a chwilę później usłyszeliśmy dźwięk sygnalizujący, że możemy nacisnąć klamkę i wejść do środka.
- Trzecie piętro – rzucił Kuba i zaczęliśmy wspinać się po schodach. Anita z Luśką szły na początku, za nimi ja i Jakub, a cały nasz poczet zamykały Mi i Jula. Zapukaliśmy do drzwi, które otworzyły się po chwili, a za nimi stał siwowłosy mężczyzna o dość miłych rysach twarzy. Na nosie miał okulary, a ubrany był w ciemnoszary garnitur, spod którego wystawała bordowa koszula. Zaprosił nas gestem do środka, a naszym oczom ukazało się mieszkanie urządzone w starym stylu, gdzie panował idealny porządek. Usiedliśmy przy dużym, rzeźbionym stole w taki sposób, że notariusz siedział po jednej stronie, a nasza szóstka naprzeciwko niego. Kuba zajął się wszystkim wcześniej, że nam właściwie pozostawało tylko złożyć podpisy w odpowiednich miejscach i ustosunkować się do tego, co usłyszymy.
- To bardzo smutne, że większość z pań nie miała okazji poznać mojego przyjaciela, a waszego ojca Daniela – powiedział Witold w którymś momencie. – Był dobrym człowiekiem i, mimo swoich wad, starał się zapewnić wam w miarę dobre życie. To wszystko się tak złożyło, że nie mógł was wychować, choć bardzo chciał. Pewnie ucieszyłby się, gdyby zobaczył was w pełnym gronie.
- To prawda – powiedziała Emilia, a wszystkie pokiwałyśmy głowami. Luśka co prawda nie przejawiała entuzjazmu, ale z tym stwierdzeniem musiała się zgodzić.
- Straszna choroba zabrała go w tak krótkim czasie. – Mężczyzna zadumał się. – Gdyby nie Jakub, nie zdołałby załatwić wszystkiego, bo i mój czas był dość ograniczony.
Później opowiedział nam historię, jak poznał Daniela wiele lat temu. Z tego, co mówił mi wcześniej Kuba wiedziałam, że notariusz został wtajemniczony w kwestie talentów i Rady. Dowiedziałyśmy się też, że przysługują nam prawda własności do domu w Malborku, który wcześniej odwiedziłyśmy i dość dużą sumę pieniędzy do podziału. Z tym, że Daniel zażyczył sobie, abyśmy otrzymały możliwość skorzystania z niej dopiero po ukończeniu dwudziestego roku życia. Na chwilę obecną, jedyną uprawnioną była Emilia, a mi i Luśce brakowało miesiąca. Zauważyłam niezadowolenie na ustach Julii i Anity, ale musiały się z tym pogodzić.
- Mam nadzieję, że nie mamy jeszcze żadnego dodatkowego rodzeństwa – powiedziała Anita jakiś czas później. – W końcu wpadki chodzą po ludziach – dodała.
Notariusz zażartował, że mamy jeszcze jedną siostrę i młodszego brata, a my niemal dostałyśmy grupowego zawału. Widząc naszą reakcję, szybko się z tych słów wycofał. I dobrze. Cztery siostry to i tak duża ilość.
- Słyszałam, że szósta córka najczęściej jest demonem – opowiedziała Anita. – Dlatego wolałabym nie mieć więcej rodzeństwa. – Roześmiałyśmy się z tej legendy i z tego, że nasza siostra chyba musiała w to wierzyć, skoro powiedziała o tej teorii w obecności notariusza. Jednak patrząc na to z perspektywy ostatnich wydarzeń – nic nie mogło mnie już zdziwić. Jeśli to wszystko dobrze nagiąć, to i może czarownice, upiory i wróżki istniały?
Poza tym, nudziłam się strasznie i zaczynała boleć mnie głowa. Mogło to być związane z dawką alkoholu, którą przyjęłam wczoraj, ale także oznaczało, że jeśli o tym myślę, to nie mam niczego ciekawszego do roboty niż rozważanie, od czego boli mnie głowa i ile w końcu wypiłam. Co chwilę zdarzały mi się momenty zawieszenia, w których nie słuchałam tego, co mówi notariusz. Anita chyba też zaczęła się nudzić i wpatrywała się w ścianę, jednocześnie kiwając się na boki, zaś Mi odkryła z przerażeniem, że odprysł jej lakier na jednym z paznokci i jakby zastanawiała się, co ma zrobić. Jula i Luśka słuchały uważnie słów notariusza, a Kuba chyba się zamyślił. Właściwie on był tutaj iście towarzysko i nasze sprawy właściwie go nie dotyczyły. Był kimś w rodzaju przewodnika, który pomagał nam poradzić sobie z tym nowym życiem, którego żadna z nas, oczywiście poza Emilią, nie znała.
Podpisałyśmy odpowiednie papiery odnośnie dziedziczenia i po jakimś czasie opuściłyśmy kamienicę, w której mieszkał notariusz. Czułam, że potrzebuję kawy i miałam wrażenie, że zasnę na stojąco. W tramwaju zdarzało mi się przysnąć kilka razy, ale przynajmniej siedziałam, więc nie wyglądało to aż tak głupio. Kuba zarządził, że jedziemy do niego i tam pomyślimy, co robić dalej. Właściwie mogłybyśmy już wracać do domu i rozstać się na wieki, ale wydawało mi się, że nie pójdzie tak łatwo. Zdążyłam przyzwyczaić się do dziewczyn i do Kuby. Znalazłam wspólny język z Anitą i potrafiłyśmy przegadać całą noc, a Luśka była moją bliźniaczką i też nasze kontakty wyglądały dość dobrze. Z Emilią i Julą było nieco gorzej, ale też udawało nam się porozmawiać na niektóre tematy.
Gdy wyjeżdżałam z Kubą do Poznania myślałam, że to wszystko zakończy się od razu, po prostu odbiorę spadek i wrócę do normalnego życia, bez nauki magii, której nie potrzebowałam. Ale to nie było takie proste, bo nie da się cofnąć niektórych wydarzeń. Wszystko, co było musi mieć swój skutek i teraz już byłam pewna, że nie wrócę do stanu sprzed wyprawy, a cały ład, który miesiącami układałam w moim życiu, będę musiała zbudować od nowa, dodając nowe elementy. Wracał Paweł, pojawiały się siostry, a Adam prawdopodobnie znikał. Zupełnie nie byłam przygotowana na to nowe życie i bałam się go. Przerażało mnie spotkanie z Radą, które miało mieć miejsce w niedalekiej perspektywie,  powrót na uczelnię i codzienne widywanie Adama, jak i wszystkie skutki umiejętności teleportacji.
Mikołaj i Piotr zrobili obiad podczas naszej nieobecności, więc pierwszym, co zrobiliśmy po powrocie do mieszkania Kuby, było zjedzenie potrawy. Później Luśka i Anita postanowiły pozmywać, a my siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy o tym, co nas czeka. Kuba próbował zapewnić nas, że nie będzie źle, ale miałam wrażenie, że sam w to nie wierzył. Mój kiepski nastrój dodatkowo potęgowany był tym, że znów wylądowałam u Pawła, a skoro chciałam pogodzić się z Adasiem, to wypadałoby jednak zerwać wszelkie kontakty z byłym chłopakiem. Tyle, że nie chciałam tego robić, chciałam mieć ich obu. Pawła, jako przyjaciela, a Adama, jako chłopaka. Taki układ odpowiadałby mi całkowicie, ale byłam chyba jedyną, która była tego zdania.
- Miśka, czym się tak zadręczasz? – zapytała mnie Emilia. – Znowu myślisz o tym Adamie? – W jej głosie widziałam troskę, ale nie chciałam opowiadać jej o tym, co chodzi mi po głowie.
- Poniekąd – powiedziałam. – Powinnam w końcu się z nim pogodzić, ale po tym, co odwaliłam w nocy nie wiem, czy są jeszcze jakieś szanse. Zdecydowanie nie powinnam używać telefonu, gdy jestem pijana.
- Może do niego zadzwonić? – zaproponowała Mi. Pokręciłam głową, a na mojej twarzy wymalował się nieprzyjemny grymas. – Przecież, jeśli mi się nie uda, to nic się nie zmieni, prawda?
- Teoretycznie tak, ale boję się, że… – zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć.
- Czego się boisz? Że to coś zepsuje? Albo ci go zabiorę? Przecież jestem z Piotrem, jest mi z nim dobrze, a tobie tylko chcę pomóc – powiedziała. Miałam wrażenie, że coś kombinuje, ale nie miałam pojęcia, co jej chodzi po głowie.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy – odparłam i spojrzałam na sufit.
- Daj telefon, zadzwonię do niego. – Jej głos był stanowczy. – Nie będziesz się męczyć. Cała atmosfera robi się cięższa, gdy zjawiasz się w pobliżu, bo wszyscy musimy znosić twoje nastroje. Czy tak ciężko ci to zrozumieć, że robię to dla twojego i naszego dobra? – Miałam ochotę na nią nawrzeszczeć, bo nie strzelam fochów co pięć minut, jak Luśka, a jedynie czasem dopada mnie melancholia, trochę za dużo piję i miejscami mam ochotę rzucić się pod tramwaj, ale to nie jest ich sprawa, aby cokolwiek zmieniać w moim życiu.
- Co ci szkodzi? – poparła Emilię Julia.
Nie miałam siły się z nimi kłócić, więc odblokowałam telefon, a na wyświetlaczu miałam ustawioną tapetę ze zdjęciem moim i Adama. Podałam go Emilii i powiedziałam jej, że numer znajdzie w kontaktach, popatrzyła chwilę na tapetę, uśmiechnęła się i była jakby trochę zaskoczona. Przepisała numer do swojego telefonu, oddała mi mój.
- Nie musisz dzwonić – powiedziałam i wzruszyłam ramionami. – To moja sprawa i sama ją rozwiążę, kiedy nadejdzie odpowiedni moment.
Włączyłam się do rozmowy na temat książek i ich ekranizacji, a później przeszliśmy do repertuaru w kinach. Nie było to jakoś specjalnie interesujące, ale o czymś trzeba było rozmawiać.
- Będziemy jeszcze dzisiaj coś robić czy mogę wrócić do domu i iść spać? – zapytałam Kubę znad filiżanki kawy. – Powiedzmy, że niezbyt się wyspałam tej nocy – dodałam.
- Myślisz, że pozwolimy ci spać? – Włączyła się Anita. – Nie ma szans.
- Za jakieś pół godziny odwiedzamy Malbork – powiedział dość spokojnym tonem Kuba. – Mamy tam do załatwienia jeszcze jedną sprawę.
- To znaczy? – zapytałyśmy z Luśką w tym samym czasie.
- Dowiecie się później – rzucił Kuba tonem, jakby to znaczyło „Odwalcie się ode mnie, mam teraz inne sprawy na głowie”. Przez te kilka dni zdołałam go trochę poznać i wiedziałam już, że to swojego rodzaju maska, którą nakładał w sytuacjach, gdy nie był pewien tego, czy jego plany wypalą, a chciał sam zrealizować jakieś przedsięwzięcie. Podobnie było jak jechaliśmy do Malborka po raz pierwszy i podczas naszej podróży do Poznania. Czułam, że wcale go nie znam i, że nie powinnam go oceniać po pozorach, jednak to samo mi się nasuwało i było silniejsze ode mnie.
            Wcześniej zapierałam się rękami i nogami, aby tylko nie pojawiać się nigdy w tym mieście, w którym krzyżacy kiedyś ulokowali zamek, a mój ojciec mieszkał w jednej z kamienic. Pojawiałam się tam już drugi raz w ciągu ostatnich dni i za każdym razem coraz bardziej podobało mi się odkrywanie nowych zakamarków. Tutaj każdy kawałek kurzu i stara fotografia były ważnym elementem, który idealnie pasował do tego mieszkania. Chciałabym zobaczyć, jak ten dom wyglądał kiedyś, gdy jeszcze właściciele się nim zajmowali. Kuba opowiadał mi, że ta kamienica od początku należała do Streichów, ale kilkanaście lat temu, gdy zmarł mój dziadek, a Daniel zajął miejsce w Radzie i był jedynym dziedzicem uwzględnionym w testamencie, wszyscy wynieśli się z Malborka, nawet mimo złożenia przez Daniela propozycji ugody. Teleportowaliśmy się z mieszkania Kuby i jakiś czas później staliśmy w ósemkę w salonie jednego z mieszkań.
            - W takim razie, jakie masz plany? – zapytała Luśka Kubę, a ja zainteresowałam się tym tematem. – Bo chyba teraz już możesz nam powiedzieć, prawda? – dodała.
            - Chciałbym, abyście odwiedziły grób waszego ojca. Myślę, że tak by wypadało, to właściwie wasz ostatni dzień tutaj, a wydaje mi się, że nie odwiedzicie tego miejsca pewnie w najbliższym czasie – powiedział Kuba. Miałam wrażenie, że ciężko mu przychodzą te słowa i było to słychać w jego głosie.
Prawie nie znałam Daniela, ale musiałam iść. To w końcu był mój ojciec i nawet, jeśli nie poświęcał żadnej z nas zbyt dużo uwagi, nie mogłam odpuścić sobie tej wizyty. Cała reszta dziewczyn się wahała.
- To idziemy? – zapytał Kuba.
- Jasne – powiedziała Mi, biorąc tym samym Piotra pod ramię. Znała ojca najlepiej i spędziła z nim podobną ilość czasu co Kuba.
- Nie – powiedziała Luśka. Podejrzewałam, że ona jak zwykle strzeli focha, byle tylko sprzeciwić się Kubie. Ale miałam tym razem wrażenie, że to jest jakaś głębsza sprawa. Nie myślałam wcześniej o tym, co ona myśli poza tym, że jej świat wywrócił się do góry nogami. – Ja zostaję, bo nie ma sensu odwiedzać grobu kogoś, kogo nie poznałam. Moi rodzice są w Poznaniu, a nie tutaj.
Anita i Jula ją poparły, a wszystkie nawet wyraziły coś w rodzaju radości, że mogą pobyć same w tym ogromnym domu. Jakub był dość zdziwiony, ale nie mógł protestować. Co za tym idzie, z dziewczynami został również Mikołaj, a my wybraliśmy się na cmentarz we czwórkę. Mi szła z Piotrem kilka kroków za nami, a ja usiłowałam wytłumaczyć Kubie, dlaczego pozostałe siostry nie chciały iść. Bardzo ciężko wychodziło mu zrozumienie ich sytuacji, a jak dla mnie było to dość logiczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy